Z tego, co wiem, wapń jest najlepiej przyswajalny z produktów mlecznych, więc, uważam, że warto jest spożywać produkty mleczne. Od chyba około dwóch i pół miesiąca (stan na 4 stycznia 2022) regularnie piję kefiry (wyprodukowane BEZ STOSOWANIA GMO, co jest napisane na opakowaniu) oraz rzadziej jem jogurty naturalne (wyprodukowane z mleka od krów karmionych PASZAMI BEZ GMO). Oczywiście w przeszłości też spożywałem produkty pochodzenia mlecznego, ale potem miałem pewną przerwę od mleka, kefirów i jogurtów.
Czytałem kiedyś w jednym artykule, że regularne ćwiczenia fizyczne z ciężarami oraz jazda na rowerze przy jak najmniejszym przełożeniu przerzutki może mieć pozytywny wpływ na nasze kości. Przez całe życie całkowicie unikam kawy i na pewno TAK JEST ZAWSZE – udowodniono, że zawarta w kawie kofeina wypłukuje wapń z kości.
Regularnie przyjmuję też suplementy diety, zawierające witaminę D oraz witaminę D3 – z tego, co wiem jest to dobre dla zdrowia kości.
Jeśli chodzi o regularne ćwiczenia fizyczne z ciężarami, to ćwiczenia te sprzyjają zwiększeniu gęstości tkanki kostnej i są szczególnie zalecane kobietom w okresie po menopauzalnym. Bardzo długo nie brano pod uwagę kobiecych diet jako jednego z czynników utraty tkanki kostnej. Trwające 7 lat, dobrze kontrolowane badania ujawniły, że w czasie stosowania diety, podczas której kobieta traci masę, traci również tkankę kostną. Ostatnie badania dowiodły, że w czasie stosowania diety, podczas której kobieta traci masę, traci również tkankę kostną. Ostatnie badania dowiodły, że w ciągu niespełna 22 miesięcy u kobiet ćwiczących przynajmniej trzy razy w tygodniu nastąpił wzrost gęstości ich kości o 5,2 procenta. Kobiety, które nie ćwiczyły w ogóle straciły w tym czasie 1,2 procenta masy kości. Efektywny trening siłowy składa się z takich ćwiczeń jak wchodzenie pod górę, jazda na rowerze górskim przy jak najmniejszym przełożeniu przerzutki, wspinanie się na stopień oraz ćwiczenia z ciężarami.
Jeśli chodzi o dietę, to unikam CAŁKOWICIE kawy, chipsów, fast-foodów, słodyczy, wszystkich produktów, zawierających rafinowany cukier oraz unikam NADMIARU wszystkich niezdrowych produktów i uważam, że jest to coś dobrego dla moich kości oraz ogólnie dla zdrowia całego mojego organizmu.
Kość jest tworzona przez dwa typy komórek: komórki kościogubne (osteoklasty) i komórki kościotwórcze (osteoblasty). Zadaniem tych pierwszych jest poszukiwanie w tkance kostnej części wymagających odnowy. Osteoklasty rozpuszczają zużyte komórki kości, w wyniku czego w ich miejscu powstaje pusta przestrzeń. Wówczas w to miejsce wędrują osteoblasty i wypełniają to miejsce nową tkanką kostną. W ten sposób kość sama się leczy i odnawia. Proces ten nosi nazwę „ponownego modelowania kości”. Owa zdolność kości do samo naprawy ma naprawdę istotne znaczenie. Jego zaburzenie przyczynia się bowiem do powstania osteoporozy. Kiedy usuwanych jest więcej komórek niż odbudowywanych, wówczas dochodzi do utraty masy kości.
Od mniej więcej półtora miesiąca piję regularnie wodę alkaliczną, czyli taką, jaka powstaje w procesie jonizacji (elektrolizy). Polega on na przepuszczeniu przez wodę prądu elektrycznego. Proces zachodzi przy pomocy jonizatora. W naczyniu z elektrodą ujemną (katodą) powstaje zjonizowana woda alkaliczna, a w naczyniu z elektrodą dodatnią (anodą) – woda kwaśna. Ja piję tylko alkaliczną. Kwaśna ma zastosowanie do innych celów.
Na skutek jedzenia przetworzonej żywności i picia różnych napojów (np. coca cola czy alkohol) organizm zakwasza się. Prowadzi to do chorób i starzenia się.
Coca-cola posiada ORP (potencjał oksydacyjno-redukcyjny) tylko trochę niższy niż 5% kwas octowy (+400 dla kwasu, a +300 do +350 dla coca-coli). ORP określa zdolność (potencjał) roztworu do przyłączania lub oddawania elektronów. Wartości potencjału utleniania-redukcji (utlenianie nie jest możliwe bez równoczesnej redukcji i odwrotnie; jeśli jedna substancja jest utleniana, tj. uwalnia elektrony, to inna substancja przyłącza te elektrony i redukuje się) są mierzone w miliwoltach (mV). Mogą być ujemne lub dodatnie.
Ujemna wartość ORP wskazuje na to, że roztwór zawiera wolne elektrony, które mogą być oddane, tj. roztwór ma właściwości redukcyjne. Takie właściwości posiada woda alkaliczna, która staje się swego rodzaju dawcą elektronów. Dlatego ta woda posiada właściwości przeciwutleniające.
Płyny z ujemnym ORP uzupełniają brakujące im elektrony, zabierając je z komórek i tkanek.
(opracowano na podstawie artykułu Elżbiety Bielińskiej „Kolorowe potrawy chronią wzrok” z 235-go (lipiec 2010) numeru miesięcznika Nieznany Świat)
Jedną z głównych przyczyn ślepnięcia ludzi powyżej pięćdziesiątki jest zwyrodnienie plamki żółtej w oku. Można temu zapobiec, a nawet doprowadzić do cofnięcia się choroby, ale należy jeść kilka razy w tygodniu szpinak, brokuły, kapustę i inne zielone warzywa oraz ryby morskie.
Aż 81 procent Polaków nigdy nie słyszało o zwyrodnieniu plamki żółtej, związanej z wiekiem (inaczej AMD, z ang.Age-related Macular Degeneration). Jest ona wykrywana co roku u około 250 tysięcy osób w naszym kraju. W Polsce ogółem cierpi na nią około 1,9 miliona osób. W Europie z tego powodu choruje 50% pacjentów powyżej 65 roku życia, natomiast liczba chorych na świecie wynosi 50 milionów.
Plamka żółta to bardzo ważna część oka, a jej degeneracja jest związana z uszkodzeniem części siatkówki, która jest odpowiedzialna za centralne, ostre widzenie, a także za prawidłowe postrzeganie barw i kontrastów.
Pacjenci z AMD nie widzą jedynie tego, co znajduje się przed nimi.
Według badań przeprowadzonych przez uczonych jednym z ważnych czynników wpływających na rozwój AMD jest zbyt niski poziom antyoksydantów: witamin A, C, E i beta-karotenu czy kartenoidów: luteiny i zeaksantyny, a także cynku i selenu. Witaminy A, C i E są odpowiedzialne za usuwanie wolnych rodników oraz nawilżają i odżywiają zewnętrzną powłokę oka i dzięki temu nie ulega ona wysuszeniu. Kartenoidy działają jak wewnętrzne okulary słoneczne. Luteina (żółty barwnik obecny w wielu roślinach) chroni oko przed wolnymi rodnikami, a zeaksantyna przyjmuje energię fali światła niebieskiego i chroni przed uszkodzeniami fotochemicznymi. Oba te składniki są zdolne utrzymać plamkę żółtą w dobrym stanie.
Chociaż nie możemy zmienić naszego wieku, genów i płci, zawsze możemy zmienić sposób odżywiania na taki, który będzie bardziej dla nas korzystny.
Żeby dostarczyć naszemu organizmowi kartenoidów, powinno się trzy, cztery razy w tygodniu jeść bogate w luteinę zielone warzywa liściaste – jarmuż, kapustę, szpinak, brokuły, zielony groszek i brukselkę.
Dobrze też, aby w naszym jadłospisie znalazły się kukurydza i szafran, które są dobrym źródłem zeaksantyny. Ryzyko choroby AMD może zminimalizować spożywanie ryb morskich przynajmniej dwa razy w tygodniu. Kwasy tłuszczowe omega 3 (które te ryby zawierają) działają pozytywnie na naczynia krwionośne i siatkówkę oka.
Zrobimy coś bardzo dobrego dla naszych oczu,jeśli wzbogacimy dietę w borówki czernice (są w nich zawarte antycyjanozydy, które mają zdolność do regeneracji części oka odpowiedzialnej za dobre widzenie po zmierzchu).
Zdrowa dieta, przyjmowanie suplementów zawierających luteinę, zeaksantynę, selen, cynk oraz witamin A, C i E, unikanie nikotyny, okresowe badania wzroku u okulisty po ukończeniu 45 lat, noszenie dobranych u optyka, chroniących oko okularów przeciwsłonecznych – mogą skutecznie zapobiec utracie wzroku. (której to obawia się ponad połowa Polaków!)
Trzeba też powiedzieć, że należy unikać jedzenia w barach fast-food’owych chipsów, frytek, przemysłowo produkowanych ciasteczek, zawierających niezdrowe tłuszcze, które mogą doprowadzić do niebezpiecznej, mokrej odmiany choroby AMD.
Dlatego należy unikać szybko przygotowywanej żywności i samemu przygotowywać sobie jedzenie, które będzie dobre dla zdrowia.
(opracowano na podstawie artykułu „Wspaniała, niedoceniana witamina C” z 238-go (październik 2010 – numer jubileuszowy – 20 lat Nieznanego Świata) numeru miesięcznika Nieznany Świat – artykuł z czasopisma powstał na podstawie wykładu wygłoszonego 1 grudnia 2009 roku przez doc. dr hab. Aleksandra Ożarowskiego na spotkaniu z czytelnikami Nieznanego Świata z okazji wręczenia Mu Nagrody Honorowej naszego miesięcznika za 2009 r.)
Z poniższego artykułu wynika, że witamina C jest dobra na wszystko, więc warto ją przyjmować. Ponadto uważam, iż najlepiej spożywać ją w postaci naturalnej i dlatego piję 4 razy w tygodniu od wielu lat wodę mineralną wymieszaną z sokiem z cytryny (sok z 1/2 cytryny na ok. 0,75 litra niegazowanej wody mineralnej).
Bardzo polecam zapobieganie chorobom przeziębieniowym na przykład poprzez spożywanie witaminy C w naturalnej postaci, ruch na powietrzu lub w hali i zapewnienie sobie witaminy D (przebywanie na słońcu, łosoś, surowe niepasteryzowane mleko).
CUDOWNA MOC WITAMINY C
Rośliny w czasie fotosyntezy wytwarzają glukozę (cukier prosty) i przetwarzają ją w kwas askorbowy (znany bardziej jako witamina C). Ludzie nie mogą wytwarzać jej sami, ponieważ nie posiadają w wątrobie odpowiedniego enzymu. Zwierzęta natomiast potrafią wywarzać witaminę C potrzebną do wzmocnienia i odbudowy komórek. Dlatego właśnie zwierzęta nie chorują na udary słoneczne i zawały, tylko my – ludzie.
Wielkie znaczenie witaminy C dla człowieka jest związane przede wszystkim z ochroną przed szkorbutem (gnilcem) – jest to straszna choroba, kończąca się śmiercią w ogromnych męczarniach, ponieważ doprowadza do stanu zapalnego i obrzęku w jamie ustnej. Wypadają zęby i nie można spożywać posiłków. Ponadto powstaje stan ropny. Zapobiec temu może dzienna dawka witaminy C w ilości około 70-80 miligramów.
Od 1928 roku, gdy naukowiec z Węgier, Albert Szent-Gyorgyi, wyizolował z cytryn i papryki kwas askorbowy (witaminę C) rozpoczęły się intensywne badania nad witaminą C, związkiem mogącym zapobiegać szkorbutowi (słynny Vasco da Gama w czasie swojej podróży do Indii stracił 100 marynarzy wskutek tej strasznej choroby, a pozostali powrócili bardzo chorzy).
W trakcie 80 lat badań, wykryto 40 tysięcy doniesień naukowych na temat różnych aktywności leczniczych witaminy C.
Kwas askorbowy może być skuteczny w leczeniu chorób wirusowych, takich jak: wśród dzieci różyczka, ospa wietrzna, opryszczka pospolita, rumień nagły, mononukleoza zakaźna i inne, a u dorosłych: wirusowe zapalenie płuc i wątroby, różne grypy i przeziębienia.
Dwaj badacze (profesor Pauling i Ewan Cameron) stwierdzili dużą przydatność witaminy C w leczeniu przypadków nowotworów hormonozależnych (nowotwór prostaty, jąder, macicy, jajników, pochwy i piersi). Mechanizm polega na tym, że cząsteczki witaminy C rozpadają się w komórkach i wytwarzają nadtlenek wodoru, który – przekształcając się w wodę utlenioną – zabija komórkę rakową.
Terapię dożylną w naszym kraju (dawki do 25 g witaminy C co 2-3 dni jeżeli są przerzuty) prowadzi Polskie Towarzystwo Terapii Chelatowej w Gdyni (ma ono gabinety lekarskie w całej Polsce).
Badania wykazały, że przyczyną męskiej niepłodności są plemniki, uszkodzone częściowo i mało ruchliwe. Wykryto też, że zawartość w nich witaminy C jest niska. Może tu pomóc przyjmowanie przez okres kilku tygodni (doustnie) 2-3 razy w ciągu dnia 1000 mg witaminy C rozpuszczonej w 1/2 szklanki wody. Analitycznie potwierdzono, że plemniki odzyskały zdolność zapładniania i wtedy można zapobiegawczo przyjmować przez kilka miesięcy witaminę C w dawkach wynoszących 500 mg, z rana i wieczorem.
Kwas askorbowy niszczy również nadmiar wolnych rodników i przywraca stan równowagi (czyli homeostazy). Każdy człowiek posiada te rodniki, które działają przeciwko szkodliwym drobnoustrojom, ale ich zbyt duża ilość może prowadzić do uszkodzeń śródbłonka, ścian komórek i materiału genetycznego.
Witamina C ma także działanie przeciwalergiczne, a w połączeniu z pewnymi pierwiastkami (wapniem, magnezem, potasem, cynkiem) i innymi mikroelementami pomaga utrzymać równowagę kwasowo-zasadową. Zaleca się (w przypadku równowagi kwasowo-zasadowej) stosować 250-500 mg witaminy C, którą rozpuszczamy w 1/3 szklanki wody 3-4 razy dziennie w takich samych odstępach czasowych. Można (gdy zajdzie potrzeba) podwoić dawkowanie.
Kwas askorbowy (witamina C) ma oprócz tego jeszcze 15 innych pozytywnych oddziaływań, ale tutaj pominiemy to.
Rozpropagujmy wiedzę o witaminie C i jej wspaniałych leczniczych właściwościach wśród rodziny, znajomych i kogo się da, a najlepiej zacznijmy od siebie i pijmy „eliksir wiecznej młodości”, czyli wodę mineralną z sokiem cytrynowym, gdyż oprócz zdrowia zapewni to nam także młodość – witamina C neutralizuje nadmiar wolnych rodników, które są jednym z czynników odpowiedzialnych za starzenie organizmu.
Sugar Blues to opowieść o rafinowanym cukrze, jednej z najpowszechniej używanych w naszej współczesnej cywilizacji substancji, która jest głównym składnikiem niezliczonej ilości produktów, które jemy i pijemy, od owsianki do zupy i od coli do kawy. Spożywany przez każdego w ilości kilkudziesięciu kilogramów rocznie jest równie uzależniający jak nikotyna czy heroina, jest też równie trujący i odpowiedzialny za współczesne epidemie, poczynając od depresji a na zakrzepicy tętnicy wieńcowej kończąc. Działa bardzo podstępnie niszcząc powoli organizm osób, które go spożywają.
Książka Sugar Blues została zainspirowana przez antycukrową krucjatę legendy Hollywood, Glorię Swanson. Autor przedstawia w niej historię wprowadzenia tej trucizny do naszej diety, od czego zaczęły mnożyć się choroby zwane dziś cywilizacyjnymi i nieuleczalnymi, a ich liczba jest tak wielka, że aż przeraża. Autor na własnym przykładzie opisuje, do jakich zniszczeń w organizmie może doprowadzić spożywanie rafinowanego cukru, który jest pozbawiony witamin, minerałów, enzymów, aminokwasów i włókien obecnych w burakach i trzcinie, z których jest wytwarzany. Co więcej, wypłukuje te substancje z organizmu prowadząc do poważnych zaburzeń.
W poprzednich wiekach, kiedy cukier był bardzo drogim ?rarytasem?, na który stać było tylko najzamożniejszych, ludzie doskonale zdawali sobie sprawę z jego szkodliwości, mając punkt odniesienia w postaci szerokich rzesz, których nie było nań stać. Dziś, kiedy każdy z nas zatruwany jest nim od kołyski, uzmysłowienie sobie jego szkodliwości jest niezwykle trudne, stąd różne dziwaczne teorie tworzone na temat genezy chronicznych, nieuleczalnych chorób, które ani trochę nie przybliżają nas poradzenia sobie z nimi. Dobrze byłoby, żeby badacze medyczni wrócili do korzeni i ponownie przejrzeli się rafinowanemu cukrowi, którego ograniczenie, a najlepiej eliminacja z naszej diety, z całą pewnością odciążyłoby systemy zdrowia, a ludziom podniosło komfort życia.
Sugar Blues to książka, która pomogła wyleczyć się milionom ludzi na świecie.
RAFINOWANY CUKIER – NAJSŁODSZA TRUCIZNA
Wiele różnych schorzeń, zarówno fizycznych, jak i psychicznych, ma bezpośredni związek ze spożywaniem „czystego”, rafinowanego cukru, czyli sacharozy.
DLACZEGO CUKIER JEST TOKSYCZNY DLA ORGANIZMU?
W roku 1957 dr William Coda Martin próbował odpowiedzieć na pytanie: „Kiedy żywność jest żywnością, a kiedy trucizną?” Jego roboczą definicją „trucizny” było: „Medycznie: każda substancja dostarczona ciału, strawiona lub powstała wewnątrz ciała, która powoduje lub może powodować choroby. Fizycznie: każda substancja, która hamuje aktywność katalizatorów, które są znajdującymi się w organizmie w niewielkich ilościach substancjami chemicznymi lub enzymatycznymi aktywującymi reakcje”. Słownik podaje nawet szerszą definicję „trucizny”: „aby wywrzeć szkodliwy wpływ lub aby wypaczyć funkcję”.
Dr Martin sklasyfikował cukier rafinowany jako truciznę, ponieważ jest on pozbawiony swoich sił witalnych, witamin i substancji mineralnych. „To, co zostaje, zawiera czyste, rafinowane węglowodany. Ciało nie może wykorzystywać tej rafinowanej skrobi i węglowodanów, jeśli nie występują razem z nimi usunięte białka, witaminy i substancje mineralne. Natura dostarcza tych elementów w każdej roślinie w ilościach wystarczających do metabolizowania zawartych w niej w niej węglowodanów. Nie ma środków występujących w nadmiarze dla innych dodanych węglowodanów. Niekompletny metabolizm węglowodanów powoduje tworzenie metabolitów toksycznych, takich jak kwas pirogronowy lub nienormalne cukry zawierające 5 atomów węgla. Kwas pirogronowy akumuluje się w mózgu i systemie nerwowym a nienormalne cukry w czerwonych krwinkach krwi. Te toksyczne metabolity zakłócają oddychanie komórek, które nie mogą zapewnić odpowiedniej ilości tlenu dla przeżycia i normalnego funkcjonowania organizmu. Z upływem czasu niektóre z komórek obumierają. To zakłóca funkcje części ciała i staje się początkiem chorób degeneracyjnych”.
Cukier rafinowany jest szkodliwy, gdy jest spożywany przez ludzi, ponieważ dostarcza tylko to, co żywieniowcy określają jako „puste” lub „gołe” kalorie. Brak w nim naturalnych substancji mineralnych, które obecne są w korzeniu buraka cukrowego. Co więcej, cukier jest gorszy od innych rzeczy, ponieważ drenuje i wypłukuje z organizmu cenne witaminy i substancje mineralne z powodu wymagań procesu trawienia, detoksykacji i eliminacji, co wpływa na cały system.
Równowaga jest tak ważna dla naszych ciał, że mamy wiele dróg, aby zabezpieczyć się przed nagłym szokiem spowodowanym dużym spożyciem cukru. Substancje mineralne takie jak sód (z soli), potas i magnez (z roślin) oraz wapń (z kości) są mobilizowane i wykorzystywane w przemianie chemicznej; wytwarzane zostają neutralne kwasy, które próbują przywrócić równowagę kwasowo-zasadową krwi do normalnego stanu.
Spożywany codziennie cukier powoduje wytworzenie ciągłego stanu nadmiernego zakwaszenia i konieczne staje się pobieranie coraz większej ilości pierwiastków z głębi ciała w celu przywrócenia równowagi. W końcu w celu zabezpieczenia krwi, z kości i zębów zostaje pobrane tyle wapnia, że powstaje próchnica i rozpoczyna się ogólne osłabienie.
Nadmierna ilość cukru ma wpływ na każdy narząd organizmu. Początkowo jest magazynowany w wątrobie w formie glukozy (glikogenu). Ponieważ pojemność wątroby jest ograniczona, dzienny pobór cukru rafinowanego (powyżej naturalnej ilości naturalnego cukru) szybko powoduje, że wątroba rozszerza się jak balon. Gdy wątroba jest wypełniona do swojej maksymalnej objętości, nadmiar glikogenu powraca do krwi w formie kwasów tłuszczowych, które zostają przeniesione do każdej części ciała i magazynowane w najmniej aktywnych miejscach: na brzuchu, pośladkach, piersiach i biodrach.
Gdy te stosunkowo nieszkodliwe miejsca są całkiem wypełnione, kwasy tłuszczowe zostają następnie rozprowadzone do aktywnych narządów, takich jak serce i nerki. To powoduje osłabienie ich funkcji; w końcu tkanki ulegają degeneracji i zmieniają się w tłuszcz. Organizm jako całość zostaje uszkodzony w wyniku ich obniżonej zdolności działania i powodują zakłócenia ciśnienia krwi.
Następuje uszkodzenie parasympatycznego układu nerwowego, a podlegające mu narządy, takie jak móżdżek, stają się mało aktywne i ulegają paraliżowi (rzadko myśli się o normalnej funkcji mózgu jako o czymś równie biologicznym jak trawienie). Zostają opanowane układy krążenia obwodowego i limfatycznego i jakość czerwonych ciałek zaczyna się zmieniać. Występuje nadmierna ilość białych ciałek i spowolnieniu ulega proces tworzenia tkanek. Tolerancja i odporność naszego ciała ulega ograniczeniu wskutek czego nie możemy odpowiednio reagować na ekstremalne zakłócenia, bez względu na to, czy będzie to zimno, ciepło, komary czy bakterie.
Nadmiar cukru wywiera silny negatywny efekt na funkcjonowanie mózgu. Kluczowym czynnikiem w jego prawidłowym działaniu jest kwas glutaminowy, żywotny składnik znajdowany w wielu roślinach. Witaminy B odgrywają główną rolę w podziale kwasu glutaminowego na antagonistyczne-dopełniające składniki, które generują reakcje mózgu takie jak „działanie” lub „kontrola”. Witaminy B są wytwarzane między innymi przez symbiotyczne bakterie, które żyją w naszych jelitach. Kiedy spożywamy codziennie rafinowany cukier, bakterie te marnieją i umierają, co powoduje spadek naszego zasobu witaminy B. Nadmiar cukru powoduje senność i drastyczny spadek naszej zdolności oceny i zapamiętywania.
CUKIER: SZKODLIWY DLA LUDZI I ZWIERZĄT
Niektórych z tych urazów doznali rozbitkowie, którzy przez dziewięć dni jednli i pili wyłącznie cukier i rum. To, co mieli do powiedzenia, przysporzyło bólu głowy propagatorom spożywania cukru.
Wypadek ten wydarzył się w roku 1793, kiedy rozbił się statek wiozący ładunek cukru. Pięciu marynarzy, którzy przeżyli, a następnie zostali uratowani, było przez dziewięć dni zdanych na siebie samych. Byli w stanie wyniszczenia spowodowanego głodem, nie jedząc nic innego oprócz cukru i rumu.
Zainspirowany tym wypadkiem wybitny francuski fizjolog F. Magendie przeprowadził szereg doświadczeń na zwierzętach, których wyniki opublikował w roku 1816. W eksperymentach tych karmił psy pokarmami opartymi na cukrze lub oleju z oliwek i wodzie. Wszystkie psy uległy wyniszczeniu i zdechły.
Rozbitkowie i eksperymentalne psy francuskiego fizjologa dowiodły tego samego – cukier jako stała dieta jest gorszy od braku pokarmu. Czysta woda może utrzymać cię przy życiu przez jakiś czas, cukier i woda – zabije cię. Ludzie (i zwierzęta) nie mogą utrzymać się przy życiu na diecie cukrowej.
Zdechłe psy w laboratorium prof. Magendie uświadomiły przemysłowi cukrowniczemu, jakim niebezpieczeństwem są niezależne badania naukowe. Od tego czasu przemysł cukrowniczy przeznaczył po cichu miliony dolarów na subsydiowanie nauki. Wynajęto najbardziej znane autorytety naukowe, które można było kupić za pieniądze, w nadziei, że uda się znaleźć coś, nawet pseudonaukowego, co pozwoliłoby oczyścić opinię o cukrze.
Mimo to udowodniono, że (1) cukier jest głównym czynnikiem powodującym próchnicę zębów; (2) występując w ludzkiej diecie powoduje nadwagę; (3) usunięcie go z diety leczy objawy okaleczających, szeroko rozpowszechnionych chorób, takich jak cukrzyca, rak i choroby serca.
Sir Frederick Banting, współodkrywca insuliny, odnotował w roku 1920 w Panamie, że wśród właścicieli plantacji cukru, którzy jedli duże ilości produkowanego przez siebie rafinowanego cukru panuje powszechnie cukrzyca. Nie stwierdził jej natomiast u tubylców, którzy żuli jedynie surową trzcinę cukrową.
Pierwsze wysiłki zmierzające do stworzenia pozytywnego obrazu cukru podjęto w roku 1808 w Wielkiej Brytanii, kiedy Komitet Indii Zachodnich poinformował parlament o ufundowaniu nagrody w wysokości 25 gwinei dla każdego, kto przedstawi najbardziej „satysfakcjonujący” eksperyment dowodzący, że nie rafinowany cukier jest dobry do żywienia i tuczenia bydła, krów, wieprzy i owiec.
Pasza dla zwierząt jest często sezonowa i zawsze droga. Cukier był wówczas tani jak barszcz. Ludzie nie zjadali go dostatecznie szybko.
Oczywiście próby żywienia zwierząt gospodarskich cukrem i melasą w Anglii w 1808 stały się katastrofą. Gdy Komitet Indii Zachodnich przygotował czwarty raport skierowany do parlamentu, jeden z członków parlamentu, John Curwin, doniósł, że próbował bez powodzenia karmić cukrem i melasą cielęta. Zasugerował, że może warto byłoby spróbować dodawać cukier i melasę do odtłuszczonego mleka. Gdyby coś z tego wyszło, handlarze cukrem z Indii Zachodnich z całą pewnością rozprzestrzeniliby to na całym świecie. Po tym niepowodzeniu w dodawaniu cukru do paszy krów poddali się.
Z nieustającym zapałem mającym na celu zwiększenie zapotrzebowania rynku na ten najważniejszy produkt rolny Indii Zachodnich, działania Komitetu Zachodnich Indii zostały zredukowane do taktyki, która z powodzeniem służyła propagatorom cukru przez prawie 200 lat. Sprowadzała się ona do rozpowszechniania nie znaczących i ewidentnie głupich ocen pochodzących z odległych miejsc od niedostępnych ludzi z pewnym statusem „naukowym”. Jeden z ówczesnych komentatorów nazwał ich „wynajętymi sumieniami”.
Komitet Parlamentarny tak bardzo popierał lokalnych wodzirejów od cukru, że ograniczył się do zacytowania lekarza z dalekiej Filadelfii, lidera ostatniej amerykańskiej rebelii kolonialnej: „Jak donoszą, wielki dr Rush z Filadelfii powiedział, że ta sama objętość cukru zawiera więcej substancji odżywczych niż jakakolwiek inna znana substancja”. W tym samym czasie dr Rush udowadniał, że masturbacja jest przyczyną obłędu! Cytowanie takich wieloznacznych stwierdzeń oznacza, że nie dałoby się znaleźć w Anglii ani jednego weterynarza, który zalecałby stosowanie cukru jako składnika pokarmowego w żywieniu krów, świń lub owiec.
Przygotowując swoje epokowe dzieło Historia Żywienia, opublikowane w roku 1957, prof. E.V. McCollum (Uniwersytet im. Johna Hopkinsa), czołowy amerykański żywieniowiec i bez wątpienia pionier na tym polu, dokonał przeglądu około 200 000 artykułów naukowych opisujących doświadczenia dotyczące produktów żywnościowych, ich właściwości, wykorzystania i wpływu na zwierzęta i człowieka. Zgromadzony materiał obejmował okres od połowy XVIII wieku do 1940 roku. Z tej wielkiej kopalni badań naukowych McCollum wybrał te eksperymenty, które uznał za znaczące „w odniesieniu do historii postępu w wykrywaniu ludzkich błędów w tym segmencie nauki [żywieniu]”. prof. McCollum nie zanotował ani jednego kontrolowanego eksperymentu naukowego z użyciem cukru w okresie od 1816 do 1940 roku.
Tak się nieszczęśliwie składa, że dzisiejszy naukowcy nie mogą zbyt wiele dokonać bez sponsora. Protokoły nowoczesnej nauki zwiększyły koszty badań naukowych.
W tej sytuacji trudno być zaskoczonym, czytając we wstępie do Historii żywienia McColluma, że „autor i wydawcy są wdzięczni The Nutrition Fundation, Inc. [Fundacji ds. Żywienia] za dotację przeznaczoną na pokrycie części kosztów wydania tej książki”.
Można by zapytać, czym jest Fundacja ds Żywienia, jako że autor i wydawca nie mówią nam tego. Tak się składa, że jest to fasadowa organizacja za którą kryją się czołowi producenci żywności zawierającej duże ilości cukru, tacy jak American Sugar Refining Company, Coca-Cola, Pepsi-Cola, Curtis Candy Co., General Foods, General Mills, Nestle Co., Pet Milk Co. oraz Sunshine Biscuits – łącznie około 45 tego typu przedsiębiorstw.
Zapewne najbardziej znaczącą rzeczą związaną z dziełem McColluma było pominięcie przezeń wcześniejszej monumentalnej pracy, którą pewien profesor Harvardu określił jako „jedną z tych epokowych prac badawczych, które sprawiają, że każdy inny badacz pluje sobie w brodę, że nigdy nie pomyślał o zrobieniu tego samego”. W latach 1930-tych dentysta-badacz z Cleveland w stanie Ohio, dr Weston A. Price, podróżował po świecie – od siedzib Eskimosów po Wyspy Morza Południowego i od Afryki po Nową Zelandię. Jego praca zatytułowanaNutrition and Physical Degeneration: A Comparison of Primitive and Modern Diets nad Their Effects (Żywienie i fizyczna degeneracja: porównanie prymitywnych i współczesnych sposobów odżywiania i ich skutków), ilustrowana setkami zdjęć, została po raz pierwszy opublikowana w roku 1939.
Dr Price uznał cały świat za swoje laboratorium. Jego druzgoczący wniosek zanotowany z przerażającymi szczegółami dotyczącymi każdego odwiedzanego miejsca był prosty. Ludzie, którzy żyją w tak zwanych prymitywnych warunkach, mają wspaniałe zęby i wspaniały stan zdrowia ogólnego. Jedzą naturalne, nie rafinowane pożywienie z ich miejscowego otoczenia. Importowanie w wyniku kontaktu z cywilizacją rafinowanego, słodzonego pożywienia zapoczątkowuje fizyczną degenerację w sposób, który można wyraźnie zaobserwować w czasie jednego pokolenia.
Dawanie posłuchu propagatorom spożywania cukru wynika z naszej ignorancji dotyczących prac takich jak ta dra Price’a. Producenci cukru nie dają jednak za wygraną i sowicie opłacają badania naukowe, lecz laboratoria badawcze nigdy nie ogłaszają niczego konkretnego, co mogłoby być użyte przez nich do promowania cukru. Wyniki badań są niezmiennie złymi wiadomościami.
„Pozwólmy sobie na wizytę u niedouczonego dzikusa, zastanówmy się nad jego sposobem odżywiania i bądźmy mądrzy” – napisał profesor Harvardu Edward Hooten w Apes, Men and Morons (Małpy Ludzie i Debile) – „przestańmy udawać, że szczoteczki i pasty do zębów są ważniejsze niż pasty do butów i ich czyszczenie. Przechowywane pożywienie jest tym, co daje nam sztuczne zęby”.
Gdy badacze kąsają ręce, które ich żywią, i na światło dzienne wypływają istotne wiadomości, powstaje niezręczna sytuacja dla wszystkich. W roku 1958 magazyn Time doniósł, że pewien biochemik z Harvardu i jego asystenci badali przez ponad 10 lat myszy w celu ustalenia, w jaki sposób cukier powoduje próchnicę i jak temu zapobiegać. Badania były finansowane przez Fundację do Badań nad Cukrem i pochłonęły 57 000 dolarów dotacji. Potrzeba było aż 10 lat, aby odkryć, że nie ma sposobu, aby zapobiec próchnicy powodowanej przez cukier. Gdy badacze ogłosili swoje wyniki w Dental Association Journal, źródło finansowania ich badań z miejsca wyschło. Fundacja do Badań nad Cukrem przestało ich wspierać.
Im bardziej naukowcy rozczarowują propagatorów spożywania cukru, tym bardziej muszą oni polegać na ludziach z reklamy.
SACHAROZA: „CZYSTA” ENERGIA ZA NISKĄ CENĘ
Gdy w latach 1920-tych kalorie stały się ważną sprawą i ludzie dowiedzieli się, jak je liczyć, propagatorzy spożywania cukru wystąpili z nowym wabikiem. Zaczęli zachwalać fakt, że w funcie cukru (0,454 kg) jest 2 500 kalorii. Mniej niż ćwiartka cukru zaspokaja 20 procent całkowitego dziennego zapotrzebowania na kalorie.
„Jeśli mógłbyś kupić potrzebną sobie, zawartą w pożywieniu energię tak tanio, jak to można zrobić kupując kalorie zawarte w cukrze” – powiedzieli nam – „twój roczny rachunek za pożywienie byłby bardzo niski. Jeśli funk cukru kosztuje 7 centów, to cała potrzebna ci energia kosztowałaby rocznie poniżej 35 dolarów”.
Bardzo tani sposób na popełnienie samobójstwa.
„Oczywiście nie można żyć na tak niezrównoważonej diecie” – przyznali później – „ale liczba ta pozwala wyobrazić sobie, jak tani jest cukier jako zapewniający energię pokarm. Co kiedyś było luksusem jedynie dla wąskiej grupy uprzywilejowanych, teraz jest pożywieniem najbiedniejszych”.
Później propagatorzy spożywania cukru reklamowali, że cukier jest chemicznie czystszy od mydła Ivory, które zawiera czystego mydła tylko 99,4 procenta, podczas gdy cukier zawiera aż 99,9 procenta czystego cukru. „Żadne pożywienie naszej codziennej diety nie jest czystsze” – zapewniano nas.
Co oznacza czystość poza nie podlegającym dyskusji faktem, że w procesie rafinowania usunięto wszystkie witaminy, sole mineralne, włóknik i białka. W odpowiedzi na ten zarzut propagatorzy spożywania cukru zaproponowali nowy punkt widzenia dotyczący czystości.
„Nie trzeba go sortować jak ziaren fasoli ani myć jak ryżu – każde ziarenko jest identyczne z pozostałymi. Nie ma odpadków podczas jego stosowania. Nie pozostają nieużyteczne kości, jak w przypadku mięsa, ani fusy jak w kawie”.
„Czysty” jest ulubionym przymiotnikiem propagatorów spożywania cukru, ponieważ oznacza co innego dla chemików niż dla zwykłych śmiertelników. Jeśli miód jest oznakowany na nalepce jako czysty, oznacza to, że jest w swoim naturalnym stanie (ukradziony pszczołom, które go zrobiły), bez fałszowania sacharozą w celu zwiększenia jego ilości i bez szkodliwych pozostałości chemicznych, którymi mogą być opryskane kwiaty. Nie oznacza to, że cukier jest wolny od składników mineralnych takich jak jod, żelazo, wapń, fosfor lub witaminy. Proces oczyszczania trzciny cukrowej i buraków cukrowych, któremu poddawane są one w rafineriach, jest tak efektywny, że jego końcowy produkt, cukier, jest chemicznie czysty jak morfina lub heroina. Propagatorzy spożywania cukru nigdy nam nie powiedzą, jaką wartość odżywczą przedstawia ten chemiczny ekstrakt.
Na początku I wojny światowej, propagatorzy spożywania cukru przyoblekli swoją propagandę w gotowe hasło. „Dietetycy wiedzą od dawna, jak wysoką wartość odżywczą posiada cukier” – pisano w rozprawie z lat 1920-tych. „Ale dopiero wojna spowodowała, że ta świadomość trafiła pod strzechy. Zawarta w cukrze energia dosięgła mięśni w ciągu minut – było to przydatne w wojsku jako dawka żywieniowa podawana żołnierzom tuż przed rozpoczęciem ataku”. Propagatorzy spożywania cukru przez lata powtarzali do znudzenia o energetycznej mocy sacharozy, ponieważ nie zawiera ona nic więcej. Energia kaloryczna i smak tworzący nawyk, to wszystko, czym jest sacharoza.
Wszystkie inne produkty spożywcze zawierają oprócz energii coś jeszcze. Wszystkie produkty spożywają niektóre czynniki odżywcze, takie jak białka, węglowodany, witaminy lub składniki mineralne, albo wszystkie je jednocześnie, natomiast sacharoza zawiera wyłącznie energię kaloryczną!
„Szybka” energia, która zdaniem propagatorów spożywania cukru wynosi opornych żołnierzy na szczyty, jest rezultatem tego, że rafinowana sacharoza nie jest trawiona w ustach lub w żołądku, ale przechodzi bezpośrednio do niższej części jelit i stamtąd do krwioobiegu. Nadzwyczajna szybkość, z jaką sacharoza przenika do krwi, przynosi więcej szkód niż pożytku.
Wiele zamieszania dotyczącego rafinowanego cukru powoduje wśród opinii publicznej język. Cukry są sklasyfikowane przez chemików jako „węglowodany”. To wymyślone przez nich słowo oznacza „substancję zawierającą węgiel z tlenem i wodorem”. Wszystko jest w porządku, dopóki chemicy stosują tego typu hermetyczne terminy w swoich laboratoriach podczas rozmowy ze sobą, jednak stosowanie słowa „węglowodany” poza laboratorium – zwłaszcza na oznakowaniu i w języku reklam – do opisu naturalnych, pełnych ziaren zboża (które są podstawową żywnością człowieka od tysięcy lat) oraz rafinowanego przez człowieka cukru (który jest produkowanym narkotykiem i podstawową trucizną ludzi od setek lat) jest w oczywisty sposób niegodziwe. To nieporozumienie umożliwia propagatorom spożywania cukru rozpowszechnianie bzdur mających na celu umacnianie zaniepokojonych matek w przekonaniu, że cukier jest potrzebny ich dzieciom do życia.
W roku 1973 Sugar Information Foundation (Fundacja Informacji Cukrowej) umieściła pełnostronicowe reklamy w ogólnokrajowych miesięcznikach. W rzeczywistości były one zakamuflowaną ucieczką, do jakiej była ona zmuszona po przegranej bitwie z Federalną Komisją Handlu toczonej w sprawie wcześniejszej kampanii reklamowej, która głosiła, że małe dawki cukru przed posiłkiem „zmniejszają” apetyt. „Węglowodany są wam potrzebne i właśnie cukier jest najlepiej smakującym węglowodanem”. Równie dobrze można powiedzieć, że każdy potrzebuje codziennie płynu. Na podobnej zasadzie wielu ludzi może też powiedzieć, że szampan jest najlepiej smakującym płynem. Ciekawe, jak długo Kobieca Unia Chrześcijaństwa pozwalałaby, aby lobby napojów alkoholowych propagowało taki punkt widzenia.
Użycie słowa „węglowodany” do opisu cukru rozmyślnie wprowadza w błąd. Odkąd wymaga się dokładnego podawania wartości pokarmowych na opakowaniach i puszkach, rafinowane węglowodany, takie jak cukier, są umieszczone razem z takimi węglowodanami, które mogą lub nie mogą być rafinowane. Szereg rodzajów węglowodanów jest dodawanych razem dając ogólną zawartość węglowodanów. W rezultacie następuje ukrycie zawartości cukru przed nieświadomym tego faktu klientem. W dużym stopniu do tego zamieszania przyczyniają się chemicy, którzy stosują słowo „cukier” do opisu całej grupy substancji, które są podobne, ale nie identyczne.
Glukoza jest cukrem znajdującym się normalnie wraz z innymi cukrami w owocach i warzywach. Jest podstawową substancją w metabolizmie wszystkich roślin i zwierząt. Wiele naszych podstawowych produktów żywnościowych jest zamienianych w naszych ciałach na glukozę. Glukoza jest zawsze obecna w naszej krwi i często jest zwana również „cukrem krwi”.
Dekstroza, zwana również „cukrem zbożowym”, jest wydobywana syntetycznie ze skrobi. Fruktoza jest cukrem owocowym. Maltoza jest cukrem pochodzącym ze słodu. Laktoza jest cukrem mlecznym. Sacharoza jest rafinowanym cukrem produkowanym z trzciny cukrowej i buraków cukrowych.
Glukoza zawsze była podstawowym elementem krwi ludzkiej. Uzależnienie od sacharozy jest czymś nowym w historii ludzkiego zwierzęcia. Stosowanie słowa „cukier” do opisu dwóch substancji, które wcale nie są do siebie podobne, które mają różne struktury chemiczne i w różny sposób wpływają na organizm, powoduje zamieszanie.
Umożliwia to głoszenie bzdurnych sugestii przez propagatorów spożywania cukru, którzy mówią nam jak ważny jest cukier jako podstawowy składnik ludzkiego ciała, jak jest utleniany w celu produkcji energii, jak jest metabolizowany wytwarzając ciepło itd. Opowiadają oczywiście o glukozie, która jest wytwarzana w naszych ciałach, ale słuchaczom wmawiają, że to chodzi o sacharozę, która jest produkowana w rafineriach. Sytuacja, w której słowo „cukier” może być używane na określenie glukozy zawartej w naszej krwi oraz sacharozy w Coca-coli, jest wprost wymarzona dla propagatorów spożywania cukru i jednocześnie bardzo niebezpieczna dla wszystkich pozostałych.
Ludzie skłaniani są do myślenia o swoich ciałach w taki sam sposób, w jaki myślą o swoich kontach bankowych. Są tak zaprogramowani, że kiedy podejrzewają, iż mają niski poziom cukru we krwi, sięgają po słodycze z automatu lub słodki napój w celu podniesienia jego poziomu. W rzeczywistości jest to najgorsza rzecz, jaką można zrobić. Poziom glukozy w ich krwi ma tendencję do obniżania się, ponieważ są uzależnieni od sacharozy. Ludzie, którzy odrzucają uzależnienie od sacharozy i obchodzą się bez niej, stwierdzają, że poziom glukozy w krwi powraca do normalnego i taki pozostaje.
Począwszy od końca lat 1960-tych miliony Amerykanów powróciły do naturalnych produktów spożywczych. Nowy typ sklepów, sklepy z naturalną żywnością, zachęcił wielu do rezygnacji z usług supermarketów. Naturalna żywność może być instrumentem w przywracaniu zdrowia. Dla wielu ludzi „naturalne” zaczęło oznaczać „zdrowy”. W tej sytuacji propagatorzy spożywania cukru zaczęli wypaczać słowo „naturalne” w celu wprowadzenia w błąd opinii publicznej.
„Wykonane z naturalnych składników” – powtarzają w telewizji bez końca propagatorzy cukru zachwalając jeden produkt za drugim. Słowo „z” nie jest akcentowane w telewizji, a powinno. Nawet cukier rafinowany jest wytwarzany z naturalnych składników. To nic odkrywczego. Jego naturalne składniki to trzcina cukrowa i buraki cukrowe, ale słowo „z” z trudem przekonuje, że nadal zawiera on owe 90 procent elementów zawartych w trzcinie i burakach, które zostały zeń usunięte. Heroina także może być reklamowana jako wykonywana z naturalnych składników. Opium jest równie naturalne, jak burak cukrowy. Istotne jest to, co człowiek z nich wytwarza.
Jeśli chce się unikać cukru w supermarkecie istnieje tylko jedna pewna droga. Nie kupować niczego, dopóki nie stwierdzimy, że na etykiecie w widocznym miejscu widnieje prosty zapis: „bez dodatku cukru”. Stosowanie słowa „węglowodany” jako „naukowego określenia” cukrów stało się standardową strategią obronną propagatorów cukru i jego medycznych apologentów. Jest to ich zasłona bezpieczeństwa.
PRAWIDŁOWE ŁĄCZENIE ŻYWNOŚCI
Czy to będą słodzone płatki zbożowe, ciasto, czarna kawa na śniadanie, hamburgery z coca-colą na lunch czy obiad „smakosza” wieczorem, z punktu widzenia chemii przeciętna dieta amerykańska jest formułą, która gwarantuje bulgoty i kłopoty żołądkowe.
Jeśli nie wziąłeś za dużo insuliny i nie znajdujesz się w stanie szoku hipoglikemicznego, praktycznie nie ma sposobu spożywania samego cukru. Ludzie potrzebują go tak samo jak nikotyny w tytoniu. Głód to jedna sprawa, a potrzeba to inna. Od czasów Imperium Perskiego do dzisiaj cukier najczęściej używany jest do poprawiania smaku pokarmów i napojów jako składnik dodawany w kuchni lub jako przyprawa podawana na stole. Pozostawmy na razie z boku znany efekt działania cukru (długo- i krótkoterminowy) na cały system i skoncentrujmy się na jego działaniu po spożyciu go razem z innymi codziennymi składnikami żywieniowymi.
Gdy babcia ostrzegała, że słodzone ciastka przed posiłkiem „zepsują twoją kolację”, wiedziała, co mówi. Jej wyjaśnienie nie jest może satysfakcjonujące dla chemika, ale jak wiele tradycyjnych aksjomatów z prawa Mojżeszowego dotyczącego żywności koszernej i rozdziału w kuchni zasady te są oparte na latach prób i błędów są oczywiście prawdziwe. Większość współczesnych badań dotyczących łączenia składników pokarmowych jest niczym innym jak odkrywaniem rzeczy, które babcia przyjmowała za pewnik. Każda dieta lub reżym przyjmowana jedynie w celu utraty wagi jest z definicji niebezpieczny. O otyłości mówi się i traktuje się ją jako chorobę Ameryki XX wieku. Otyłość nie jest chorobą. Jest jedynie symptomem, ostrzeżeniem, że z ciałem, organizmem jest coś nie w porządku. Stosowanie diety w celu obniżenia masy ciała jest równie głupie i niebezpieczne, jak branie diety w celu uniknięcia bólu głowy, zamiast szukanie jego przyczyny. Usuwanie symptomu jest jak wyłączanie alarmu. Pozostawia przyczynę nietkniętą.
Każda dieta lub reżym stosowany obojętnie w jakim celu bez zamiaru przywrócenia pełni zdrowia całemu organizmowi jest niebezpieczny. Wielu otyłych ludzi jest niedożywionych, co mocno akcentuje w swojej wydanej w roku 1971 książce Overfed But Undernourished (Przekarmieni ale niedożywieni) dr H. Curtis Wood. Ograniczenie jedzenia może pogorszyć ten stan, chyba że człowiek skoncentruje się na jakości pokarmu zamiast na jego ilości.
Wielu ludzi – włącznie z lekarzami – przypuszcza, że wraz z obniżeniem wagi (masy) ciała obniża się ilość tłuszczu w organizmie. Każda dieta, która jednakowo traktuje wszystkie węglowodany, jest niebezpieczna. Każda dieta, która nie bierze pod uwagę jakości węglowodanów i nie tworzy ważnego dla życia i śmierci rozróżnienia między naturalnymi, nie rafinowanymi węglowodanami jak pełne ziarna i warzywa oraz rafinowanymi przez człowieka, takimi jak cukier i biała mąka, jest niebezpieczna. Każda dieta, która pozwala na spożywanie rafinowanego cukru i białej mąki, bez względu na to jak bardzo „naukową” ma nazwę, jest niebezpieczna.
Odrzucenie cukru i białej mąki i zastąpienie ich pełnym ziarnem, warzywami i sezonowymi owocami jest podstawą każdego sensownego naturalnego reżymu żywienia. Zmieniając jakość węglowodanów można zmieniać jakość swojego życia i zdrowia. Jeśli jecie naturalne jedzenie dobrej jakości, jego ilość z reguły sama dba o siebie. Nikt nie zje pół tuzina buraków cukrowych lub całej skrzynki trzciny cukrowej. A nawet jeśli to zrobi, będzie to mniej niebezpieczne niż zjedzenie kilku uncji cukru.
Cukier wszystkich rodzajów – naturalne cukry, takie jakie znajdują się w miodzie i owocach (fruktoza), jak również rafinowany biały cukier (sacharoza) – ma skłonność do blokowania wydzielania soków żołądkowych oraz hamujący wpływ na naturalną zdolność ruchu żołądka. Cukry nie są trawione w ustach jak zboża lub w żołądku jak tkanki zwierzęce. Gdy są spożywane same, przechodzą szybko przez żołądek do jelita cienkiego. Gdy cukier jest jedzony z innymi składnikami pożywienia – na przykład mięsem i chlebem na kanapce – zatrzymuje się na pewien czas w żołądku. Cukier w chlebie i w coca-coli zostaje tam zatrzymany wraz z hamburgerem i czeka, aż zostaną one strawione. Podczas gdy żołądek pracuje nad cukrem zwierzęcym i rafinowaną skrobią chleba, dodatek cukru powoduje szybką fermentację kwasową za sprawą ciepła i dużej wilgotności panujących w żołądku.
Jedna kostka cukru w twojej kawie wypitej po kanapce wystarczy, aby zmienić żołądek w komorę fermentacyjną. Jeden napój gazowany wypity wraz z hamburgerem wystarczy, aby zmienić twój żołądek w komorę rektyfikacyjną. Ziarno połączone z cukrem, bez względu na to, czy kupujesz je już scukrzone w pudełku, czy sam dodajesz do niego cukier, prawie zawsze gwarantuje fermentację kwasową.
Od niepamiętnych czasów przestrzegano naturalnego prawa dotyczącego łączenia składników pokarmowych. Zauważono, że ptaki jedzą owady o innej porze dnia niż ziarna. Inne zwierzęta mają tendencję do jedzenia jednego pożywienia naraz. Białko zwierząt jedzących mięso jest surowe i czyste.
Na wschodzie zgodnie z tradycją spożywa się yang przed yin. Zupa z miso (sfermentowanym białkiem ziarna soi – yang) na śniadanie, surową rybę (więcej białka – yang) na początku posiłku, potem ryż (który jest mniej yang niż miso i ryba), a następnie warzywa, które są yin. Jeżeli kiedykolwiek spożywałeś posiłek z tradycyjną rodziną japońską i naruszyłeś ten porządek, zapewne poprawili cię uprzejmie, ale bardzo stanowczo (jeśli byli twoimi przyjaciółmi).
Prawo stosowane przez ortodoksyjnych Żydów zabrania wielu połączeń w tym samym posiłku, zwłaszcza mięsa i produktów mlecznych. Specjalne przybory kuchenne są stosowane do posiłków mlecznych a inne do posiłków z mięsa, co wzmacnia przestrzeganie tabu u źródła pożywienia, czyli w kuchni.
Człowiek bardzo wcześnie nauczył się, że nieprawidłowe połączenie żywności może mieć wpływ na jego organizm. Gdy bolał go brzuch z powodu połączenia surowych owoców z ziarnem lub miodu z owsianką, nie sięgał po tabletkę hamującą wydzielanie kwasu. Nauczył się nie jeść w ten sposób. Gdy obżarstwo i nadmiar zaczęły się rozprzestrzeniać, powołano przeciwko nim normy religijne i przykazania. Obżarstwo jest grzechem głównym w większości religii, lecz niestety nie ma specjalnych ostrzeżeń religijnych ani przykazań dotyczących rafinowanego cukru, ponieważ nadużywanie cukru podobnie jak narkotyków nie występowało w czasach, kiedy spisywano święte księgi.
„Dlaczego musimy akceptować jako normalne to, co znajdujemy w wyścigu chorych i osłabionych ludzi” – zapytuje dr Herbert M. Shelton . – „Czy zawsze musimy przyjmować jako pewnik, że aktualne praktyki odżywiania się człowieka cywilizowanego są normalne… Cuchnące stolce, luźne stolce, zaparte stolce, kamykowate stolce, cuchnące gazy, zapalenie okrężnicy, hemoroidy, krwawienie przy oddawaniu stolca, konieczność używania papieru toaletowego – wszystko to stało się normalne”.
Kiedy organizm trawi skrobię i złożone cukry (takie jak w miodzie i owocach), są one rozkładane na proste cukry zwane „monosacharydami”, które są użytecznymi substancjami – składnikami odżywczymi. Gdy skrobia i cukry są zjadane razem i zachodzi fermentacja, zostają one rozłożone na dwutlenek węgla, kwas octowy, alkohol i wodę. Wszystkie te substancje, z wyjątkiem wody, są nie wykorzystywane – są truciznami.
W procesie trawienia białka rozkładane są na aminokwasy, które są wykorzystywanymi substancjami odżywczymi. Gdy białka są wymieszane z cukrem, gniją, rozkładają się na szereg ptomain i leukomain, które są nie wykorzystywanymi substancjami – truciznami.
Enzymatyczne trawienie żywności przygotowuje ją do wykorzystania przez nasze ciała, natomiast rozkład bakteryjny czyni ją dla nich nieprzydatną. Pierwszy proces daje nam substancje odżywcze, drugi truciznę.
Wiele z tego, co uchodzi za nowoczesne żywienie, jest związane z obsesją, manią podejścia ilościowego. Ciało jest traktowane jak konto bankowe. Odkładaj kalorie (tak jak dolary) i wybieraj energię. Odkładaj białka, węglowodany, tłuszcze, witaminy i substancje mineralne – zbilansowane ilościowo – dzięki czemu teoretycznie uzyskasz zdrowe ciało. Ludzie oceniani są dzisiaj jako zdrowi, jeśli mogą wyczołgać się z łóżka, dojść do biura i się podpisać. Jeśli nie mogą tego dokonać, wzywają lekarza, aby uznał ich za chorych i zastosował leczenie szpitalne lub kurację odpoczynkiem.
Co z tego, że spożywa się codziennie teoretycznie wymagane kalorie i substancje odżywcze, jeśli przypadkowe jedzenie w biegu, pokarm złożony z przekąsek fermentuje i gnije w przewodzie pokarmowym. Jaki jest zysk z żywienia organizmu białkami, jeśli gniją one w przewodzie pokarmowym? Węglowodany fermentujące w przewodzie pokarmowym są przetwarzane na alkohol i kwas octowy, a nie na nadające się do strawienia monocukry.
„Aby spożywany pokarm był pożywieniem, musi być on strawiony” – ostrzegał już przed laty dr Shelton. – „On nie może gnić”.
Oczywiście ciało może pozbyć się trucizn wydalając je z moczem i poprzez pory; ilość trucizn w moczu może służyć jako wskaźnik tego, co się dzieje w jelicie cienkim. Ciało ustanowiło tolerancję dla tych trucizn, tak jak dopasowuje się stopniowo do wchłaniania heroiny. Ale jak powiada Shelton, „dyskomfort wynikający z akumulacji gazu, złego oddechu oraz cuchnących i nieprzyjemnych zapachów jest tak samo niepożądany jak obecność trucizn”.
CUKIER A ZDROWIE PSYCHICZNE
W średniowieczu osoby targane wewnętrznymi konfliktami rzadko zamykano w odosobnieniu z powodu ich szaleństwa. Zamykanie ich rozpoczęło się dopiero w Oświeceniu, po tym jak cukier pokonał drogę od przepisu aptekarskiego do produkcji cukierków. „Wielkie odosobnienie chorych umysłowo”, jak nazywa to jeden z historyków, zaczęło się w końcu XIX wieku, kiedy spożycie cukru w Wielkiej Brytanii wzrosło w ciągu 200 lat od szczypty lub dwóch w beczce piwa do ponad dwóch milionów funtów rocznie. W tym okresie londyńscy lekarze zaczęli dostrzegać i odnotowywać nieuleczalne fizyczne objawy „sugar blues”.
Gdy osoby spożywające cukier nie manifestowały wyraźnych objawów fizycznych i lekarze byli z tego powodu zdezorientowani, pacjentów nie uznawano już za będących pod wpływem czarów, ale za szalonych, chorych psychicznie lub niezrównoważonych emocjonalnie. Lenistwo, zmęczenie, rozpasanie, niezadowolenie rodziców – każdy z tych powodów wystarczał do zamknięcia każdego poniżej 25 roku życia w którymś z pierwszych paryskich szpitali dla psychicznie chorych. Aby do nich trafić wystarczyły skargi zgłaszane przez rodziców, krewnych lub wszechpotężnych pastorów parafii. Mamki ze swymi dziećmi, nastolatki w ciąży, opóźnione lub uszkodzone dzieci, starcy, paralitycy, epileptycy, prostytutki lub lunatycy – zamykano każdego, kogo chciano usunąć z ulic lub pola widzenia. Szpitale psychiczne zastąpiły polowanie na czarownice i heretyków jako bardziej oświecona i humanitarna metoda kontroli społecznej. Lekarze i księża zajęli się brudną robotą oczyszczania ulic z niewygodnych osobników w zamian za królewskie przywileje.
Początkowo, gdy na podstawie dekretu królewskiego utworzono w Paryżu Szpital Ogólny, zamknięto w nim 1 procent jego mieszkańców. Od tego czasu do XX wieku wraz ze wzrostem konsumpcji cukru rosła – szczególnie w miastach – liczba ludzi umieszczanych w tym szpitalu. 300 lat później można już było z pomocą kontrolujących mózg leków psychotropowych zamieniać „emocjonalnie niezrównoważonych” ludzi w chodzące automaty.
Dzisiaj pionierzy psychiatrii ortomolekularnej, tacy jak dr Abraham Hoffer, dr Allan Cott, dr A. Cherkin, a także dr Linus Pauling, twierdzą, że choroby psychiczne są mitem i że zaburzenia emocjonalne mogą być pierwszym symptomem oczywistej niezdolności organizmu danego człowieka do zwalczenia stresu uzależnienia od cukru.
W swojej Orthomolecular Psychiatry (Psychiatrii Ortomolekularnej) dr Pauling pisze: „Funkcjonowanie mózgu i tkanki nerwowej jest w sposób bardziej wrażliwy zależne od tempa przebiegu reakcji chemicznych niż funkcjonowanie innych organów i tkanek. Uważam, że choroby umysłowe są w większości powodowane przez nienormalny przebieg reakcji determinowany przez budowę genetyczną i dietę, a także przez nienormalne stężenie molekularne niezbędnych substancji… Wybór pożywienia (i leków) w świecie, który przechodzi gwałtowne naukowe i technologiczne zmiany często może być daleki od właściwego”.
Z kolei w Megavitamin B3 Therapy for Schizophrenia (Terapii schozofrenii megadawkami witaminy B3) dr Abram Hoffer zauważa: „Pacjentom zaleca się stosowanie się do programu dobrego odżywiania z ograniczeniem sacharozy i bogatych w nią produktów”.
Badania kliniczne prowadzone z dziećmi nadaktywnymi lub psychotycznymi, a także dziećmi z uszkodzeniami mózgu lub zaburzeniami w uczeniu się wykazały: „nienormalnie wysoką historię rodzinną cukrzycy, to znaczny rodziców i dziadków, których organizm nie mógł kontrolować przyswajania cukru; nienormalnie wysoką ilość przypadków niskiego poziomu glukozy w krwi lub funkcjonalną hipoglikemię u badanych dzieci, co wskazuje, że ich system nie może dać sobie rady z cukrem; uzależnienie od wysokiego poziomu cukru w diecie wielu dzieci, których organizm nie daje sobie rady z jego przyswajaniem. Wywiad dotyczący historii diet pacjentów diagnozowanych jako schizofreników ujawnia, że wybierana przez nich dieta jest bogata w słodycze, cukierki, ciastka, kawę, napoje z kofeiną i żywność przygotowaną z użyciem cukru. Żywność, która stymuluje nadnercza, powinna być eliminowana lub ściśle ograniczona”.
Awangarda nowoczesnej medycyny odkryła na nowo to, czego skromne czarownice nauczyły się dawno temu przez cierpliwe badanie natury.
„Przez ponad 20 lat pracy psychiatrycznej” – pisze dr Thomas Szasz – „nigdy nie spotkałem psychologa klinicznego, który doniósłby na podstawie planowanego testu, że pacjent jest normalną, zdrową psychicznie osobą. Podczas, gdy niektóre czarownice mogły przeżyć próbę wody przez pławienie, żaden wariat nie jest w stanie przejść pomyślnie testów psychologicznych… nie ma zachowania lub osoby, której nowoczesny psychiatra nie mógłby w sposób budzący zaufanie zdiagnozować jako nienormalnej lub chorej”.
Tak też było w XVII wieku. Gdy wzywano doktora lub egzorcystę, znajdował się on pod presją, aby coś zrobić. Gdy jego starania nie przynosiły skutku, biedny pacjent musiał być usunięty z drogi. Często mówi się, że chirurdzy zakopują swoje błędy. Lekarze i psychiatrzy dla odmiany usuwają je, zamykając w odosobnieniu.
W latach 1940-tych dr John Tintera odkrył ponownie doniosłą wagę systemu endokrynologicznego, szczególnie gruczołów nadnerczy, w „patologicznym działaniu mózgu” lub „leniwym mózgu”. Analizując 200 przypadków leczenia z hipoadrenokortyzmu (brak odpowiedniej produkcji hormonu kory nadnerczy lub brak równowagi między tymi hormonami) odkrył, że główne skargi jego pacjentów były często podobne do tych, jakie stwierdzał u osób, których organizm nie mógł dać sobie rady z cukrem: zmęczenie, nerwowość, depresja, obawy, łaknienie słodyczy, niezdolność metabolizowania alkoholu. alergie, niskie ciśnienie krwi/ Sugar blues!
Dr Tintera zaczął nalegać, aby wszyscy jego pacjenci poddali się czterogodzinnemu testowi tolerancji glukozy (Glucose Tolerance Test; w skrócie GTT) w celu stwierdzenia, czy ich organizm może metabolizować cukier. Wyniki były tak zaskakujące, że laboratoria dwukrotnie sprawdziły swoje techniki, a następnie przeprosiły za coś, co uznały za nieprawidłowe odczyty. To, co ich zadziwiło, to niskie, mocno spłaszczone krzywe uzyskane u niezrównoważonych emocjonalnie młodocianych. Ta procedura laboratoryjna była wcześniej stosowana tylko u pacjentów z objawami fizycznymi nasuwającymi podejrzenie cukrzycy.
W definicji schizofrenii Dorlanda (dementia praecox Blueulera) znajdujemy zdanie: „często rozpoznawana podczas lub krótko po dojrzewaniu” – a w odniesieniu do hebefrenii i katatonii: „występuje wkrótce po osiągnięciu dojrzałości”.
Wydawać się może, że warunki te powstają lub zaostrzają się w czasie dojrzewania, ale sięgając do przeszłości pacjentów często odkrywa się wskazania, które były obecne podczas urodzin, w pierwszym roku życia, a także w latach przedszkolnych oraz szkoły podstawowej. Każdy z tych okresów posiada swój własny charakterystyczny obraz kliniczny. Obraz ten staje się bardziej znaczący w momencie osiągnięcia dojrzałości i często powoduje, że pracownicy szkolni skarżą się na młodzieńcze wykroczenia lub niedostateczne osiągnięcia.
Przeprowadzony w każdym z tych okresów test tolerancji glukozy powinien zaalarmować rodziców i lekarzy. Może on zaoszczędzić im niezliczonych godzin czasu i małych fortun traconych na poszukiwanie w psychice dziecka i środowisku domowym wątpliwych przyczyn jego niedopasowania.
Negatywizm, nadaktywność i uparta niechęć do dyscypliny są dostatecznymi wskazaniami do przeprowadzenia przynajmniej minimum testów laboratoryjnych: badania moczu i morfologii, określenia poziomu jodu związanego z białkiem (PBI) i pięciogodzinnego testu tolerancji glukozy. Test tolerancji glukozy powinien być wykonany u małego dziecka mikrometodą, która zaoszczędzi mu urazu. W rzeczywistości nalegam, aby te 4 testy obowiązywały rutynowo wszystkich pacjentów, nawet zanim zostanie przeprowadzony wywiad i badanie fizyczne.
W prawie wszystkich dyskusjach dotyczących uzależnienia od leków, alkoholizmu, schizofrenii stwierdza się, że wszystkie te osoby są emocjonalnie niedojrzałe. Od dawna staramy się przekonać lekarzy, bez względu na to, czy zajmują się oni psychiatrią, genetyką, czy fizjologią, do uznania, że jeden typ indywidualności endokrynologicznej przeważa w większości tych przypadków: hipoadrenokortyczny.
Tintera opublikował kilka epokowych artykułów medycznych. Wielokrotnie podkreślał, że poprawa złagodzenie, uśmierzenie lub leczenie 'zależy od odtworzenia normalnych funkcji całego organizmu”. Pierwszym, co zapisywał, była odpowiednia dieta. Wielokrotnie mówił, że „nie da się przecenić doniosłości diety”. Wprowadzał daleko idące trwałe zakazy używania cukru w jakiejkolwiek postaci i pod jakimkolwiek pretekstem.
Podczas gdy Egas Moniz z Portugalii odbierał nagrodę Nobla za wynalezienie lobotomii w celu leczenia schizofrenii, nagrodą Tintery było nękanie i napastowanie przez mędrców zorganizowanej medycyny. Chociaż daleko idące implikacje dotyczące cukru jako przyczyny tego, co się nazywa „schizofrenią”, mogły być publikowane w czasopismach medycznych, pozostawał osamotniony i ignorowany. Był tolerowany, dopóki ograniczał się do „swojego terytorium” – endokrynologii. Nawet kiedy sugerował, że alkoholizm jest związany z uszkodzeniem nadnerczy wskutek nadużycia cukru, nikt go nie słuchał, albowiem medycy zdecydowali, że w alkoholizmie nie ma dla nich nic do roboty, i scedowali ten temat na stowarzyszenia Anonimowych Alkoholików. Gdy jednak Tintera ośmielił się zasugerować w powszechnie dostępnym magazynie, że „mówienie o alegoriach jest śmieszne w sytuacji gdy jest ich tylko jeden rodzaj, który jest powodem uszkodzenia gruczołów nadnerczy.. przez cukier”, wzięto go na celownik.
Same alergie powodują wielki rozgłos. Alergicy zabawiali się nawzajem przez lata skargami na egzotyczne alergie – od sierści konia po ogon homara. I tu pojawia się ktoś, kto mówi, że to wszystko jest bez znaczenia, że wystarczy przestać jeść cukier i trzymać się z dala od niego.
Przypuszczalnie przedwczesna śmierć Tintery w roku 1969 w wieku 57 lat ułatwiła profesji medycznej zaakceptowanie odkryć, które wydawały jej się tak samo odległe, jak proste zasady medycyny orientalnej dotyczące genetyki i diety, yin i yang. Dziś lekarze na całym świecie powtarzają to, co Tintera głosił wiele lat temu: nikt pod żadnym pozorem nie powinien zaczynać tego, co nazywa się „leczeniem psychiatrycznym”, bez wcześniejszego przeprowadzenia testu tolerancji glukozy w celu ustalenia, czy organizm danej osoby jest zdolny do przyswajania cukru.
Tak zwana medycyna prewencyjna idzie dalej i sugeruje, że jeśli myślimy, że nasz organizm może przyswajać cukier, ponieważ początkowo mieliśmy sprawne nadnercza, lepiej nie czekajmy na sygnały ich uszkodzenia. Zdejmijmy z nich ciężar już teraz usuwając cukier we wszystkich formach, zaczynając od tej szklanki gazowanego napoju, którą trzymamy w ręku.
Doprawdy aż kręci się w głowie, kiedy rzuci się okiem na to, co nazywamy historią medycyny. Przez stulecia zagubieni ludzie byli paleni za czary, egzorcyzmowani z powodu opętań, zamykani z powodu chorób umysłowych, torturowani z powodu szaleństwa masturbacji, leczeni z powodu chorób psychicznych i poddawani lobotomii z powodu schizofrenii. Ilu pacjentów uwierzyłoby, gdyby miejscowy uzdrowiciel powiedział im, że jedyną rzeczą, jaka powoduje ich dolegliwości, jest „sugar blues”?
OD TŁUMACZA
(Ponieważ nic tak nie przekonuje czytelnika, jak własne przeżycia autora, pozwalam sobie przytoczyć fragment 4 rozdziału „Hipoglikemia” książki Alchemia Zdrowia Żywii Pląskowskiej, który opowiada o jego perypetiach zdrowotnych)
Bywa też inaczej – czasem chory znajduje rozwiązanie bez pomocy lekarza. Tak stało się w przypadku Williama Dufty’ego.
W dzieciństwie nagradzany słodyczami – przecież tak się postępuje na całym świecie – w szkole zamiast drugiego śniadania zjadał batoniki czekoladowe (proszę się przyjrzeć naszym sklepikom szkolnym!). Pił stale „pożywne” mleko z maltozą (malted milk). Był typowym przykładem amerykańskiego dziecka a później małego chłopca. Typowe były też jego dolegliwości. W pierwszym rzędzie uporczywy trądzik młodzieńczy na całym ciele. Gimnastyka i basen stały się udręką. Jak można pokazać światu tak okropną skórę.
Następny etap to służba wojskowa. Zakupy w kantynach i nadmiar słodyczy, mleka z maltozą, słodkiej kawy, ciastek, czekolady, coca-coli itp. Skutki: krwawiące hemoroidy w wieku dwudziestu paru lat! Pełzające zapalenie płuc, wielomiesięczny pobyt w szpitalu. To już okres drugiej wojny światowej. Gdy wreszcie za pomocą fortelu wydostał się ze szpitala i wrócił do swojej jednostki, został wysłany na Saharę. Nadal słaby i chory. I wtedy nastąpił cud. Na Saharze nie było kantyn wojskowych. Żołnierze byli skazani na wyżywienie tubylcze. Wszystkie dolegliwości ustąpiły. Siły wracały z dnia na dzień. Doskonałe zdrowie nie opuszczało Dufty’ego i po przeniesieniu jego jednostki do Francji. W Wogezach jedli również to co miejscowa ludność, a ponieważ nadal trwała wojna, pożywienie stanowił czarny chleb, konina, króliki i wiewiórki. Mimo ostrej zimy nie miał nawet marnego kataru!
Po zakończeniu wojny i powrocie do Stanów nastąpił, rzecz jasna, powrót do dawnego stylu życia. Ciasta, coca-cola, bita śmietana z cukrem, mleko z maltozą, czekolada… Skutki nie dały na siebie czekać. Temperatura niewiadomego pochodzenia, odnowienie się hemoroidów, mononukleoza, malaria i dziesiątki innych chorób. W końcu nasz pacjent trafił do znajomego lekarza, który przepisał mu zmianę odżywiania. Jednak trudno było zerwać z dawnymi przyzwyczajeniami. I wtedy do rąk Dufty’ego trafiła mała książeczka, której sens można zamknąć w prostym zdaniu: „Jeśli jesteś chory, to jest to twoja własna wina. Wynik błędów, jakie popełniasz”.
Nagle przypomniały mu się dwa zdarzenia z dawnej przyszłości. Pierwsze, to spotkanie z Glorią Swanson. Ta słynna z wiecznej młodości gwiazda filmowa prowadziła specjalny styl życia, którego podstawą było naturalne odżywianie. Spotkanie miało miejsce na pikniku. Gloria Swanson nie tknęła niczego z przygotowanego dla gości jedzenia. Przyniosła własne. Do dziś dnia pamiętał wspaniały smak owocu, którym go poczęstowała. Owocu dojrzałego na drzewie, a nie w dojrzewalni. I grymas obrzydzenia, jaki pojawił się na jej twarzy na widok kostki cukru, którą wrzucał do kawy. Powiedziała wtedy cicho; „To jest śmiertelna trucizna”. Powiedziała mu również, że wie już dzisiaj, iż każdy musi się sam tej prawdy nauczyć, że cena tej nauki jest wysoka: że jest to droga ciężkich doświadczeń. Drugie wydarzenie dotyczyło wojny w Wietnamie. W 1956 roku pewien japoński filozof powiedział mu w rozmowie: „Jeśli naprawdę chcecie opanować Północny Wietnam, wyślijcie tam swoje kantyny wojskowe – cukier, ciastka i coca-colę. To pokona ich szybciej niż bomby”.
Czy choroby nie były ciężkim doświadczeniem. I czy naprawdę odzyskanie zdrowia na pustyni i w Wogezach niczego nie nauczyło?
Dufty wyrzucił z domu cukier i słodycze. Okazało się, że trzeba było wyrzucić również wszystkie konserwy – też zawierały cukier. Następne dwa dni to był czysty koszmar. Mdłości, obezwładniający ból głowy, niemożność wykonania jakiegokolwiek ruchu. Jednak po paru dniach nastąpił niemal cud. Noc przespana kamiennym snem. Przebudzenie z uczuciem odnowy. Zmiany następowały z dnia na dzień. Odnalezienie smaku w prostych potrawach. Cofanie się dolegliwości. Przestały krwawić dziąsła i hemoroidy. Wracało zdrowie.
Na okładce książki Williama Dufty’ego są dwa jego zdjęcia. Na późniejszym wygląda na człowieka o dwadzieścia lat młodszego.
Dążąc do zachowania zdrowia rzadko zwracamy uwagę na wodę, nie zdając sobie sprawy, w jak wielkim stopniu zależy ono od właściwego stanu tej jednej z najbardziej magicznych substancji w przyrodzie.
W ostatnich latach zaczęła znacząco wzrastać świadomość społeczeństwa w kwestii zdrowia. Obecnie wielu ludzi zwraca coraz większą uwagę na to, co wprowadza do swojego ciała – stale rośnie sprzedaż witamin, ziół oraz organicznej żywności. Mimo tego wszystkiego często w ogóle nie zwraca się uwagi na wodę, która jest najistotniejszą sprawą dla wszystkich żywych stworzeń, i uzdatnia się ją wyłącznie za pomocą filtrowania.
Woda stanowi fundament całego ziemskiego życia. Jest krwią życia naszej planety, cieczą dającą życie wszystkim organizmom, roślinom, zwierzętom i ludziom. Nasze istnienie jest ściśle związane z jakością wody, którą spożywamy. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że woda niesie w sobie subtelną, zasadniczą dla naszego przetrwania, energię. Jest bardzo ważne, abyśmy wszyscy zrozumieli więzy łączące czystą wodę z siłą życia, czyli świadomością wszechistnienia.
„25 procent ludzkiego ciała to materia stała a 75 procent to woda” – stwierdza dr med. F.Batmanghelidj, autor książki Your Body’s Many Cries For Water (Liczne wołania naszego ciała o wodę). Mówi się, że ludzki mózg to w 85 procentach woda, krew w 90 procentach, mięśnie w 75 procentach, wątroba w 82 procentach, zaś kości zawierają aż 22 procenty wody. Każda część ludzkiego ciała zależy od wody.
Jeśli nasze gruczoły i wewnętrzne organy nie są karmione dobrą, czystą wodą, funkcje naszego organizmu zaczynają się rozpadać. Jest sprawą zasadniczą, abyśmy zaczęli dbać nie tylko o zdrowie, żywotność i jakość wody, którą pijemy, ale także o jej zasadnicze źródło i procesy, jakim jest poddawana. Skoro jakość i żywotność wody jest dla nas tak istotna, dlaczego nieustannie dodajemy do niej chemikalia i toksyny? Gdybyśmy znali prawdziwą uzdrawiającą wartość wody i traktowali ją z respektem, na jaki zasługuje, wówczas nasze zdrowie i dobre samopoczucie radykalnie by się poprawiły.
Współczesna technologia w bezwzględny sposób niszczy życiodajne własności wody. Rosnąca liczba ludzi, ścieki przemysłowe i chemikalia stosowane w rolnictwie – wszystko to zanieczyszcza nasze źródła wody. Niemal na każdym kroku można znaleźć przykłady rozlanych chemikaliów, składowisk materiałów toksycznych w ziemi, nadmiernych oprysków herbicydami i pestycydami, chemicznych wysypisk oraz wypłukiwania nadmiaru nawozów azotowych – wszystko to skaża nasze jeziora, podziemne zbiorniki, wody i rzeki. Co roku przemysł wyrzuca do atmosfery miliony ton zanieczyszczeń i chemikaliów, które trafiają z niej do gruntu, skąd przenikają do wód gruntowych.
OBECNE METODY UZDATNIANIA WODY
Przyrodnik naturalista Viktor Schauberger (1885-1958) przewidywał już w latach czterdziestych 20 wieku narastanie tych problemów i starał się ostrzec przed nimi rządy i elity władzy.
Schauberger uważany jest za prekursora badań wody. Badania naturalnych energii rozpoczął od obserwacji zimnych, czystych górskich strumieni.
„Prawie nie ma miast, w których woda nie byłaby sterylizowana lub dezynfekowana poprzez dodawanie do niej związków chloru, srebra lub naświetlanie lampami kwarcowymi” – twierdził Schauberger. – Kiedy stale pijemy taką wodę, wówczas w naszym ciele musi również zachodzić proces identyczny do tego, jakiemu poddajemy wodę sterylizując ją. Następstwa ciągłej konsumpcji takiej wody mogą być przerażające. Konsekwencją samej tylko sterylizacji wody mogą być różne formy choroby, którą nazywamy ogólnie rakiem…”
Dr med. Richard C.Sweeting dodaje: „kiedy [chlor] styka się z materią organiczną, rozpuszczony w wodzie lub w treści zawartej w jelitach, powstaje wiele różnych związków fluorowcowanych.
W swojej książce Coronaries/Cholesterol/Chlorine (Choroby wieńcowe – cholesterol – chlor) dr Joseph M.Price podaje: „Chlor potrafi dotkliwie okaleczyć, jest jednym z potężniejszych współczesnych zabójców. To podstępna trucizna. Większość naukowców z dziedziny medycyny uległa złudzeniu, że jest bezpieczny, lecz obecnie ciężko płacimy za to, że kiedy sądziliśmy, iż zapobiegamy epidemiom chorób zakaźnych, powodowaliśmy inną chorobę”.
Callum Coast, autor Living Energies (Żywe energie), twierdzi: „Obecne metody oczyszczania wody zabijają ją… co w konsekwencji prowadzi do zniszczenia organizmów, które stale piją taką wodę. Tak więc pijąc chlorowaną wodę, w rzeczywistości sterylizujemy naszą krew, przygotowując w ten sposób nasz organizm na przyjęcie chorób”.
Callum Coast jest również przeciwnikiem fluorowania wody, którego konsekwencje są równie złowieszcze jak chlorowania. Niestety, fluorowanie wody jest równie rozpowszechnione, jak jej chlorowanie.
Chociaż fluorek wapnia wykryto w wodach gruntowych i są badania wskazujące na to, że ten związek pomaga w zapobieganiu próchnicy zębów, to w przypadku fluorowania wody pitnej dodajemy do niej fluorek sodu, który jest toksyczną substancją powstającą w procesie wytopu aluminium.
„Co jednak można zrobić z rosnącą ilością trucizny [fluorek sodu]… nie można go przecież zrzucić do rzek ani wykorzystać w rolnictwie, ponieważ jest zabójczy dla trzody chlewnej, dzikich zwierząt, ryb i zbiorów” – pisze Callum. – „W jaki sposób i z jakich przyczyn fluorek sodu trafił do pasty do zębów, pozostaje tajemnicą. Możliwe że jakiś biurokrata doszedł do wniosku, że ma on równie korzystne działanie jak fluorek wapnia i zażądał dodawania go do wody pitnej…”
Magistraty miast na Zachodzie powoli zaczynają zdawać sobie sprawę z problemu, jaki powoduje dodawanie fluorku do wody pitnej. W roku 1998 do magistratu Calgary w Kanadzie dostarczono wyniki badań przeprowadzonych przez profesora uniwersytetu, który zaleca zmniejszenie o 30 procent ilości fluorku dodawanego do wody.
Australijski stan Queensland uparcie przeciwstawia się lobby fluorowemu. Tylko w sześciu miastach woda jest fluorowana: w Townsville (osiedle wojskowe, które podlega prawom wojskowym), w Gatton, Dalby, Mareeba, Callide i Moranbah. Na szczęście, miasta te zamieszkuje zaledwie 5 procent ogólnej liczby mieszkańców stanu.
Większość miast europejskich zrezygnowała z fluorowania. Zdano sobie bowiem sprawę, że istnieją proste alternatywne sposoby i wprowadzono je w życie. Zęby ich dzieci wcale nie cierpią z tego powodu, a rodzice, którzy pragną poddać swoje dzieci działaniu fluoru, mogą po prostu zafundować im fluoryzowaną pastę do zębów.
W maju 2000 roku aktywiści i naukowcy z 12 krajów założyli stowarzyszenie przeciwstawiające się fluoryzacji Fluoride Action Network (FAN; patrz www.fluridealert.org). Celem stowarzyszenia jest całkowite wyeliminowanie fluoryzacji i maksymalne zmniejszenie możliwości wystawienia ludzi na działanie fluoru. Jednym z członków – założycieli FAN jest dr Hardy Limeback, czołowy kanadyjski stomatolog, specjalista od fluoryzacji, który w roku 1999 publicznie przeprosił za to, że przez 15 lat zachwalał fluoryzację.
W wielu miastach, w których nie dodaje się fluoru do wody pitnej, temat ten jest często dyskutowany i prosi się obywateli o wyrażenie swojej woli w drodze głosowania.
Stały nacisk na wprowadzenie fluoryzacji wywiera lobby organizacji stomatologicznych oraz duże firmy przemysłu chemicznego.
Mimo narastania poważnych problemów i złych wieści większość ludzi poświęca wodzie niewiele uwagi. Społeczeństwo uważa, że z kranów zawsze będzie płynęła „czysta” woda. „Chemizowana” fluorem i chlorem woda jest akceptowana bez jakiegokolwiek wahania jako najlepsza z możliwych. Nawet lekarze często zalecają picie 8 szklanek wody dziennie w przekonaniu, że jest ona czysta i bezpieczna.
MIKROSKOPOWE ZANIECZYSZCZENIA
Zdrowotność i żywotność naszej wody nie zależy wyłącznie od usunięcia z niej fizycznych zanieczyszczeń. Woda jest również „nośnikiem informacji”, która ma bezpośredni wpływ na nasze zdrowie. Jednym z pionierów badań w tej dziedzinie był Samuel Hahnemann (1755-1843), który uchodzi dziś za ojca homeopatii. Hahnemann uważał, że choroba jest zniekształceniem informacji występującym na najwyższym poziomie. W roku 1796 odkrył zasady homeopatii znane dziś pod nazwą „praw podobieństw”. Hahnemann uważał, że lekarstwa w dużym rozcieńczeniu również działają, o ile są dopasowane do chorób. Podstawą rozwoju i uznania homeopatii jest fakt, że woda jest nośnikiem informacji.
Dr Klaus Kronenberg z Kalifornijskiego Uniwersytetu Technicznego powiada: „Woda jest chemicznie neutralna i jednocześnie jednym z najlepszych rozpuszczalników, jakie zna człowiek. Ma zdolność do otaczania innych substancji, inaczej mówiąc woda ma inklinację do skupiania się wokół cząsteczek innych substancji i tworzenia z nimi konglomeratów lub związków”.
Thelma MacAdam, przewodnicząca Health Action Network Society, twierdzi, że „otwarta struktura wody i jej zdolność do łączenia się z niemal wszystkim, z czym się kontaktuje, pozwala jej na dostosowanie się do innych elementów i ich rozpuszczanie”.
Wolfgang Ludwig, fizyk i konsultant Światowej Fundacji Badań (World Research Foundation), utrzymuje, że woda posiada zdolność do magazynowania informacji, która została do niej wcześniej wprowadzona na pewnej określonej częstotliwości, a następnie przekazywania tej informacji innym układom. Uważa, że zanieczyszczona woda może być oczyszczona chemicznie i uwolniona od bakterii, lecz w dalszym ciągu będzie zawierała w sobie elektromagnetyczne oscylacje o określonej długości fal, odpowiadające tym zanieczyszczeniom. Tak więc nawet po oczyszczeniu woda zawiera w sobie pewne sygnały, które mogą być bardzo szkodliwe dla zdrowia człowieka. Woda z całą pewnością posiada pamięć.
„Kiedy pijemy trująco naładowaną wodę” – twierdzi dr Ludwig – „z biegiem lat tworzymy podstawę do rozwoju chorób i słabego stanu zdrowia w ogólności. Na całym świecie woda jest zwykle oczyszczana chemicznie i mechanicznie, które to procesy mają na celu usunięcie z niej tylu trujących substancji, ile się tylko da. Niestety, nawet w tym zakresie nie są to metody wystarczające. Jeśli przyjrzymy się na przykład dopuszczalnym ilościom azotanów, łatwo dojdziemy do wniosku, że mogą być one rzeczywiście nieszkodliwe dla dorosłych, jednak mogą stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo dla niemowląt. Brak jest zarówno politycznej, jak i naukowej zgody w poglądach na chemiczną czystość wody, na to, jaką ma ona być!
Bardzo niewielu ludzi wie, że mocno szkodliwa, naładowana śmiercionośnie, obciążona woda, taka, jaką czerpiemy dziś z naszych studni, kranów, rzek, jezior, warstw podziemnych etc., jest często dodatkowa zanieczyszczona takimi substancjami jak ołów, kadm, azotany i niezliczona ilość stanowiących śmiertelne zagrożenie substancji pochodzących z gospodarstw domowych, rolnictwa i przemysłu. Całość tej wody można poddać oczyszczeniu chemicznemu, usunąć z niej bakterie etc., jednak po poddaniu jej temu procesowi oczyszczania, przynajmniej w zakresie przewidzianym przez wczorajszą naukę, woda wciąż będzie zawierała elektryczne częstotliwości, oscylacje o określonych częstotliwościach (długościach fal). Dalsza ich analiza może wykazać ich powinowactwo z tymi szkodliwymi substancjami, które wykryto w wodzie przed poddaniem jej procesowi oczyszczenia.
Nawet po poddaniu procesowi oczyszczania i uzdatniania, woda wciąż wykazuje pewne niepożądane oznaki obecności tych trujących substancji, które w zależności od długości ich fali, mogą być niszczące lub co najmniej szkodliwe dla naszego zdrowia”.
Pamięć wody badał również dr Jacques Benveniste (Francuski Państwowy Instytut Badawczy Zdrowia i Medycyny Uniwersytetu Paryskiego). Przeprowadził on szereg eksperymentów, które potwierdziły istnienie tej pamięci. Jego eksperymenty i badania dotyczyły skutków wielokrotnego rozcieńczania substancji w destylowanej wodzie. Podobne eksperymenty przeprowadziła fizyk teoretyk Lynn Trainer z Uniwersytetu Toronckiego. Uznała, że uzyskane wyniki mogą być efektem „fizycznej” pamięci, która pozostała w wodzie.
Dr inż. Horst Felsch, znany w Austrii specjalista w dziedzinie chemii technicznej i ekspert w zakresie ochrony środowiska, twierdzi: „Nie ma wątpliwości, że istnieje związek między informacją i zdrowiem… Jak wynika z badań przeprowadzonych w roku 1988 przez Englera i Kokoschinegga, woda posiada pamięć strukturalną i strukturalną zmienność i z tego powodu potrafi magazynować przez długi czas informacje i przekazywać je ciału”.
Poważne konsekwencje wynikające z tego zjawiska ilustruje przykład podany przez dra Ludwiga:
„Określone częstotliwości elektromagnetyczne wody skażonej ciężkimi metalami odkryto w tkance rakowej… bez względu na chemiczne oczyszczanie, filtrowanie, a nawet destylowanie, szkodliwe informacje przekazane wodzie w postaci elektromagnetycznych drgań przez substancję ją zanieczyszczające mogą być przekazane następnie do organizmu człowieka. Są zawarte w molekułach wody w wielkości mierzalnej i to zarówno przed, jak i po procesie konwencjonalnego oczyszczania wody. Tak więc, nawet gdy nasza słodka woda zostaje poddana konwencjonalnemu procesowi chemicznego oczyszczania, nadal zawiera informację o fizycznym zanieczyszczeniu. Czynnikiem szkodliwym dla ludzkiego organizmu nie jest sama substancja rozpuszczona w wodzie, którą pijemy, ale niekorzystne częstotliwości elektromagnetyczne”.
WYMAZYWANIE SZKODLIWYCH INFORMACJI
Woda niesie w sobie wszelkie rodzaje energii eterycznej i przekazuje je wszystkim formom życia, i z tego właśnie względu jest cenniejsza od najcenniejszych kamieni, takich jak brylanty, a także od złota. Kiedy przepływ wody zostaje zakłócony, traci ona swoją energię. Przyczyną tego mogą być wielkie tamy albo zwykłe domowe rury. Jeśli zakłócamy naturalny przepływ wody, to tym samym zakłócamy przepływ znacznie bardziej subtelnej energii „chi”, od której zależy całość życia.
Coraz bardziej narasta wsparcie dla dwóch koncepcji: „woda jest nośnikiem informacji” i „woda posiada pamięć”. Istnieje jednak jeszcze trzecia, dobrze udokumentowana koncepcja dotycząca możliwości „kasowania informacji”. Właśnie przy pomocy tego procesu przywraca się zanieczyszczonej wodzie jej oryginalny stan. Aby zrozumieć, na czym polega kasowanie pamięci wody, przyjrzyjmy się najpierw, na czym polega zakłócanie jej przepływu.
Hans Kronberger, autor On the Track of Water’s Secret (Na tropie sekretu wody), twierdzi: „Szkody wyrządzone naturze biorą początek w mało znaczących wydarzeniach, na przykład w przepływie wody dostarczanej konsumentom zwykłymi rurami wodociągowymi. Jak twierdzą naturaliści, woda traci swoją oryginalną energię w wyniku tarcia o ścianki rur i przepływu w linii prostej. To nie przypadek, że Rzymianie budowali długie, otwarte, napowietrzane, kręte akwedukty z wykorzystaniem naturalnych materiałów – drewna i kamienia”.
„W normalnych warunkach” – głosi Johann Grander, australijski wynalazca i przyrodnik – woda spływa po powierzchni ziemi lub głęboko pod nią, zawsze wyszukując sobie naturalną trasę, natomiast w naszym układzie zaopatrzenia w wodę jest ona zbierana, a następnie przepompowywana przez rury. Na tym etapie woda jest poddawana po raz pierwszy poważnym naciskom. Wysokie ciśnienie… jest bardzo niekorzystne dla cieczy. Następnie woda jest zanieczyszczana poprzez dodawanie do niej silnych chemikaliów, takich jak na przykład chlor. Po spożytkowaniu, wraca rurami do środowiska. Odbieramy naturze czystą wodę, a zwracamy ją zabrudzoną i chorą”.
Po dziesiątkach lat badań Granderowi udało się ostatecznie zwrócić wodzie naturalne i uniwersalne energie. Zasadniczą rolę w tym procesie rewitalizacji wody lub wykasowywania jej pamięci odgrywa implozja. Czym jest owa implozja? Jest to po prostu przeciwieństwo eksplozji.
„Podstawą wszystkich obecnie stosowanych technologii i systemów generowania energii jest eksplozja i rozprężanie uzyskiwane poprzez generowanie ciepła w wyniku spalania surowych lub uszlachetnionych materiałów” – twierdzi Hans Kronberger. – „Eksplozja i rozprężanie są siłami działającymi w kierunku na zewnątrz, podczas gdy implozja działa do wewnątrz, to znaczy dośrodkowo. Implozja powoduje skoncentrowanie sił w środku i w związku z tym ich działanie jest najsilniejsze z możliwych.
Natura doprowadziła ten system do perfekcji. Takie procesy można zaobserwować w przyrodzie.
Obecny system zamykania i łączenia rur w wielokilometrowe ciągi jest przeciwieństwem tego, co zalecają teorie Schaubergera. Jak można zachować pozytywną energię naturalnej wody w takich zamkniętych, uniemożliwiających swobodny przepływ systemach? Grander badał wpływ natury na wodę przez wiele lat.
„Woda potrzebuje wolności” – podkreśla. -„Żywa woda sama wyszukuje sobie źródła energii. Płynie po powierzchni ziemi, pod nią i zatacza pętlę. Dopóki nie poznamy dokładnie działania i wzajemnych zależności czterech żywiołów – ziemi, wody, powietrza i ognia – nie będziemy potrafili uzmysłowić sobie, jak destrukcyjne jest nasze wtrącanie się w przyrodę i jak zakłóca ono równowagę i porządek rzeczy”.
Woda jest najistotniejszym elementem życia. Zaopatruje wszystkie formy życia, od roślin zaczynając, a na ludziach kończąc, w najistotniejsze dla życia energie. Skąd jednak woda bierze te energie?
Własności wody nieustanie się zmieniają. Naturaliści odkryli, że woda niesie w sobie ogromne ilości energii i informacji. W przyrodzie wody pozostawione same sobie, nie zakłócone przez człowieka, zmieniają się poprzez wicie się, oddziaływanie wiatru i napowietrzanie, pienienie się, zawirowywanie i opadanie kaskadami. Taka nietknięta, naturalna woda ma niesamowitą zdolność ożywiania zrzucanych do niej ścieków. Woda absorbuje energię, a także ją emituje.
Olaf Alexandersson, autor książki Living Water (Żywa woda), opisuje, skąd wzięło się przekonanie Victora Schaubergera, że tak właśnie jest. Schauberger badał wodę i jej krzywizny, a następnie zbudował drewniane koryta, aby jak najlepiej wykorzystać skomplikowane układy występujące w przyrodzie. Podstawą jego teorii był ruch wody. W przyrodzie woda bez przerwy porusza się, przelewa z boku na bok, zakręca i ulega zakrzywieniu, wchodzi w spirale, przepływa ponad skałami i kamieniami. To właśnie te czynniki wpływają na jej odnowienie.
System Grandera służący do odnawiania wody działa na zasadzie zmiany biegunowości z ujemnej na dodatnią, która zachodzi w trakcie procesu dynamicznej implozji. Biegunowość ujemna zmienia się na dodatnią i wzrasta ilość rozpuszczonego w wodzie tlenu. Powoduje to, że szkodliwe elementy przechodzą przez nasze ciała nie czyniąc nam szkody. Woda z kranu zmienia się w wodę, jaka tryska z górskiego źródła.
Grander twierdzi, że proces reenergetyzacji wody zachodzi w prostej zgodności z prawami natury. „To, że dla tak wielu ludzi wydaje się to tajemnicą, dowodzi jedynie tego, jak bardzo nauka oddaliła się od natury”. Nauka kompletnie przeoczyła fakt, że woda – jako nośnik życia – sama jest żywa i wymaga, aby utrzymywać ją przy życiu, jeśli ma pełnić przypisaną jej przez naturę funkcję.
ENERGIA EMOCJONALNA ZMAGAZYNOWANA W WODZIE
Jeśli pijemy wodę zawierającą negatywne wibracje, to tym samym uszkadzamy siebie fizycznie i emocjonalnie. Czy może to być jedną z przyczyn cierpień i problemów występujących we współczesnym świecie?
Wróćmy jednak do naszych rozważań dotyczących zjawiska noszącego nazwę „pamięć wody”. Podobnie jak taśma video, taśma magnetofonowa lub twardy dysk w komputerze, woda jest zdolna do zapisu w sobie i magazynowania w podobny sposób informacji poprzez odciśnięcie jej na poziomie energetycznym lub świadomości. Co więcej, woda jest zdolna do dzielenia się zawartymi w niej informacjami z naszym ciałem!
Ponieważ powierzchnia Ziemi pokryta jest w 80 procentach wodą, a jej atmosfera wypełniona jest molekułami wody, oznacza to, że Ziemia stanowi jeden wielki bank danych, ogromną bibliotekę zapamiętanych informacji, która pozostaje w ciągłym ruchu poprzez włączanie tych informacji do różnych form życia.
Ponieważ emocje są bardzo silnymi i potężnymi energiami, jest bardzo możliwe, że ziemska świadomość (woda) zmagazynowała w sobie wiele emocji. Jeśli rzeczywiście tak jest, to dominujące emocje ludzi (które są bardzo niezrównoważone na obecnym etapie dziejów) wpływają na świadomość Ziemi. Wskutek swojej ignorancji oraz niechęci do zmian nieustannie karmimy w ten sposób świadomość Ziemi naszymi niezrównoważonymi emocjami.
Co trzy sekundy wdychamy tysiące, jeśli nie miliony, molekuł wody. Wraz z każdym napojem, jaki wypijamy, i z każdym posiłkiem jaki spożywamy (który zawiera setki tysięcy molekuł wody), dostarczamy naszym ciałom ten niezrównoważony, bazujący na strachu przekaz emocji (energii). Za każdym razem, kiedy się myjemy, bierzemy prysznic lub pływamy, rezonujemy z tą świadomością w formie energii, a także wchodzimy z nią w kontakt fizyczny poprzez pory naszej skóry. Molekuły ziemskiej wody dzielą się z nami i naszymi polami energii swoją pamięcią, owym emocjonalnym zrównoważeniem. Tak więc zbieramy to, co zasialiśmy.
MOC MODLITWY, UCZUĆ I MYŚLI
Przenosząc się w dziedzinę metafizyki odkrywamy moc naszych myśli w określaniu naszego zdrowia, dobrego samopoczucia i poziomu świadomości. To właśnie tu, na tym wyższym poziomie świadomości, uzyskujemy zdolność wpływania na świat fizyczny. Zamiast być ofiarami okoliczności, możemy użyć prostych narzędzi, takich jak modlitwa i pozytywne myślenie, które stanowią sprawdzoną ochronę przeciw złym energiom. Idąc dalej, warto zauważyć, że te procesy można zastosować do transformacji niezrównoważonej energii zawartej w wodzie.
Japoński naukowiec dr Masaru Emoto odkrył, że myśli ludzi, ich modły i uczucia, oddziałują na strukturę wody. Powiada, że „ponieważ woda pokrywa większą część naszej planety i stanowi główny składnik naszego fizycznego ciała, nasze myśli i uczucia muszą mieć znaczny wpływ na to, w jaki sposób tworzy się nasze środowisko, zarówno w skali jednostki, jak i globalnej”.
Dr Emoto, który stoi na czele Instytutu Hado w Tokio, opracował technikę pomiaru i demonstracji wpływu subtelnych energii na wodę i prowadzi eksperymenty bazujące na przekonaniu, że kryształy wody są odzwierciedleniem ich charakteru.
Fotografie kryształów wykonywane przy zastosowaniu bardzo krótkiego czasu naświetlania uwidoczniają molekularne zmiany zachodzące w tym samym zbiorniku wody po poddaniu jej działaniu skoncentrowanej wiązki myśli. Do stymulowania wody stosowano również muzykę i obrazy wizualne.
Istota tego zjawiska wyrażona przez dra Emoto przedstawia się następująco: „Wewnętrzny wzorzec drgań na poziomie atomowym całej materii. Najmniejsza jednostka energii. Podstawa energii ludzkiej świadomości”.
Jeden z eksperymentów opisanych w jego książce Messages from Water (Przesłania od wody) dotyczył wody pobranej z Shingawy w Tokio, która nie mogła uformować kryształów ze względu na jej zbyt duże skażenie. Zawierający ją pojemnik dr Emoto umieścił w swoim biurku i zwrócił się z prośbą do pięciuset współpracowników z całej Japonii o wysłanie pozytywnych myśli w jej kierunku w określonym czasie. W wodzie uformowały się piękne kryształy, mimo iż wcześniej nie była ona w stanie wytworzyć żadnych kryształów. Na podstawie tego eksperymentu dr Emoto doszedł do wniosku, że „odległość nie stanowi przeszkody – głównymi czynnikami, które miały wpływ na wodę, była czystość intencji lub modłów”.
W ramach osobiście przeprowadzonych eksperymentów odkrył, że „jeśli jedna osoba modli się z uczuciem głębokiej czystości, uformowany kryształ będzie bardzo klarowny. Kiedy modli się grupa, której intencje nie są zbyt zbieżne, struktura kryształu odzwierciedli ten brak zbieżności. Jeśli jednak wszyscy skupią się na jednym celu, wówczas uformowany przez tę wspólną myśl kryształ będzie równie czysty, jak ten uformowany pod wpływem myśli jednej osoby modlącej się z jasną intencją”.
Kiedy zapytano go, które słowa wydały mu się najpotężniejsze… słowa, które utrzymywały swój „przekaz” mimo towarzyszenia im skonfliktowanych przekazów, dr Emoto odrzekł: „Słowa miłości i wdzięczności połączone razem tworzyły czysty, piękny kryształ i miały zdolność przeciwstawienia się zmiennym intencjom. Wyglądało na to, że posiadały silniejsze wibracje i mogły utrzymać przekaz lepiej od słów o słabszej wibracji”.
Zapytany o te „wibracje”, odrzekł, że każde słowo jest nazwą i niesie z sobą wibracje myśli lub obiektu, który reprezentuje, i że te wibracje mogą odciskać się w wodzie, która przenosi je tam, dokąd zostaje wlana.
Niektórzy ludzie wypisali słowa miłości na butelkach wody kranowej i odkryli, że trzymane w tej wodzie cięte kwiaty oraz podlewane nią ogródki żyją dłużej i zdają się być zdrowsze.
Kiedy zdamy sobie sprawę z tego, jak wielka część Ziemi i naszych ciał składa się z wody, implikacje wynikające z badań dra Emoto okażą się przeogromne – wpływ naszych myśli i uczuć odgrywa ogromną rolę w tworzeniu naszego środowiska, zarówno w skali indywidualnej, jak i globalnej.
Podstawową przyczyną ubytków w zębach i choroby dziąseł jest niewłaściwe odżywianie. Tym procesom chorobowym zapobiec można, a nawet je odwrócić, spożywając naturalne tradycyjne pokarmy.
W poszukiwaniu kuracji na ubytki w zębach
Czas przestać pozwalać oszukiwać dłużej siebie twierdzeniami, że leczenie dentystyczne, fluor, szczotkowanie zębów i odpowiednie pasty są jedynym sposobem leczenia ubytków w zębach. Kiedy już poznamy prawdę o rzeczywistych przyczynach tych schorzeń, które były dotąd przed nami skrywane, będziemy mogli przestać cierpieć na chorobę dziąseł i infekcje zębów.
Początkowo niewiele zastanawiałem się nad swoimi zębami. Zakładałem, że dobra dieta nie dopuści do ubytków w nich przez całe moje życie. Jednak to przekonanie rozwiało się w dniu, w którym ja i moja partnerka zauważyliśmy małą jasnobrązową plamkę na szczycie przedniego zęba naszej jednorocznej córeczki. Zacząłem zastanawiać się, czy jest to ubytek spowodowany próchnicą?
Mijały dni, tygodnie i miesiące i ku naszej rozpaczy plamka wciąż rosła. Każdego dnia oglądałem zęby mojej córki z lękiem, widząc, jak ten ubytek rozwija się i zakaża sąsiedni ząb. Będąc ojcem preferującym naturalny styl życia, co oznacza trzymanie córki z dala od chemikaliów w postaci przetworzonych tandetnych potraw, zachodnich leków i szczepień, bardzo niechętnie myślałem o zabraniu jej do dentysty na leczenie.
Chęć oszczędzenia jej traumatycznego znieczulenia i chirurgicznego usunięcia zęba postawiła mnie przed smutnym dylematem: albo poddam ją dentystycznemu leczeniu, które było według mnie zbyt brutalne jak na tak małe i delikatne dziecko, które nie doświadczyło dotąd żadnego bólu i cierpienia, albo ustalę prawdziwą przyczynę ubytków w tkance zęba. Dzięki konsekwencji i ciężkiej pracy odkryłem metodę leczenia i w dalszej części przedstawiam istotną jej część. W szczytowym okresie próchnicy zębów u mojej córki psuły się one tak szybko, że jeden z objętych schorzeniem zębów rozpadł się w ciągu kilku tygodni.
W tym samym czasie wykryto u mnie cztery nowe ubytki, nie miałem jednak ochoty na dalsze dodawanie syntetycznego materiału do mojego umęczonego organizmu. Te cztery ubytki wcale nie znajdowały się w miejscach, w których odczuwałem dużą nadwrażliwość, czyli z boku wielu moich zębów trzonowych w pobliżu linii dziąseł, co, jak się później dowiedziałem, nosi nazwę abfrakcji.
Piszę to po trzech latach. Moje zęby, niegdyś nadwrażliwe i luźno osadzone, tkwią teraz w dziąsłach mocno i są silne. Nadwrażliwe miejsca bardzo stwardniały. Mimo iż próchnica jeszcze przez pewien czas atakowała zęby mojej córki, ostatecznie udało im się samym przed nią obronić. Nawet w przypadku dwóch zębów zniszczonych aż do linii dziąseł, nie odczuwa już bólu, nie ma żadnych oznak infekcji i żadnych problemów z jedzeniem twardych pokarmów, takich jak ziemne orzeszki. Wszystko to jest zasługą żywności a nie leczenia u dentysty.
Zęby nie zostały stworzone do ulegania próchnicy
Po dwukrotnym przeczytaniu sprawozdań z badań najwybitniejszego dentysty świata, dra Westona A. Price’a, odzyskałem nadzieję. W roku 1915 dr Price został pierwszym dyrektorem ds. badań Państwowego Stowarzyszenia Stomatologicznego, które przemianowano później na Amerykańskie Stowarzyszenie Stomatologiczne. Dr Price nie szukał szkodliwych czynników powodujących ubytki w zębach swoich pacjentów, ale starał się zrozumieć, dlaczego autochtoni na całym świecie są odporni na próchnicę. (Uwaga: nie wszyscy autochtoni są odporni na próchnicę, ale wiele ich grup jest). Szukając prawdziwej natury ich odporności na próchnicę, na początku lat 1930. rozpoczął wieloletnie badania rdzennej ludności na całej planecie.
Około 70 lat temu w tym samym Journalu of the American Dental Association, który promuje obecnie plomby z amalgamatu rtęci, fluor i inne środki na zęby, opublikował formułę leczenia próchnicy. W nawiązaniu do swoich badań napisał: „Wszystkie grupy ludności posiadające szeroki dostęp do soli mineralnych, szczególnie fosforu oraz rozpuszczalnych w tłuszczach aktywatorów miały stuprocentową odporność na próchnicę.
Dr Price odwiedzał ludzi żyjących w takich miejscach, jak wysoko położone płaskowyże Andów, odizolowane Henrydy Zewnętrzne położone u wybrzeży Szkocji oraz trudno dostępne wsie w Szwajcarskich Alpach. Odwiedził plemiona żyjące w głębi Afryki, australijskich Aborygenów, nowozelandzkich Maorysów, wyspiarzy z mórz południowych, tubylcze plemiona na Florydzie oraz Eskimosów i kanadyjskich Indian na północnym skraju Ameryki Północnej. Po odwiedzeniu tych ludzi charakteryzujących się różnymi rodowodami i po ustaleniu, że byli wysoce odporni na próchnicę, doszedł do jedynego słusznego wniosku: „Próchnica zębów jest nie tylko zbędna, ale też wskaźnikiem naszego odejścia od podstawowych praw natury warunkujących zdrowe życie”.
Średniowieczna teoria choroby
Setki i tysiące lat temu, kiedy ludzi nękały różne dolegliwości i choroby, popularną praktyką było obwinianie o ich wywoływanie złych duchów. Ludzie na całym świecie do dziś robią to samo, tyle że te złe duchy noszą dziś inne nazwy. Istnienie tego nowego „złego ducha”, którego uważa się za przyczynę naszych chorób, potwierdzają naukowcy, lekarze, dentyści i urzędnicy rządowi. Są to mikroorganizmy, takie jak wirusy i bakterie.
Teoria chorobotwórczych drobnoustrojów zakorzeniła się w naszych umysłach za sprawą tak zwanych pionierskich prac Louisa Pasteura, który bardziej przypominał komiwojażera niż naukowca. Pasteur promował teorię choroby, która stanowi obecnie podstawę większości gałęzi współczesnej medycyny. Głosi ona, że kiedy siły obronne organizmu ulegają osłabieniu, atakować go mogą chorobotwórcze bakterie lub jakieś istniejące poza nim mikroorganizmy i wywoływać w ten sposób chorobę.
Niestety, w naszym skorumpowanym i pełnym ciemnoty świecie ta „wiedza” utrzymuje się od chwili jej ogłoszenia jako status quo bez należytej dyskusji naukowej na jej temat. Efektem koncepcji Pasteura, która zdejmuje z człowieka odpowiedzialność za chorobę, jest nasz współczesny system opieki stomatologicznej. W tej „nowoczesnej” teorii choroby uzębienia przesądy dotyczące próchnicy zębów przedstawiają się następująco (poniższy cytat pochodzi z publikacji Amerykańskiego Stowarzyszenia Stomatologicznego): „Próchnica pojawia się wtedy, gdy pokarmy zawierające węglowodany (cukry i skrobie), takie jak mleko, prażona kukurydza, rodzynki, ciastka lub cukierki, często pozostają na zębach. Na tych resztkach pokarmów doskonale rozwijają się bakterie bytujące w jamie ustnej wytwarzając przy okazji kwasy. Po pewnym czasie kwasy niszczą szkliwo na zębach i w końcu dochodzi do próchnicy”.
Kombinacja przekonania, że próchnicę zębów powodują bakterie (konkretnie Streptococcus mutans orazLactobacillus acidophilus) i że żywią się one resztkami pokarmu, który osiadł w jamie ustnej, wytwarzając kwas, który eroduje fizyczną strukturę zębów, ukształtowała współczesną stomatologię. Według jej zasad:
1. Należy cały czas szczotkować zęby, aby eliminować te niebezpieczne bakterie.
2. Należy płukać usta chemikaliami w celu eliminacji bardziej niebezpiecznych bakterii.
3. Należy czyścić żeby nicią dentystyczną w celu eliminacji przeoczonych bakterii i resztek pokarmu.
4. Kiedy wyżej wymienione trzy zalecenia nie dają dobrego wyniku, należy bakterie usunąć z ust przy wykorzystaniu dentystycznego wiertła i w ten sposób doprowadzić zęby do stanu bakteriologicznej czystości.
5. Jeśli dentystyczne wiertło nie może sobie poradzić z usuwaniem bakterii i rozwijają się one dalej, dochodzi do zainfekowania korzenia, co prowadzi do konieczności wypełnienia kanału nerwowego. Rozwiązaniem w przypadku infekcji korzenia zębowego jest usunięcie korony zęba i wyczyszczenie jego wnętrza przy użyciu chemikaliów, a następnie wypełnienie go syntetycznym materiałem, co powoduje, że wnętrze zęba staje się bakteriologicznie czyste.
6. Ostatecznie, kiedy wszystkie te procedury zawiodą i nie uda się powstrzymać przypuszczalnego szturmu bakteryjnych najeźdźców, ząb musi być usunięty, a w jego miejsce wstawiany jest sztuczny ząb lub miejsce to pozostaje puste.
Do momentu osiągnięcia szóstego stadium wielu ludzi wydaje tysiące dolarów na usługi dentystyczne. Jednak bez względu na to, jak dużo pieniędzy ktoś wyda na dentystów i ich usługi, prawdziwe lekarstwo na próchnicę wciąż jest iluzją. Wydaje mi się, że ludzie niezbyt jasno zdają sobie sprawę, że te metody leczenia nie prowadzą do wyleczenia, a jedynie ograniczają do pewnego stopnia ból i cierpienie, podczas gdy ząb nadal się psuje. Dla jasności dodam, że nie jestem przeciwnikiem dentystycznych interwencji – czasami są one najlepszą z możliwych opcji – ale dla większości z nich istnieje inny sposób powstrzymywania lub zapobiegania próchnicy, a nawet remineralizacji psującego się zęba.
Poniższy wykres (nie udało mi się znaleźć tego wykresu w Internecie – Przyp. Admin.) przedstawia wyniki szeroko zakrojonych badań około 16 000 osób, które w latach 1999-2002 przeprowadziła agencja rządowa Stanów Zjednoczonych. Jak widać z wykresu, im ktoś jest starszy, tym większe jest starszy, tym większe jest prawdopodobieństwo, że jego zęby ulegną zepsuciu. Prawdę mówiąc, dane statystyczne dotyczące Amerykanów po czterdziestce są tragiczne. Średnio 45,89 procent wszystkich zębów tej grupy wiekowej zostało dotkniętych próchnicą.
Ta średnia oznacza, że prawie połowa zębów każdego człowieka należącego do tej grupy została zaatakowana przez próchnicę. Ten stan pogarsza się z wiekiem i kiedy ktoś dojdzie do sześćdziesiątki lub ją przekroczy, ma zaatakowanych przez próchnicę średnio 62,36 procent wszystkich zębów.
Gdyby dentystyczne wiercenie, wypełnianie kanału korzenia, usuwanie zębów, fluoryzacja zębów, fluoryzacja wody, szczotkowanie i pasta były właściwymi środkami służącymi do leczenia próchnicy, nie bylibyśmy świadkami jej takiego systematycznego rozprzestrzeniania się. Widzielibyśmy jej zanikanie lub przynajmniej utrzymywanie się na tym samym poziomie, ponieważ im ktoś jest starszy, tym częściej czyści zęby nicią dentystyczną, częściej je szczotkuje lub chodzi na czyszczenie do dentysty. W rezultacie, postępując zgodnie z zaleceniami, stan naszych zębów nie powinien się pogarszać. Czyżby to oznaczało, że ponad 90 procent społeczeństwa nie stosuje się do zasad higieny jamy ustnej? A może w zasadach tego „nowoczesnego” sposobu powstrzymywania próchnicy jest coś z gruntu błędnego?
Niewłaściwe odżywianie zasadniczą przyczyną próchnicy
Dr Price zdał sobie w pewnym momencie sprawę, że jest coś niewłaściwego w naszym sposobie życia, coś, co jest kluczowe dla naszego zdrowia. Aby ułatwić zrozumienie, co jest nie tak, przytoczę dwie relacje o ludziach, którzy byli całkowicie wolni od próchnicy zębów i jak utracili odporność na nią.
W latach 1931 i 1932 dr Price odwiedził odległą Dolinę Loetchental w szwajcarskich Alpach w poszukiwaniu przyczyny i wyjaśnienia jednej z naszych najczęściej występujących chorób – próchnicy zębów. Mieszkańcy doliny żyli w harmonii z naturą, co owocowało względnie spokojną egzystencją.
Oto, jak dr Price ich opisał: „Nie mają lekarza ani dentysty, ponieważ praktycznie są im oni niepotrzebni, nie mają też policjanta ani więzienia, bo i to nie jest im potrzebne”.
Ta harmonia uwidacznia się również w produkcji żywności: „Krowy spędzające ciepłe lato na pokrytych zielenią i lasami stokach w pobliżu lodowców i pól wiecznego śniegu cechuje okres wysokiej i bogatej mleczności… Ten ser zawiera naturalny tłuszcz masłowy i sole mineralne pochodzące z doskonałego mleka i jest dosłownie rezerwuarem życia na nadchodzącą zimę”. (Podkreślenie dodane przez autora).
John Siegen, pastor jedynego kościoła w dolinie, opowiedział drowi Price’owi o maśle i serze wyprodukowanym harmonijnie z mleka naturalnie wypasanych krów: „Powiedział mi, że rozpoznają obecność Najwyższego w życiodajnych cechach masła wyprodukowanego w czerwcu, kiedy krowy przebywają na pastwiskach w pobliżu lodowców. Zbiera ludzi razem, by podziękować dobremu Ojcu za dowody jego obecności w postaci życiodajnych cech masła i sera, kiedy krowy jedzą trawę w pobliżu linii śniegu… Mieszkańcy doliny potrafią odróżnić wspaniałą jakość ich czerwcowego masła i, właściwie nie wiedząc czemu, składają mu należny hołd”. (Podkreślenie dodane przez autora).
Ten „należny hołd” składany masłu jest odległym w czasie wołaniem do dzisiejszych dyktatorów diety, którzy twierdzą, że masło jest szkodliwe dla naszego zdrowia ze względu na występujący w nim wysoki poziom tłuszczów nasyconych i cholesterolu. Komentując czas spędzony w Dolinie Loetchental dr Price napisał: „Człowiek natychmiast zaczyna zastanawiać się, czy nie ma czegoś we wspomagających życie witaminach i solach mineralnych pokarmów, co buduje nie tylko wielkie fizyczne konstrukcje, wewnątrz których rezyduje ich duch, ale również umysły i serca zdolne do wyższych uczuć, wobec których wartości materialne są dla człowieka wtórne”.
W opisach ludzi i środowiska Doliny Loetschental widzimy, odczuwamy i słyszymy ogromne zgranie z Naturą. Nie tylko zwierzęta i ziemia są uhonorowane w uświęcony sposób, podobnie jest z żywnością. Tamtejsi ludzie widzą i znają boską moc kryjącą się w ich maśle. Jednak by dostrzec ją w nim, muszą dostrzegać ją także w sobie samych. Ta wiedza jest, jak przypuszczam, wynikiem życia w zgodzie z podstawowymi prawami Natury. Ludzie widzą dowody i przypomina się im o ich własnej boskości poprzez dostrzeganie „Ojca” i Jego „Istoty”, Jego obecności, w darze, jaki im dał – darze zdrowia, żywotności i witalności – poprzez Jego masło i ser.
Dieta ludzi z Doliny Loetschental składała się na początku lat 1930. ze zdrowego żytniego chleba, letniego masła i sera (porcja niemal takich samych rozmiarów jak kromka chleba) popijanych świeżym, surowym krowim lub kozim mlekiem. Mięso jadali raz w tygodniu.
W ramach badań obejmujących 4280 zębów dzieci żyjących w wysokogórskich alpejskich dolinach dr Price ustalił, że 3,4 procent zostało zaatakowanych przez próchnicę, natomiast w samej Dolinie Loetschental 0,3 procent.
Okazało się, że mieszkańcy Loetchental są bardzo odporni na ubytki spowodowane próchnicę, mimo iż znaczną częścią ich diety stanowił żytni chleb na zakwasie. Wiele stowarzyszeń dentystycznych uważa chleb za główną przyczynę ubytków w zębach, gdy jego resztki pozostają między zębami. Ludzie z Doliny Loetschental nie używali nici dentystycznych i nie szczotkowali zębów. Mieli nawet w jamie ustnej typowe osady, ale nie cierpieli na próchnicę. Dr Price napisał: „Członkowie wielu prymitywnych plemion maja zęby niemal stale wysmarowane bogatymi w skrobię pokarmami i wcale nie zawracają sobie głowy ich czyszczeniem, a mimo to nie cierpią na próchnicę”.
W tym samym czasie w nowoczesnych częściach Szwajcarii próchnica była głównym problemem dzieci szkolnych, z których cierpiało na nią od 85 do 100 procent. Co więcej, szwajcarskie dzieci z podobnej linii genetycznej do tych z Doliny Loetschental żyjące w nowoczesnych miastach Szwajcarii i posiadające dostęp do najnowszych technik stomatologicznych, też cierpiały na próchnicę. Ludzie zdawali się nie wiedzieć, dlaczego tak się dzieje, i nawet próbowali regularnych ćwiczeń, i opalania dzieci, ale nie przyniosło to żadnej poprawy, jeśli chodzi o próchnicę. Przyczyną ubytków w zębach wśród tych nowocześnie chowanych dzieci nie było to, że nie szczotkowały zębów i nie miały dostępu do nowoczesnej opieki dentystycznej – musiało to mieć związek z brakiem witamin w przemysłowo wytwarzanej żywności, jaką spożywały.
Nowocześnie żyjący Szwajcarzy nie hołdowali już tradycyjnej diecie składającej się ze zdrowego żytniego chleba, letniego masła i sera oraz świeżego, surowego krowiego lub koziego mleka. Zamienili swój starannie przygotowywany zdrowy żytni chleb na zakwasie na wypieki z mąki pszennej. Zamienili swoje letnie masła i sery na margaryny, marmolady, dżemy, puszkowane jarzyny, ciasteczka i owoce, które musiały być przewożone na ich teren. Teraz hodują u siebie niewiele jarzyn. Ale nawet na tych zmodernizowanych obszarach niektóre dzieci zdradzają wysoką odporność na próchnicę – te, które wciąż spożywają tradycyjne potrawy.
Dr Price zauważył: „Badaliśmy tu dzieci, których rodzice zachowali swoje pierwotne sposoby doboru żywności, i wszystkie, które były odporne na próchnicę, jadły żywność wyraźnie różniącą się od spożywanej przez dzieci o dużej podatności na tę chorobę”.
Średnia częstość występowania próchnicy u prowadzącego nowoczesny tryb życia Szwajcara była ośmiokrotnie większa niż u tych, którzy trzymali się swoich rodzimych diet. Spośród 2065 zębów, które dr Price przeanalizował w ramach innych badań, 25,5 procent zostało zaatakowanych przez próchnicę, a w przypadku wielu zębów doszło do ropnia zębodołowego (infekcji).
Różnica pomiędzy dwiema dietami Szwajcarów w latach 1930. stanowi ważny klucz do wyjaśnienia zdolności organizmu do remineralizacji ubytków. Żyjący nowocześnie Szwajcarzy z dużą liczbą zębów zaatakowanych przez próchnicę wciąż jedli wiele pokarmów podobnych do tych z diety autochtonicznej. Jedli chleb z masłem i popijali mlekiem, ale dodawali również do swojej diety nowe pokarmy, które były generalnie obce lokalnej diecie: słodycze.
Często problem nie polega na tym, że pokarmy, które spożywamy, są niewłaściwe. Rzecz w tym, że są ogromne różnice w sposobie przyrządzania żywności, i w tym, skąd ono pochodzi. Na przykład, czy mleko jest pasteryzowane, czy surowe, czy krowy pasą się na zielonej trawie, czy też są karmione ziarnem i sianem w ciasnych stoiskach i czy ziarno wyrosło na glebach bogatych w składniki odżywcze, czy też nie, i jak jest przygotowane.
Różnica pomiędzy nowocześnie żyjącymi Szwajcarami a Szwajcarami odizolowanymi, którzy byli bardzo odporni na próchnicę, wcale nie jest żadną zagadką. Podobnych obserwacji dr Price dokonał na całym świecie. Jeden z najbardziej ekstremalnych przykładów znalazł wśród australijskich aborygenów.
Dr Price odwiedził Australię w roku 1936 i zaobserwował, że średnia częstość występowania próchnicy wśród australijskich aborygenów wynosi zero procent – mieli całkowitą odporność na nią. Odkrył również, że w przeciwieństwie do tradycyjnych aborygenów średnia częstość występowania próchnicy zębów w grupie aborygenów mieszkających w rezerwatach i spożywających nowoczesne pokarmy wynosiła 70,9 procent. Oto, jak to opisuje: „Jest niewiele miejsc na świecie, które przedstawiałyby tak wielki kontrast w rozwoju fizycznym, jaki występuje pomiędzy prymitywnymi aborygenami z Australii, którzy sami decydują o swoim losie, a tymi, którzy znaleźli się pod wpływem białego człowieka. Biały człowiek pozbawił ich naturalnych środowisk i obecnie trzyma ich w rezerwatach, wykorzystując ich jednocześnie jako siłę roboczą zatrudnioną na nowoczesnych przemysłowych stanowiskach pracy”.
Dr Price wyjaśnił wpływ żywności na ogólny stan naszego zdrowia i stwierdził, że nawet australijscy aborygeni, którzy od tysięcy lat utrzymywali niemal doskonałą kondycję fizyczną, utracili swoje idealne piękno i zdrowie, spożywając pokarmy „białego człowieka”: „Najbardziej doniosłym i znaczącym faktem, z jakim mogła zapoznać się nasza nowoczesna cywilizacja, jest to, że taka prymitywna społeczność, jak australijscy aborygeni, rozmnażali się pokolenie po pokoleniu przez wiele stuleci – nawet nie wiadomo od jak wielu – bez wytworzenia widocznych nieregularności w łukach zębowych. I nagle w następnym pokoleniu po rozpoczęciu spożywania pokarmów białego człowieka u dużej liczby ich dzieci pojawiły się nieregularności łuków zębowych z widocznymi deformacjami twarzy. Wzorce tych zniekształceń są podobne do tych, jakie występują w kulturach białego człowieka”.
Dr Price pozostawił nam ostrzeżenie, które jest równie aktualne dziś, jak było 70 lat temu, kiedy zostało po raz pierwszy wyartykułowane:
„Gwałtowna degeneracja australijskich aborygenów po przyjęciu przez nich od rządu nowoczesnych pokarmów stanowi wyrazisty przykład, który powinien bardziej przemawiać do wyobraźni niż eksperymenty na zwierzętach. Powinien stać się nie tylko źródłem obaw, ale wręcz ostrzeżeniem pokazującym, że ludzie mogą zdegenerować się fizycznie tak szybko jedynie poprzez stosowanie określonego typu pożywienia, szczególnie szeroko aprobowanych przez nowoczesną cywilizację produktów dietetycznych”. (Podkreślenie dodane przez autora).
To właśnie ostrzeżenie i obawa powinny znaleźć się moim zdaniem na czele państwa świadomości. Stan naszych organizmów ulega pogorszeniu z powodu pokarmów, które spożywamy, i często to pogorszenie objawia się w naszych zębach lub dziąsłach, albo w jednych i drugich, jako że są one wizytówkami naszego organizmu. Ta degeneracja jest wynikiem naszego stylu życia. Nowoczesna moda polegająca na wizycie u dentysty w celu pozbycia się problemu pozwala ludziom na pozostawanie w nieświadomości, że przyczyną psucia się ich zębów są ich przyzwyczajenia w zakresie żywienia i stylu życia. Ból i ubytek zostają chwilowo zlikwidowane, tyle że najprawdopodobniej powrócą kilka lat później, ponieważ rzeczywista przyczyna ubytku nie została zlikwidowana.
Protokół zapobiegania i remineralizacji ubytków
Dr Weston Price pobrał próbki żywności od wszystkich tubylczych grup, jakie badał. Przekazał je do swojego laboratorium i dokonał analizy ich zawartości pod kątem witamin i soli mineralnych. Okazało się, że tubylcza dieta dająca odporność na próchnicę zębów zawiera średnio cztery razy więcej rozpuszczalnych w wodzie witamin B i C i co najmniej dziesięć razy więcej rozpuszczalnych w tłuszczach witamin A, D, E i K od diety, która powodowała próchnicę zębów.
Antropologiczne świadectwo dra Price’a – tysiące wykonanych przez niego fotografii i analiza czynników odżywczych w różnych dietach – dowodzi, że nasza nowoczesna dieta nie dostarcza naszemu organizmowi witamin i soli mineralnych koniecznych do życia i że w rezultacie wielu ludzi cierpi z tego powodu na próchnicę zębów. To, że próchnica nasila się z wiekiem, ma uzasadnienie w tym, że skutki niedoborów i toksyczności naszej nowoczesnej diety nawarstwiają się z upływem czasu.
Dr Price włączył wiedzę uzyskaną w następstwie badań terenowych do programu odżywczego, który opracował w celu powstrzymania i remineralizacji ubytków wykorzystując odpowiednie żywienie. Jego protokół jest bardzo skuteczny. Przy pomocy diety pomógł 17 osobom z ostrą próchnicą zębów redukując ją 250-krotnie. W tej grupie około połowa wszystkich zębów była zaatakowana przez próchnicę. W ciągu trzech lat po zakończeniu kuracji wytworzyły się tylko dwa nowe ubytki, co daje częstotliwość nawrotów wynoszącą 0,4 procent.
Niestety, dr Price nigdy nie przedstawił w wyrazisty sposób swojego protokółu dotyczącego powstrzymywania próchnicy zębów. Niemniej dzięki wskazówkom zawartym w jego książce, badaniom Melvina Page’a, DDS, moim własnym dociekaniom metodą prób i błędów oraz opiniom innych ludzi, którzy wyleczyli swoje zęby, udało się go odtworzyć. Zanim ktokolwiek spróbuje go zastosować, chciałbym podkreślić, że w niektórych przypadkach może nie udać się uzyskać pozytywnych rezultatów za sprawą czynnika w postaci składu chemicznego krwi. Dobra żywność może nie wystarczyć do odpowiednio szybkiego przywrócenia do normy chemii każdego organizmu, by powstrzymać rozwój próchnicy. Co więcej, wielu ludzi utraciło zdolność dobrego przyswajania pokarmu w wyniku uszkodzeń spowodowanych przez pochodzące ze środowiska toksyny, ubogą dietę oraz zachodnie leki, w tym szczepienia, ponieważ chemikalia uszkodziły ich układ pokarmowy.
W następnej części artykułu podaję rozwiązanie tego problemu. Poniższe wskazówki są czymś w rodzaju mapy i niektórzy ludzie będą mogli dokładnie się do nich zastosować. Ogólnie chodzi o ukierunkowanie ludzi na to, co jest dla nich zdrowe. Ustalenie najlepszej dla siebie diety zależy w zasadzie od intuicji i instynktu każdego człowieka, od wsłuchiwania się w swój organizm i apetyt. Nie chodzi tu o jakiś masochistyczny eksperyment, w ramach którego zmuszać się do jedzenia pokarmów, za którymi nie przepadamy, i unikać potraw, które lubimy – nic z tych rzeczy. Niniejsze rady przedstawiają kilka najbardziej idealnych dla większości ludzi pokarmów.
Dietetyczne wytyczne prowadzące do remineralizacji zębów
Dr Price zauważył, że badane przez niego grupy autochtoniczne, które posiadają najwyższą odporność na próchnicę zębów, to znaczy zbliżoną do 100 procent, czerpały szczodrze – to znaczy przypuszczalnie przy każdym posiłku – z trzech niżej wymienionych źródeł podstawowych witamin:
1. Niepasteryzowane produkty mleczarskie wytwarzane przez zwierzęta wypasane na polach.
2. Mięso pochodzące z organów i mięśni dzikich ryb i skorupiaków.
3. Organy wypasanych na polach lub dzikich zwierząt.
Zalecenia dietetyczne zachęcają do przyjmowania co najmniej dwóch spośród tych trzech kategorii żywności oraz do tego, by w ciągu tygodnia spożyć je wszystkie trzy. Jeśli ktoś ma uczulenie na artykuły mleczarskie lub trudno je dostać, najlepsze wyniki osiąga się wykorzystując codziennie lub prawie codziennie kategorię 2 i 3.
Poniższe zalecenia pomogły wielu ludziom w remineralizacji ubytków w ich zębach:
spożywać od 0,5 do ponad 4 łyżek stołowych organicznych/dzikich wątróbek 2-3 razy dziennie razem z:
0,5 do ponad 2 łyżek stołowych żółtego masła 2-3 razy dziennie razem z posiłkami;
ponad 2 filiżanki surowego/niepasteryzowanego mleka od karmionych trawą krów, kóz, wielbłądów lub bizonów. Należy pić tyle mleka o temperaturze pokojowej, ile potrzebuje organizm;
2 filiżanki wywaru rybiego z tusz dzikich ryb, przy czym najlepiej jest, jeśli tusze posiadają przynajmniej łby, a najlepiej jeśli mają również organy wewnętrzne (stosowny przepis znajduje się pod adresem www.westonprice.org/foodfeatures/broth.html);
spożywać codziennie 2-4 łyżki stołowe szpiku z wypasanych na polu zwierząt;
jeść tyle, na ile ma się ochotę, najlepiej codziennie lub nawet kilka razy dziennie, nie gotowanych dzikich ryb lub nie gotowanego mięsa zwierząt wypasanych na polu (gotowanie mięsa jest dobre, ale zazwyczaj łatwiej strawne jest mięso nie gotowane; mięso i ryby można również marynować lub przyrządzać jako mało lub średnio wysmażone);
jeść tyle, na ile ma się ochotę, przynajmniej raz dziennie, surowych świeżych ostryg, małży lub podobnych mięczaków;
jeść znaczne ilości jarzyn, takich jak buraki naciowe, boćwina, jarmuż, cukinia, brokuły, seler, fasolka szparagowa i marchew;
jeść trzy razy w tygodniu lub częściej różne organy wszelkich wypasanych na polu lub dzikich zwierząt;
wypijać dziennie między posiłkami 2-4 filiżanki świeżego surowego soku z jarzyn, pamiętając o ograniczeniu picia soku ze słodkich jarzyn, takich jak marchew i buraki. Sok powinien być głównie mieszanką selerów i pietruszki. Jak sugerują przepisy podane w Primal Diet (Pierwotna dieta), należy użyć jednej wiązki pietruszki na jeden pęczek selerów. Taki sok może wymagać trochę gliny do zneutralizowania toksyn.
Ludziom mającym kłopoty z trawieniem zwierzęcych protein zalecam spożywanie ich w małych porcjach: od 1 do 2 uncji (28-56 g) na jeden posiłek w rozłożeniu na 5 posiłków dziennie. Można jeść tyle protein, na ile ma się ochotę. Proteiny należy spożywać z dużą ilością tłuszczu. Nie polecam ani nie zachęcam do jedzenia chudych kawałków mięsa lub mięsa, z którego usunięto tłuszcz. Dla niektórych ludzi zbyt duża ilość protein jest trudna do strawienia. Proteiny należy spożywać również z dużą ilością jarzyn bądź często popijać jarzynowym sokiem. (Szacunki zawarte w planie żywnościowym Melvinea Page’a mówią, że jeśli czyjaś idealna waga wynosi 40 kg, to musi on zjadać 170 gramów protein dziennie, jeśli ta waga wynosi 68 kg, to należy konsumować 280 gramów protein dziennie, a w przypadku osoby o wadze 90 kg – 370 gramów dziennie). Jedząc kilka posiłków dziennie składających się z protein i innych produktów bogatych w witaminy i sole mineralne pomagamy w ograniczeniu fluktuacji poziomu cukru we krwi i niedoboru substancji odżywczych, które sprzyjają rozwojowi próchnicy.
Surowe jajka jako sposób na wzmocnienie zębów
Tym, którzy mają trudności z przyswajaniem substancji odżywczych z pokarmów, w rozwiązaniu tego problemu pomóc mogą organiczne lub wysokiej jakości surowe jajka. Ostrzegam jednak, że początkowo nieregularne spożywanie tego szczególnego pokarmu może wywołać mdłości. Surowe jajka mogą spowodować detoksykację (oczyszczenie) organizmu z zalegających w nim chemikaliów. (Kiedyś jadłem surowe jajka z farmy i mój organizm zaczęło opuszczać valium, lek, który przyjmowałem 15 lat wcześniej. Wiedziałem, że to jest valium po jego charakterystycznym smaku, i potem przez cały dzień czułem się bardzo źle). Można więc spróbować następującej mieszanki:
1 filiżanka surowego mleka,
0,5 filiżanki surowej śmietany,
2 surowe jajka.
Można też – nieobowiązkowo – dodać do smaku niewielką ilość nie podgrzanego miodu lub stewii, ekstrakt wanilii, mączkę ze strąków szarańczynu (chleba świętojańskiego) lub gałkę muszkatołową.
Specjalne źródła pokarmu
Ponieważ jest to publikacja międzynarodowa, nie jestem w stanie dostarczyć informacji o lokalizacji najlepszych źródeł żywności, jaką zalecam. Kupowanie na chłopskich rynkach lub bezpośrednio od rolników to zazwyczaj najlepszy sposób uzyskania wysokiej jakości żywności pochodzącej od zwierząt żerujących na pastwiskach. Chodzi tu o niepasteryzowane mleko, którego, niestety, w niektórych miejscach nie można legalnie kupić. Wielu handlarzy rybami posiada całe żyjące dziko ryby. Można również skontaktować się z lokalnym oddziałem Fundacji Westona A. Price’a (lista kontaktowych oddziałów fundacji znajduje się pod adresem www.westonaprice.org/localchapters/index.html). Niektóre z tych oddziałów są w stanie podać dobre źródła żywności.
Żółte masło zawiera ważny czynnik wspomagający organizm we włączaniu soli mineralnych do kośćca, który dr Price oznaczył jako „aktywator X”. Kiedy krowy jedzą szybko rosnącą trawę, tłuszcz zawarty w ich mleku zawiera ten czynnik. Ma to miejsce zazwyczaj wiosną i latem w zależności od środowiska. W idealnym przypadku masło to musi być zrobione z niepasteryzowanego mleka. Jeśli ktoś w miejscu swojego zamieszkania ma kłopoty ze znalezieniem żółtego masła, dwaj duzi producenci posiadają wysokiej jakości pasteryzowane żółte masło, które powinno być dostępne w wielu częściach świata. Są to Kerrygold Butter z Irlandii (http://www.kerrygold.com/) i Anchor Butter z Nowej Zelandii ( http://www.anchorbutter.com/ ).
Pokarmy, napoje i produkty, których należy unikać
Znajomość tego, czego nie należy jeść, jest niemal równie ważna jak znajomość tego, co należy jeść. Nie należy lekceważyć stosowania się do tej rady, która dotyczy również napojów i innych produktów.
Należy więc unikać:
Cukru: białego cukru, brązowego cukru, organicznego cukru, odparowanego soku z trzciny cukrowej, syropu kukurydzianego, sklepowych dżemów (wyjątki to: nie podgrzewany cukier, organiczny nie przetwarzany syrop klonowy, rapadura i stewia). Wiele słodzików potęguje próchnicę zębów. Jeśli ktoś ma ostry lub trudny przypadek, powinien używać tylko stewii i unikać wszelkich innych słodyczy.
Mąki i produktów zbożowych: mąki białej, mąki pszennej, mąki organicznej, wszelkich nie moczonych produktów zbożowych, takich jak chleb, krakersy, kruche ciasteczka, pączki, płatki śniadaniowe, bułki, ciasta, tortille, bajgle i kanapki. Należy unikać większości kupowanych w sklepach produktów mącznych, nawet tych ze sklepów ze zdrową żywnością. (mój komentarz – Od wielu lat jem chleb i bułki i chyba od około 12 lat miałem jeden ubytek zęba – uważam, że chleb powinno się jeść. Jem także tortille (chyba od kilku lat). Unikam za to takich produktów jak wafle, chipsy czy paluszki).
Hydrogenizowanych olejów: margaryny i olejów roślinnych niskiej jakości, oleju sojowego, tłuszczu do smażenia i pieczenia Crisco, kanadyjskiego oleju rzepakowego i szafranowego. Zamiast nich należy używać naturalnego oleju kokosowego, naturalnego oleju palmowego, naturalnej oliwy z oliwek, masła lub łoju.
Wszelkiego typu niezdrowego jedzenia typu fast foodów
Kawy, napojów alkoholowych, słodzika Nutrasweet (aspartam) oraz produktów zawierających sztuczne substancje smakowe, barwniki i inne dodatki.
Mleczka sojowego, niskiej jakości protein w proszku i nadmiaru tofu.
Pasteryzowanego mleka, nawet jeśli jest od krów z pastwisk.
Mięsa i jaj z nienaturalnego chowu oraz ryb ze sztucznych hodowli.
Alkoholu i papierosów.
Narkotyków, leków na receptę, szczepionek. (mój komentarz – Przyjmuję leki na receptę, a w ostatnim czasie szczepiłem się 3 razy na koronawirusa i, moim zdaniem, w ogóle nie pogorszyło to stanu moich zębów i dziąseł)
Sekret ochrony przed próchnicą zębów
Badając krew, stomatolog dr Melvin Page dokładnie określił przyczynę próchnicę zębów we współczesnym społeczeństwie. Kiedy skład chemiczny naszej krwi traci stan równowagi, głównie z powodu konsumpcji przetworzonych pokarmów (szczególnie cukrów), stosunek wapnia do fosforu w naszej krwi ulega odchyleniu od normy. (Dr Page zalecał, aby ten stosunek wynosił 2,5 części wapnia na jedną część fosforu, poza tym twierdził, że decydującym czynnikiem w wytworzeniu odporności na próchnicę zębów jest to, aby w stu mililitrach krwi przy normalnym poziomie cukru było 8,75 mg wapnia i 4,5 mg fosforu). To powoduje, że z miazgi i kości wypłukiwane są sole mineralne, powodując osłabienie zębów i innych kości. Tak więc cukier powoduje próchnicę zębów nie dlatego, że spożywające go bakterie wytwarzają kwasy, ale dlatego że uszczupla on ilość substancji odżywczych w organizmie.
Unikanie spożywania zbyt dużej ilości słodkich i przetworzonych pokarmów w celu przywrócenia właściwego stosunku wapnia i fosforu we krwi i umożliwienia solom mineralnym wiązania się z zębami to zwykle za mało. Musimy spożywać także budulcowe pokarmy zawierające duże ilości soli mineralnych i witamin zdolnych do zainicjowania reakcji łańcuchowej budującej twarde jak szkło zęby w miejscu zepsutej tkanki.
Uwolnienie od próchnicy zębów
Niniejszy artykuł mówi o kilku kluczowych aspektach dotyczących tego, jak uwolnić się od próchnicy zębów i uniknąć wypełnienia ubytków w zębach niezbyt przyjemnymi plombami. Nasze zęby mogą odbudować się same i pokryć twardą, szklistą warstwą, pod warunkiem, że zapewnimy sobie właściwe odżywianie. W swojej książceCure Tooth Decay: Heal and Prevent Cavities with Nutrition (Leczenie próchnicy – leczenie i zapobieganie ubytkom przy pomocy odżywiania) opisuję, w jaki sposób żyć bez próchnicy i jak wyleczyć zęby przy pomocy właściwego odżywiania. Można w niej znaleźć także bardziej szczegółowe opisy specjalnych potraw, które należy spożywać, oraz bardziej dogłębną analizę przyczyn próchnicy zębów i różnych jej aspektów.
Możemy zminimalizować skutki próchnicy zębów, zapobiegać jej, a nawet przywrócić normalny stan w miejscu, gdzie powstał ubytek, pod warunkiem, że dokona sie właściwego wyboru, bazując na wiedzy uzyskanej z obserwacji wolnych od próchnicy autochtonicznych społeczności. Przyswójmy sobie tę wiedzę i podejmijmy mądrą próbę wyleczenia lub zapobieżenia próchnicy zębów poprzez spożywanie nie przetworzonej żywności. Można nauczyć się żyć bez próchnicy zębów, a także leczyć ubytki i zapobiegać im.
Telefon do wydawcy Nexusa (Agencji Nolpress) to 85 653 55 11
PRÓCHNICA ZĘBÓW – WSPÓŁCZESNA PLAGA
Epidemia próchnicy zębów w zachodnim świecie jest konsekwencją odżywiania się pokarmami wyhodowanymi na wyeksploatowanych glebach i pozbawionymi ich naturalnych własności w trakcie ich przemysłowego przetwarzania.
PROBLEM
Ubytki w zębach stanowią w Stanach Zjednoczonych i innych uprzemysłowionych krajach na całym świecie ogromny problem i to wcale nie nowy, jako że towarzyszy on nam od momentu wprowadzenia uprzemysłowienia. Próchnica, utrata zębów, choroba dziąseł oraz inne podobne problemy zdrowotne jamy ustnej są szeroko rozpowszechnione i wszechobecne na całym świecie.
Od 150 lat dentyści wypełniają nasze usta rtęcią, aby zaradzić konsekwencją gnicia zębów. Rząd ogłosił zwycięstwo nad procesem pogarszania się stanu uzębienia, powołując się na fakt, że „pokolenie wyżu demograficznego [chodzi o ludzi urodzonych w latach 1946-1965 – przyp. tłum.] będzie pierwszym, którego większość zachowa swoje naturalne zęby do końca życia dzięki fluoryzacji wody i paście do zębów. Przyjrzyjmy się jednak dokładnie liczbom. Bardzo chcą nas przekonać, że stan się poprawia, że ich strategia zdała egzamin i że bardzo dobrze nam się wiedzie z naszymi plombami z rtęci i fluoryzowaną wodą. Dane statystyczne działają jednak otrzeźwiająco.
W samych Stanach Zjednoczonych mamy dziś około 100 000 dentystów zakładających rocznie 100 milionów rtęciowych plomb. W przybliżeniu 140 milionów Amerykanów posiada przynajmniej jedną plombę rtęciową, zaś 25 procent całej populacji ma przynajmniej jeden niewyleczony ubytek. Co zdumiewające, 20 procent wszystkich dorosłych pomiędzy 55 a 64 rokiem życia straci wszystkie swoje zęby! Jeden na 250 młodych dorosłych ludzi podzieli ich los. Wrodzone zniekształcenia szczęki i łuku zębowego, zatrzymane zęby mądrości, potrzeba aparatów korekcyjnych i leczenia ortodontycznego, przekrzywione zęby, zapalenie dziąseł, ropotok zębowy, rak ust i korzenie kanałowe są tak pospolite, że niemal każdy cierpi na nie w jakimś zakresie. Zaakceptowaliśmy próchnicę jako coś nieuniknionego i pospolitego. Wygląda na to, że podstawowym obowiązkiem patriotycznym obywateli Stanów Zjednoczonych, podbudowanym dobrze znanymi z dzieciństwa historiami o ojcu naszego kraju Jerzym Waszyngtonie i jego drewnianych sztucznych zębach, jest utrata zębów!
W porównaniu do wszystkich pozostałych zagrożeń zdrowia doświadczanych przez członków naszego społeczeństwa akurat to wydaje się jednym z drugorzędnych. Urzędnicy państwowi z chęcią zamietliby je pod dywan. Jednak każdy, kto doświadczył bólu zepsutego zęba, zna prawdziwe koszty tego cierpienia. Niektórzy utrzymują, że próchnica zębów to jedynie wierzchołek góry lodowej i że jest objawem znacznie poważniejszego problemu, który staje się coraz bardziej niewidoczny przy naszym obecnym podejściu do jego leczenia. W przypadku ubytków stomatologia ma dwa proste rozwiązania: zaplombowanie zęba bądź usunięcie go. Kiedy już nie ma zębów, wydaje się, ze problem jest rozwiązany ostatecznie, ale dla tych, którzy muszą kontynuować życie bez zębów, problem tylko się zwielokrotnia. Pomijając samą zmianę wyglądu powodowaną przez sztuczne zęby, są one niewygodne i nie spełniają zbyt dobrze zadania w postaci żucia pokarmów. W starszym wieku często występuje niedożywienie i niewykluczone że przyczyną tego stanu jest właśnie utrata zębów.
Amerykańskie Towarzystwo Dentystyczne (American Dental Association; w skrócie ADA) i inne agencje starają się traktować próchnicę jako „sprawę lokalną”. Taką propagandą karmi się nas od wielu pokoleń. Ich głównym dogmatem jest twierdzenie, że próchnica jest efektem przerostu bakterii w ustach. Bakterie są odżywiane słodyczami, cukrem i bogatymi w skrobię pokarmami. Organizmy te, powiadają, wytwarzają kwasy, które niszczą szkliwo, co prowadzi do ubytków. Mówią także, ze rozwój bakterii w ustach jest przyczyną innych problemów, takich jak odkładanie się kamienia nazębnego i zapalenie dziąseł. Stąd ich stosunek do leczenia tego problemu sprowadza się do zalecenia szczotkowania zębów kilka razy dziennie oraz innych temu podobnych środków. Zalecają czyszczenie zębów nicią dentystyczną, płukanie ust oraz regularne wizyty u dentysty, łącznie z innymi procedurami, które prowadzą do zmniejszania liczby bakterii w ustach i wzmacniania szkliwa. Posuwają się nawet do pokrywania zębów uszczelniaczem, aby uchronić je przed nikczemnym kwasem.
W odniesieniu do diety sądzą, że przyjmowanie słodyczy i słodzonych pokarmów służy bakteriom i przyczynia się do zaostrzania problemu. Uważają, ze wystawienie zębów na działanie fluoru wzmocni szkliwo i poprawi odporność na wytwarzające kwas bakterie. Interesujący wniosek, który można by wysunąć z tych przekonań brzmi: można jeść tyle cukru, na ile ma się ochotę i to bez uszkadzania zębów, jeśli będzie się je potem czyściło, tak by zredukować bakteryjny ekosystem.
Co jednak ludzie robili, aby zapobiec próchnicy zębów przed wynalezieniem pasty do zębów, szczoteczek i dentystów?
Nadal aplikują tym, którzy najwyraźniej nie szczotkują zębów wystarczająco dokładnie, wypełnienia ubytków rtęcią i wystawiają całą populację na fluoryzowaną wodę, co pociąga ze sobą wiele dalekosiężnych skutków. Prawie każdy w USA cierpi na próchnicę zębów i mówi się nam, ze jest to problem powierzchowny, dotyczący jedynie bakterii w ustach szkodzących cienkiej warstwie szkliwa chroniącej nasze zęby! Co, jeśli problem jest znacznie głębszy i jest bezpośrednim skutkiem zachodniego trybu życia? Co, jeśli problem próchnicy zębów tkwi w sposobie naszego odżywiania i w tym, jak dbamy o Ziemię?
Staliśmy się tak oswojeni z wypełnianiem naszych ubytków w zębach rtęcią i fluoryzowaną wodą, że straciliśmy z oczu leżący u podstaw wszystkiego problem: próchnicę zębów będącą wynikiem spożywania nadmiernie przetworzonych i zubożonych pokarmów.
Wygląda na to, że zapomnieliśmy, iż nasi przodkowie utrzymywali przed uprzemysłowieniem wszystkie swoje zęby w doskonałym stanie przez całe życie i to bez dentystów, pasty do zębów, szczoteczek do zębów, plomb rtęciowych i fluoru w wodzie! Kiedy patrzymy na stare fotografie przedstawiające rdzennych Amerykanów (Indian), jeszcze zanim zaczęli jeść pożywienie białego człowieka, dostrzegamy, zę mieli normalne zdrowe zęby. Kiedy archeolodzy badają czaszki starożytnych przodków ludzi, okazuje się, że ich zęby są w doskonałym stanie. Pokolenie po pokoleniu, przez tysiące lat, nie mieli problemów. Próchnica stała się ogromnym problemem dopiero we współczesnej, industrialnej erze.
Jedną z wielu dużych różnic pomiędzy „prymitywnymi” kulturami a naszym współczesnym społeczeństwem jest to, co uważamy za pożywienie. Żywność naszych odległych przodków pochodziła bezpośrednio z Ziemi, podczas gdy pokarmy w społeczeństwie uprzemysłowionym pochodzą z fabryk. Metody stosowane we współczesnym rolnictwie, w połączeniu z powszechnymi praktykami przetwarzania żywności, pozbawiają naszą dietę większości istotnych czynników odżywczych i właśnie w tym kryje się prawdziwa przyczyna próchnicy zębów. Nasz współczesny styl życia zdaje się wymagać masowej produkcji artykułów spożywczych, jednak sprawność naszego obecnego systemu bazuje na zysku korporacyjnego przemysłu spożywczego. Zdrowie planety i wszyscy jej mieszkańcy nie stanowią siły napędowej – nie są nawet jednym ze znaczących przedmiotów zainteresowania – biznesu rolniczego. Zastanówmy się nad szerokim zastosowaniem pestycydów, sztucznych nawozów i genetycznie modyfikowanych organizmów. Kto czerpie największe korzyści z tych metod? Kto musi ponosić konsekwencje dalekosiężnych efektów ubocznych tych trucizn?
PRAWDZIWE PRZYCZYNY
Wygląda na to, że poświęca się za dużo sił na to, by dać ludziom wygląd szczęśliwie uśmiechniętych, nic nie robiąc w rzeczywistości, aby taki uśmiech uzasadnić. Wybielacze zębów, wybielające pasty do zębów i kosmetyki dentystyczne prezentowane społeczeństwu przez Amerykańskie Towarzystwo Dentystyczne sprawiają wrażenie, że organizacja ta robi wszystko, co może, abyśmy wyglądali i czuli się jak najlepiej. Jednak za tym wszystkim kryje się obrzydliwe oszustwo. Jeśli poszukamy korzeni tego problemu, okaże się, ze sięga on głęboko w Ziemię, do gleby. Dostrzeżemy, jak samolubnie eksploatowaliśmy przez setki lat bogactwa gleby, nie zastanawiając się, jak uzupełnić je na użytek przyszłych pokoleń.
Próchnica zębów jest w rzeczywistości problemem środowiskowym, który dotyczy całego ekosystemu, wraz z jego wszystkimi formami życia, od mikrobów począwszy, a na ssakach skończywszy. Nietrudno dostrzec związek między zdrowotnością gleby a zdrowiem ludzi spożywających to, co z niej pochodzi. Górną warstwę gleby zasiedla ogromna różnorodność mikroskopijnych form życia, owadów i innych podziemnych stworzeń, które wchodzą we wzajemne z nią oddziaływania. W procesie życia i śmierci tych form życia, ich produkty przemiany i szczątki zamieniane są w rezerwuar azotu, soli mineralnych oraz innych biologicznych składników stanowiących budulec żywych organizmów. Rośliny absorbują te związki, a zwierzęta zjadają rośliny. Ostatecznie ludzie zjadają wszystko – rośliny i zwierzęta.
Kiedy ludzie mają dostęp do pokarmów, które zrodziły się i rozwinęły na zdrowej glebie zawierającej właściwą ilość fosforu, wapnia i pierwiastków śladowych, wówczas uzyskują te elementy ze spożywanego pokarmu, ale w naszym współczesnym społeczeństwie tak nie jest.
Przemysłowe metody uprawy ziemi wysterylizowały i zubożyły glebę. Syntetyczne nawozy, produkowane na bazie ropy naftowej, i pestycydy nie zastąpią ogromnych złożonych ekosystemów, których miejsce zajęły. Nasze rolnictwo polega głównie na chemii i nie uwzględnia w swoich kalkulacjach zdrowia gleby, od której zależy. Obecna technologia prowadzi do zmęczenia i wyczerpania gleby. Nie robi się prawie nic, aby uzupełnić sole mineralne, które gleba oddała i utraciła na rzecz zbiorów. Procesy przetwarzania, przez które przechodzi większość produktów rolnych, dodatkowo zmniejszają ich i tak już niewielką wartość odżywczą.
Przechadzka po dowolnym supermarkecie ujawnia przyczyny problemów z naszymi zębami. Każdy artykuł na półce został, jak się wydaje, zmieniony w stosunku do swojej naturalnej formy. Do wszystkich pokarmów dodano cukier, słodziki, rafinowane ziarna i rafinowane oleje roślinne. Puszkowane, pakowane i konserwowane pożywienie jest normą i trudno jest, a nawet wręcz niemożliwe, znalezienie czegoś, nie będącego wytworem czołowych dostawców żywności. Nawet działy ze „świeżą żywnością” nie wydają się mniej skażone. Część owoców i warzyw została genetycznie zmodyfikowana(mój komentarz – Moim zdaniem w sklepach na całym świecie w ogóle nie ma genetycznie modyfikowanych organizmów, co jest, według mnie, bardzo pozytywne), a wszystkie one wielokrotnie spryskane trującymi chemikaliami, pestycydami i syntetycznymi nawozami. Mięso i ryby mają wsparcie w postaci technik „fabrycznej hodowli” i są nafaszerowane lekami, hormonami i antybiotykami mającymi kompensować mizerną zdrowotność hodowanych w klatce zwierząt. Mleko pochodzi od krów karmionych przemysłowymi odpadami i musi być pasteryzowane, by nie wpędzać ludzi w choroby.
W przeciwieństwie do społeczeństw przemysłowych z ich nowoczesnymi metodami, populacje rdzennych mieszkańców Ziemi rozumieją potrzeby ochrony bogactwa urodzajnej górnej warstwy gleby, tak by można było uzyskiwać z niej zdrową żywność dla siebie i przyszłych pokoleń. Stosują wyśrubowane w czasie metody przekazywane od tysięcy lat z pokolenia na pokolenie, zachowując siebie i swoje dzieci w zdrowiu. Rozsiane po całym świecie „prymitywne” kultury najwyraźniej rozwiązały problemy związane z wytwarzaniem żywności. Starają się zapobiec erozji i utracie gleby poprzez użyźnianie jej naturalnymi nawozami. Różnorodność upraw, płodozmian, odłogowanie ziemi i stosowanie organicznych nawozów, wszystko to zapewnia zachowanie żyzności gleby. Te obserwacje oraz wiele innych po raz pierwszy odnotował pionier żywienia dr Weston A.Price, dentysta, który badał przyczyny próchnicy zębów.
Siedemdziesiąt lat temu dr Price rozpoczął systematyczne badania narastającego problemu próchnicy zębów. Odwiedzał autochtoniczne społeczności na całym świecie, analizując stan zdrowotny ich uzębienia w odniesieniu do stosowanych przez nie diet. Zauważył, ze kiedy miejscowi ludzie kontynuowali dietę, którą przez wiele pokoleń stosowali ich przodkowie, z łatwością zachowywali zdrowe uzębienie w niemal idealnym stanie. Kiedy jednak przechodzili na przetworzone w zachodnim stylu pokarmy, które stały się im dostępne w wyniku kontaktów z białą rasą, w ich uzębieniu coraz częściej zaczęły się pojawiać ubytki. Liczby podane na początku tego artykułu odzwierciedlają obserwacje dr Price’a dotyczące ubogiej diety. Kiedy autochtoniczne społeczności zaczęły stosować współczesną dietę, zdrowotność ich jamy ustnej gwałtownie zmalała, z kolei ci, którzy pozostali przy tradycyjnej diecie składającej się z pokarmów spożywanych przez ich przodków, zachowali piękne zęby do późnego wieku.
Warto tu dodać, że miejscowi ludzie nie szczotkowali zębów (i w konsekwencji mieli między zębami resztki różnych pokarmów), a mimo to nie mieli ubytków. Potrafili utrzymać jamę ustną w niemal perfekcyjnym stanie przez całe życie, pod warunkiem, że stosowali tradycyjne pokarmy. Badane jednostki miały uzębienie w idealnym stanie, mimo iż nie piły fluoryzowanej wody, nie korzystały z usług dentystów i nie używały pasty do zębów. Gdy tylko zaczęli spożywać wysoce przetworzone „pożywienie białego człowieka”, zaczynali tracić zęby w rezultacie próchnicy. Szczotkowanie czyniło ich zęby czystszymi, ale nadal mieli ubytki! Już tylko ta obserwacja powinna postawić pod znakiem zapytania fałszywe przekonania, jakie ADA wpoiła Amerykanom.
Pokarmami, które przyczyniły się do pogorszenia stanu zdrowotności uzębienia, były głównie: pszenna mąka, cukier, łuskany ryż, puszkowana żywność, rafinowane oleje roślinne i wszystkie pokarmy zawierające te produkty. Oczywiście tego rodzaju artykuły to nie wszystko, co można znaleźć w typowym zachodnim supermarkecie. Kiedy ziarna są mielone na mąki, szczególnie pszenną, są pozbawione większości ich odżywczych składników. To samo można powiedzieć o białym ryżu, białym cukrze i każdym innym w dużym stopniu rafinowanym produkcie spożywczym. Końcowym rezultatem większości procesów przetwarzania jest substancja bogata w „puste kalorie” i pozbawiona witamin, soli mineralnych, protein, żywych enzymów oraz tłuszczów. Kiedy pokarm wymaga, aby organizm włożył w proces jego trawienia więcej zasobów, niż sam zawiera, wówczas zasługuje na miano substancji „anty-odżywczej”. Takie pokarmy są w ostateczności dla organizmu szkodliwe, ponieważ w procesie trawienia pozbawiają go większej ilości substancji odżywczych niż same dostarczają.
Oprócz odkrycia tej bardzo oczywistej korelacji między dietą i próchnicą zębów dr Price zauważył też, że zdrowotność uzębienia jest funkcją ogólnego stanu zdrowia. Dostrzegł zdumiewający związek między dietą składającą się z przetworzonych pokarmów a wadami wrodzonymi ust i szczęki. U osób spożywających przetworzone pokarmy występuje znacznie większe prawdopodobieństwo pojawienia się dzieci ze zniekształconymi łukami zębowymi. Było to w tych społecznościach nowe zjawisko. Rodzice mieli doskonale uformowane szczęki, stąd należało przypuszczać, że deformacje, jakie wystąpiły u ich dzieci, nie miały charakteru dziedzicznego. Badania przodków (ich czaszek) dowodzą doskonale uformowanych łuków zębowych. Te problemy zaczęły występować dopiero po przejściu na odżywianie się przetworzonymi pokarmami. W naszym współczesnym społeczeństwie tego rodzaju wrodzone defekty są pospolite. Nie jest dziełem przypadku, że w czasie 70 lat, jakie ułynęły od chwili, gdy dr Price rozpoczął swoje badania, jakość naszego pożywienia znacznie spadła.
Nasze obecne podejście do wytwarzania żywności jest rujnujące dla naszych zębów, ogólnego stanu zdrowia i zdrowotności środowiska. Wprowadzenie szerokiego asortymentu sztucznych pokarmów, nigdy dotąd nie występujących w ludzkiej diecie, ma ogromny wpływ na nasze życie. Próchnica zębów jest tylko jednym z mniej znaczących skutków naszych zachowań. Zrozumienie prawdziwych przyczyn próchnicy zębów może zapoczątkować przyznanie się do trudnej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, i, miejmy nadzieję, zainicjuje jej zmianę.
HOLISTYCZNA HIGIENA JAMY USTNEJ
Wydaje się, że ADA nigdy poważnie nie rozważało związku między zębami i jamą ustną a resztą organizmu, że te elementy są ze sobą ściśle powiązane. Pogląd, że ubytki są rezultatem choroby całego układu, nie jest niczym nowym. Inne szkoły medyczne, takie jak na przykład medycyna orientalna, traktują choroby ust jako manifestację nierównowagi całego układu i niedoboru składników odżywczych. Chociaż roli infekcji bakteryjnej w chorobach jamy ustnej nie można zupełnie ignorować, należy pamiętać, że funkcjonowanie reszty organizmu jest tym, co umożliwia lub utrudnia rozwój szkodliwym drobnoustrojom. Kiedy wszystkie układy organizmu działają prawidłowo, zadomowienie się chorobotwórczych organizmów jest znacznie bardziej utrudnione. Bakterie mogą żyć tylko w odpowiednim dla nich mikrośrodowisku.
Orientalni medycy już tysiące lat temu wiedzieli, że zdrowie zębów i dziąseł jest odbiciem stanu zdrowia całego organizmu. Tradycyjna medycyna chińska od dawna wykorzystuje tę holograficzną koncepcję, zgodnie z którą badanie jednej części organizmu daje wyobrażenie o stanie zdrowia całego organizmu. Jest to cecha charakterystyczna diagnostyki orientalnej medycyny i jest od dawna precyzyjnym i dokładnym elementem sztuki medycznej. Wygląda na to, że nie ma znaczenia, co jest badane: układ krwionośny, język, twarz, ucho. Część ciała o takim znaczeniu i wewnętrznych połączeniach jak jama ustna zawiera w sobie ogromny potencjał jako narzędzie diagnostyczne. Każdy, kto kiedykolwiek „zaglądał darowanemu koniowi w zęby”, może powiedzieć, że obserwacja zębów jest szybką i wygodną metodą oceny stanu całego organizmu.
W orientalnej filozofii medycznej zęby nie są postrzegane jako coś oddzielnego. Wręcz przeciwnie, stan zębów jest traktowany jako rezultat funkcjonowania pozostałych układów organizmu. Zęby są kośćmi i jako takie reprezentują ogólny stan zdrowia kości i szkieletu. Zęby zdają się wyrastać wprost z kości szczęki i są zbudowane z tych samych substancji, co kości. W Chinach wielokrotnie dowiedziono, że kiedy kości są zdrowe, zęby też są zdrowe, i odwrotnie, kiedy kości są chore, zęby mają inklinację do tego samego typu degeneracji. Nawet w nauce zachodu wiemy, że zęby są zbudowane z wapnia, soli mineralnych, protein i innych związków. Ponieważ sam organizm nie jest zdolny do wytworzenia tych składników, zęby będą cierpiały, kiedy w diecie będzie ich brakowało.
Kolejne spostrzeżenie chińskiej medycyny mówi, że usta są początkiem żołądka i układu trawiennego. Jeśli dochodzi do choroby lub niewydolności układu trawiennego, to może to czasami objawiać się w postaci dysfunkcji zębów i nabłonka jamy ustnej. Jest to zrozumiałe, jeśli uznamy, że wapń i inne sole mineralne muszą być zaabsorbowane do krwiobiegu, zanim będą mogły być wykorzystane przez organizm. Nie wystarczy, że składniki odżywcze znajdą się w pokarmach, jakie spożywamy. Jeśli mają być użyteczne, muszą być jeszcze przyswojone w procesie trawienia. W najlepszym przypadku jest to proces niewystarczający, a w obecności choroby w przewodzie pokarmowym ta niewystarczalność jeszcze bardziej się pogłębia.
Z punktu widzenia medycyny chińskiej usta są też częścią składową układu oddechowego, ponieważ stanowią wejście do dróg powietrznych i stykają się z nabłonkiem oskrzeli i płuc. Nierównowaga w płucach może manifestować się w postaci bólu i degeneracji zębów.
W taki sam sposób można przedstawić współzależności między zębami i innymi układami organizmu. Zęby są bezpośrednio związane z sercem poprzez naczynia krwionośne. Nawet medycyna Zachodu wie o tym i dlatego niektórzy ludzie muszą przyjmować antybiotyki przed zabiegami dentystycznymi, aby uniknąć przedostawania się zakaźnych organizmów do serca i innych organów. Tak więc zdrowa krew i prawidłowe krążenie są również konieczne, aby mieć zdrowe uzębienie. Chociaż higiena jamy ustnej odgrywa rolę w zapobieganiu próchnicy zębów, należy jednak pamiętać, że próchnica często bywa wskaźnikiem powstałej gdzieś w organizmie nierównowagi.
Jakość i skład śliny mają wielki wpływ na zdrowotność uzębienia. Posiadanie śliny o właściwym pH i bogatej w sole mineralne, witaminy, enzymy oraz inne czynniki ochronne, które sprzyjają remineralizacji szkliwa i przeciwdziałają rozmnażaniu się organizmów chorobotwórczych, w znacznym stopniu zapobiega próchnicy zębów. Mimo iż obserwacje i badania potwierdzają istnienie dodatniego związku między higieną jamy ustnej, a zdrowotnością uzębienia, istotne są też środki, przy pomocy których należy ją utrzymywać. Jakość śliny jest tu sprawą kluczową! Jeśli ktoś jest w stanie zwiększyć ilość soli mineralnych, aktywnych enzymów i witamin w ślinie, oznacza to, że jest w stanie wzmocnić „budujący” wpływ śliny i zminimalizować rozrost destrukcyjnych elementów. Można to uzyskać jedynie poprzez zachowanie zdrowej diety.
Są trzy główne klasy związków, które były obficie reprezentowane w diecie naszych przodków i są zazwyczaj nieobecne w naszych współczesnych pokarmach. Są to rozpuszczalne w tłuszczu witaminy, sole mineralne i enzymy.
– Rozpuszczalne w tłuszczu witaminy
Najistotniejszymi związkami, których brak w naszej diecie, są rozpuszczalne w tłuszczu witaminy a konkretnie witaminy A i D. Witamina A odpowiada za wiele biologicznych procesów występujących na poziomie komórkowym. Brak tej witaminy skutkuje wrodzonymi wadami, słabym wzrokiem, zmniejszoną odpornością i wieloma innymi nieprawidłowościami. Witamina D jest istotna w procesie przyswajania i wykorzystywania soli mineralnych w przewodzie pokarmowym i krwioobiegu. Jej obecność i dostatek determinują łatwość absorbowania z pokarmów wapnia i innych soli mineralnych, takich jak magnez, oraz lokowanie ich w zębach i kościach. Obie witaminy są rzadkie, to znaczy występują tylko w niektórych rodzajach pokarmów. Surowe produkty mleczarskie, jajka kur hodowanych w naturalnych warunkach, wątroba i niektóre artykuły rybne, takie jak tran z dorsza, to nieliczne źródła zawierające te substancje odżywcze w znaczących ilościach.
Witamina A jest istotna w wielu procesach zachodzących w organizmie i jest nieodzownym czynnikiem do utrzymania zębów w zdrowiu. Substancja ta spełnia rolę kofaktora w wielu reakcjach eznymatycznych i procesach komórkowych. Jest doskonałym przeciwutleniaczem i jest konieczna do wzrostu i naprawy tkanki. Układ odpornościowy zależy od odpowiednich dostaw tej witaminy. Zdrowe kości i zęby nie są możliwe bez wystarczających ilości witaminy A. W czasie swoich podróży, których celem było badanie tubylczych kultur, dr Price odkrył, że ich przeciętnie zdrowi osobnicy spożywali dziesięciokrotnie więcej witaminy A, niż znajdujemy we współczesnej zachodniej diecie. Jak przypuszcza, jej nadmiar kumulował się w postaci zapasu na wypadek niedostatku. Zapotrzebowanie na witaminę A rośnie w okresach stresu, przy wystawieniu na działanie toksyn środowiska oraz w trakcie chronicznego lub ostrego stanu środowiska oraz w trakcie chronicznego lub ostrego stanu chorobowego.
Witamina D jest kolejną rozpuszczalną w tłuszczu witaminą, która jest niezbędna do zachowania zdrowych zębów i kości. Mimo iż organizm człowieka jest zdolny do wyprodukowania jej niewielkich ilości w czasie jego wystawienia na działanie promieni słonecznych, konieczne jest jej uzupełnianie z pokarmu. Wiele autorytetów z zakresu zdrowia zgadza się, że obowiązująca w Stanach Zjednoczonych „zalecana dzienna dawka witaminy D” jest za niska. Witamina D jest konieczna do prawidłowego absorbowania wapnia z pożywienia w przewodzie pokarmowym oraz w procesie wbudowywania go w kości i zęby. Ostry niedobór witaminy D prowadzi do krzywicy u dzieci i demineralizacji kości u dorosłych, czyli do stanu, w którym kości stają się miękkie. Nie jest tajemnicą, że niedostatek witaminy D występuje szeroko i pospolicie. W wyniku badań ustalono, że w celu zachowania pełni zdrowia Norwegowie konsumują pięćdziesiąt razy więcej witaminy D niż Amerykanie.
Zachodnia dieta jest raczej uboga w rozpuszczalne w tłuszczach witaminy z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, witaminy takie jak A i D są w większości niszczone lub usuwane w czasie „normalnego” procesu przetwarzania. Na przykład surowe krowie mleko i śmietana są typowym doskonałym źródłem witamin A i D, które są jednak tracone w procesie pasteryzacji, podczas którego mleko jest podgrzewane do bardzo wysokiej temperatury. Próbując zastąpić tracone witaminy firmy mleczarskie dodają do swoich produktów ich syntetyczne odpowiedniki, jednak wiele danych wskazuje na to, że te sztucznie uzyskane związki nie są tak dobrze wykorzystywane przez organizm, jak ich naturalne pierwowzory.
Kolejnym powodem niedostatku rozpuszczalnych w tłuszczu witamin w naszych pokarmach jest to, że zostały one celowo usunięte razem z tłuszczem. Władze medyczne, w tym American Health Association (Amerykańskie Towarzystwo Serca) i American Dietetic Association (Amerykańskie Towarzystwo Dietetyczne), nasi domowi lekarze i media wmawiają nam, że tłuszcz jest niezdrowy, że jest to główna przyczyna wielu chronicznych chorób zwyrodnieniowych. Zostaliśmy uśpieni i zapomnieliśmy o tym, że rozpuszczalne w tłuszczach witaminy, od których zależy nasze zdrowie, znajdują się wyłącznie w tłustych partiach pokarmów pochodzenia zwierzęcego. Ponieważ tłuszcz jest usuwany z mleka, aby wyprodukować chude mleko, razem z nim usunięte zostają wszystkie rozpuszczalne w nim witaminy. Kiedy ze steku jest wykrawany tłuszcz a z pieczonego kurczaka zdzierana skóra, usuwane są również rozpuszczalne w tłuszczu witaminy. Modzie na niskotłuszczową dietę towarzyszy również efekt w postaci redukcji pobierania rozpuszczalnych w tłuszczu witamin, co odbywa się ze szkodą dla naszego organizmu. (mój komentarz – Przyjmuję rozpuszczalne w tłuszczu witaminy głównie z jaj kur hodowanych w naturalnych warunkach. Od 16 listopada 2016 całkowicie unikam kurczaka z rożna (skóra to praktycznie sam cholesterol), a od kilku lat dłużej unikam tłustych kiełbas oraz wszystkich produktów, zawierających nadmiar tłuszczu, gdyż uważam, że jest NIEZDROWY i nie ma żadnej potrzeby jedzenia takich rzeczy, TYM BARDZIEJ, ŻE MOŻNA POBIERAĆ GO np. z wątroby czy jajek kur hodowanych w naturalnych warunkach)
– Sole mineralne
Składnik w postaci soli mineralnych to oddzielna, ale pokrewna sprawa. We współczesnej diecie znajduje się tylko ułamek soli, które były obecne w pożywieniu naszych przodków. Diety prymitywnych społeczności zawierały od sześciu do dwudziestu pięciu razy więcej soli mineralnych (w zależności od rodzaju minerału). Współczesne procesy przetwarzania pozbawiają pokarmy zawartych w nich soli mineralnych. Wszelkie niewydolności w trawieniu i przyswajaniu tych składników odżywczych jeszcze bardziej pogłębia problem i utrudniają wchłanianie obecnych w pokarmach śladowych ilości niezbędnych substancji. W procesie normalnego metabolizmu sole mineralne są zużywane bardzo szybko, zaś w czasie stresu zapotrzebowanie na nie rośnie jeszcze bardziej. Innymi czynnikami zwiększającymi zapotrzebowanie na sole mineralne jest picie kawy i napoi zawierających kofeinę, wystawienie na działanie skażeń oraz używanie narkotyków. W rezultacie wiele osób odczuwa niedostatek jednego lub większej liczny minerałów.
Kości i zęby zawierają różne ilości soli mineralnych, nie tylko fluoru. Pomijając to, że rola fluoru w zapobieganiu próchnicy zębów została mocno przesadzona w stosunku do innych składników odżywczych, należy pamiętać, że nie jest on jedynym pierwiastkiem koniecznym do zachowania zdrowia uzębienia. Pierwiastki te trudno znaleźć we współczesnych dietach z powodu zubożenia gleb.
Minerały pochodzą z ziemi – z gleby i skał, które ulegały erozji w ciągu tysięcy lat. W najlepszych warunkach rośliny absorbują sole mineralne i czynią je łatwiej przyswajalnymi przez układ trawienny zwierząt. Związki te stają się ostatecznie częścią łańcucha pokarmowego i wchodzą do naszej ludzkiej diety. Im więcej soli mineralnych znajdzie się w glebie, tym więcej trafi ich do pokarmów, jakie spożywamy. Kiedy jednak gleba zostanie pozbawiona soli w rezultacie nadmiernego jej eksploatowania i niewłaściwego użytkowania, sole mineralne nie trafiają do roślin we właściwych ilościach. Jakby już to nie było wystarczająco groźne, ilość minerałów zawartych w pokarmach jest dodatkowo uszczuplana w procesie ich przetwarzania i oczyszczania.
Rodzaje pokarmów, jakie spożywamy, determinują nasz pobór soli mineralnych. Starożytne kultury na całym świecie włączały do swojej diety na przykład bogate w sole mineralne wywary. W naszym współczesnym społeczeństwie te odżywcze pokarmy zastąpiły mocno przetworzone puszkowane i pakowane mieszanki zup, które prawie w całości są pozbawione soli mineralnych! Łatwym do uzyskania i niedrogim rozwiązaniem zwiększającym zawartość soli mineralnych w naszej diecie jest podawany codziennie „wywar z kości”. Ten smakowity, bogaty w sole mineralne napój uzyskuje się przez gotowanie kości w wodzie z odrobiną octu przez 24-48 godzin, zbierając z powierzchni osad (przepis na taki wywar znaleźć można na stronie internetowejhttp://www.westonaprice.com). Wywar taki należy pić w niewielkich ilościach przez cały dzień, a jego nadmiar można zamrozić w osobnych pojemnikach, a następnie pić w kolejnych dniach po odmrożeniu i podgrzaniu. Dzienna dawka to jedna do dwóch filiżanek.
Inne doskonałe źródła soli mineralnych to morskie jarzyny, nie oczyszczona sól morska, organicznie i biodynamicznie hodowane owoce i jarzyny oraz surowe krowie mleko.
– Enzymy
Trzecim głównym składnikiem naturalnych pokarmów, w który była bogata dieta autochtonicznej ludności na całym świecie i który jest prawie nieobecny w dzisiejszej diecie Amerykanów, są enzymy. Enzymy są związkami, które katalizują większość niezliczonych reakcji chemicznych zachodzących codziennie w naszym organizmie. Te makromolekuły są elementami proteinowymi o szczególnej budowie i określonym przeznaczeniu. Na przykład enzym o nazwie amylaza rozkłada proteiny zawarte w pokarmie na aminokwasy, a lipaza rozkłada tłuszcze zawarte w pokarmie na glicerydy.
Wszystkie enzymy mają jedną słabość: temperaturę. Są niszczone w procesie gotowania oraz w temperaturach stosowanych w procesie przetwarzania żywności. Ciepło tak denaturuje enzym, że zmienia się jego struktura. W rezultacie enzym traci zdolność do wykonywania swojego zadania. W typowym przypadku w przetworzonych lub gotowanych pokarmach większość enzymów jest całkowicie zniszczona, stąd typowa amerykańska dieta w ogóle nie zawiera tych ważnych związków. Z kolei autochtoniczna ludność celowo i regularnie spożywa surowe i przefermentowane pokarmy, aby pozyskać aktywne enzymy.
Zawarte w pokarmach aktywne enzymy pełnią wiele zadań. Po pierwsze, enzymy są uwalniane i aktywowane w żołądku, gdzie pomagają w tworzeniu pokarmu. Po drugie, znajdujące się w pokarmie aktywne enzymy pomagają organizmowi zachować ich własne rezerwy.
Znaczenie enzymów zawartych w diecie swoimi badaniami udowodnili dr Edward Howell i dr Francis Pottenger. Dr Howell uważa, że każdy człowiek posiada bardzo ograniczony zapas enzymów trawiennych produkowanych i magazynowanych w trzustce. Kiedy ich ilość zostaje mocno uszczuplona, bardzo szybko dochodzi do zgonu organizmu. Surowe produkty zawierają własne enzymy i organizm reaguje w ten sposób, że do ich trawienia zużywa mniej własnych enzymów z trzustki. Dobrymi źródłami enzymów są surowe pokarmy. I tak na przykład doskonałym ich źródłem jest surowa, nie oczyszczana oliwa z pierwszego tłoczenia – w przeciwieństwie do wszelkiego rodzaju majonezów, które można znaleźć na półkach sklepów spożywczych i które praktycznie nie zawierają żadnych enzymów. Bogate w enzymy są na przykład potrawy fermentowane, takie jak jogurt, kiszona kapusta domowego wyrobu, pikle oraz kimchi (ostra koreańska potrawa z kiszonej kapusty, cebuli i przypraw).
W swoim słynnym eksperymencie dr Francis M. Pottenger jr użył dwóch grup kotów w celu zademonstrowania wagi surowych pokarmów w diecie ssaków. Obie grupy dostawały podstawowy zestaw w postaci surowego mleka i tranu z wątroby dorsza. Pierwsza grupa dostawała dodatkowo surowe mięso, a druga wyłącznie gotowane. Wpływ tych dwóch diet był obserwowany na potomstwie obu grup testowanych zwierząt. Kocięta urodzone w grupie, której podawano surowy pokarm, były zdrowe i normalne, natomiast kociętom z grupy karmionej gotowanym mięsem nie wiodło się za dobrze. Urodziły się z wieloma deformacjami zębów i szczęki, były ogólnie mniejsze i znacznie mniej z nich przeżyło proces narodzin. W toku eksperymentu pozwolono na reprodukcję drugiej generacji kotów. Kocięta pochodzące z grupy karmionej surowym mięsem były dalej karmione w ten sposób, a kocięta z grupy karmionej gotowanym mięsem były nadal karmione takim mięsem. W trzeciej generacji wszystkie kocięta zrodzone z kotek karmionych surowym mięsem były zdrowe i zachowywały się dobrze, z kolei następna generacja kociąt z grupy karmionej gotowanym mięsem była jeszcze bardziej chorowita i to aż do tego stopnia, że nie mogły się już rozmnażać. Grupa kotów karmiona gotowanym mięsem ostatecznie wyginęła, natomiast grupa karmiona surowym mięsem miała się świetnie.
Rozwiązanie
Nadszedł czas, abyśmy odzyskali nasze zdrowie i powrócili do diety przodków. Jeśli chcemy, aby nasze zęby pozostały w dobrej kondycji do późnego wieku, tak jak to miało miejsce u naszych przodków, musimy jeść tak jak oni. Jedynym rozwiązaniem problemu próchnicy zębów jest powrót na farmę. Próchnicy zębów można zapobiec poprzez zmianę sposobu odżywiania, poprzez pokarmy pochodzące z dobrej jakości źródła, takie jak na przykład produkty z surowego mleka, mięso z bydła hodowanego na trawie, organiczne jajka i świeże, organicznie hodowane owoce i jarzyny. We wzmocnieniu takiej poprawionej diety pomocne też mogą być suplementy, takie jak tran z wątroby dorsza, multiwitaminy, sole mineralne i pierwiastki śladowe.
Dr Price osiągnął wspaniałe wyniki w uzupełnianiu diety tranem z wątroby dorsza oraz „wysokowitaminowym masłem” – ekstraktem wyprodukowanym z mleka krów karmionych szybko rosnącą trawą. Takiego masła nie można kupić w supermarkecie. Rolnictwo realizowane metodami przemysłowymi nie pozwala na masowy dostęp do tych witalnych czynników ani nie karmi mlecznych krów zieloną trawą, ich najkorzystniejszym pożywieniem.
Unikanie wszystkich przetworzonych pokarmów – pokarmów o niskiej wartości i rafinowanych olei – jest warunkiem koniecznym do poprawienia zdrowotności zębów. W celu przejęcia kontroli nad naszym własnym dobrym samopoczuciem musimy zadbać o dostawę odpowiedniej żywności. Może okazać się to bardzo łatwą sprawą, ponieważ wszyscy spożywamy posiłki kilka razy dziennie.
Odmowa spożywania pokarmów o niskiej wartości i zamiana ich na pełnowartościowe posiłki pomoże w zmianie naszego obecnego modelu żywieniowego. Jakość wybieranego przez nas pożywienia jest sprawą kluczową. Picie surowego mleka pochodzącego od hodowanych w naturalnych warunkach, wypasanych na pastwiskach krów jest jednym ze sposobów, w jaki nasi przodkowie uzyskiwali odporność na próchnicę zębów. W momencie, kiedy zaczęliśmy przetwarzać pokarmy, wszystkie ich zalety zostały utracone.
Rolnicze korporacje, które dyktują, co mamy jeść, kierują się wyłącznie zyskiem, zupełnie nie zwracając uwagi na konsekwencje swoich praktyk dla zdrowia społeczeństwa. Musimy ponownie zastanowić się nad całą strategią rolniczą i promować tylko te gospodarstwa rolne, które wyrażą chęć włożenia czegoś dobrego w glebę, tak by również przyszłe pokolenia mogły hodować na niej zdrową żywność.
Na powyższe pytanie odpowiem na swoim własnym przykładzie. Moje zęby są zdrowe z wielu powodów. Po pierwsze całkowicie unikam rafinowanego cukru. Udowodniono, że cukier jest głównym czynnikiem wywołującym próchnicę zębów. W ogóle nie jem słodyczy ani żadnych ciast, tortów i innych podobnych potraw.
Jeśli w ogóle nie możesz żyć bez słodkich produktów, jedz miód (uważaj, by był bez dodatku sacharozy, czyli w 100% naturalny). Jest może nawet słodszy od wszystkich słodyczy i, co NAJWAŻNIEJSZE, w ogóle nie szkodzi zdrowiu – rafinowany cukier wywołuje, poza próchnicą, bardzo wiele innych chorób i dolegliwości.
Ponadto Żyję Wiecznie: bez narkotyków, bez papierosów, bez alkoholu, bez JAKIEGOKOLWIEK piwa, bez rafinowanego cukru (i wszystkich produktów zawierających go), bez waty cukrowej, bez pączków (zero pączków w „Tłusty Czwartek” od iluś lat i tak jest przez Wieczność na 100%), bez kawy (Kawa zawiera kofeinę, a udowodniono, że wypłukuje ona wapń z kości. Ponadto kawy (między innymi kawy) powinno się unikać, jeśli chce się w ogóle nie mieć próchnicy zębów), bez NADMIERNIE CZĘSTEGO jedzenia pizzy, bez zapiekanek, bez słodyczy, bez lodów, bez wafli, bez tortów i ciast, bez ciasteczek, bez fast-foodów, bez kurczaka z rożna (jego skóra to praktycznie sam CHOLESTEROL), bez skóry kurczaków (to pewnie dużo cholesterolu), bez „żywności” w rodzaju paluszków, biszkoptów i krakersów, bez gazowanych napojów (na pewno wiesz, jakie napoje mam na myśli), bez wszystkich napojów, zawierających chemiczne barwniki i/lub sztuczne substancje smakowe, bez białego pieczywa (poza bułką tartą ogólnie bardzo rzadko do obiadu), bez kiełbasek, chleba i bułek z ogniska, bez płatków do mleka, bez lizaków, bez pop-corn’u, bez gumy do żucia, bez chrupków, bez chipsów, bez prażynek, bez żelków, bez boczku, bez musztardy, bez białej kiełbasy (zawiera spore ilości cholesterolu oraz niezdrowe nasycone kwasy tłuszczowe; Jednak, moim zdaniem, NIEWIELKIE IOŚCI tłuszczów nasyconych są POTRZEBNE ORGANIZMOWI – i dlatego piję regularnie kefiry, zawierające MINIMALNE ILOŚĆ kwasów nasyconych (tłuszczów nasyconych)) i bez kiełbas, zawierających cholesterol i dużo tłuszczu, bez śmietany (zawiera bardzo dużo bardzo niezdrowych tłuszczów nasyconych), bez pierników, bez koktajlów oraz bez mortadeli (jest bardzo niezdrowa).
Dbam także o higienę jamy ustnej (raz w tygodniu myję zęby specjalnym żelem, który służy do intensywnej profilaktyki próchnicy) i jem produkty dobre dla zębów np. marchew i seler. Natomiast jajka kur hodowanych w naturalnych warunkach zawierają rozpuszczalne w tłuszczu witaminy (A i D), które mają bardzo pozytywny wpływ na zęby. Uważam, że woda alkaliczna jest bardzo dobra dla zdrowia – w tym zębów i dziąseł. Od chyba kilku lat po wieczornym umyciu zębów, już niczego nie jem aż do następnego dnia.
Żyję Wiecznie: pijąc niegazowaną niskosodową wodę mineralną z sokiem cytrynowym (0,75l w pon, śr, piąt, sob) i niegazowaną niskosodową wodę mineralną bez soku z cytryny (ogólnie we wszystkie dni tygodnia – staram się pić latem maksymalnie 2,4 litra na dzień, jesienią i wiosną najwięcej 2 litry jednego dnia latem, a zimą 1,6 litra dziennie), pijąc sok pomarańczowy ze świeżych pomarańczy oczywiście bez dodatku trucizny (cukru) i bez żadnych dodatków, jedząc różne owoce (banany, pomarańcze, mandarynki, winogrona, śliwki, jabłka, jeżyny, maliny i inne) i warzywa (groszek, kukurydzę – groszek to źródło luteiny, a kukurydza zeaksantyny, które to składniki są w stanie utrzymać w dobrym stanie plamkę żółtą oka. oraz marchew, fasolkę szparagową, pomidory, pietruszkę, i inne oraz zioło melisę w pewnym okresie), spożywając ciemne pieczywo, jedząc latem chłodnik (zupę z warzywami na zimno) i inne zdrowe i jednocześnie dobre w smaku zupy, jedząc makaron z truskawkami (BEZ cukru i śmietany), pijąc kefiry (wyprodukowane BEZ STOSOWANIA GMO) oraz uprawiając różne sporty (głównie koszykówkę, ale też tenis ziemny, piłkę nożną, bieganie, pływanie, jazdę na rowerze i inne).
To wszystko sprawia, że nie mam żadnych ubytków. Chyba od około 2010 roku miałem tylko 2 ubytki z tego, co wiem, nieduże, a do dentysty na kontrole chodziłem regularnie co pół roku lub co około rok. To DOWÓD na to, że sposoby, związane z odżywianiem i stylem życia (przede wszystkim) oraz z higieną jamy ustnej (w drugiej kolejności) PO PROSTU DZIAŁAJĄ i gdyby wszyscy je stosowali to żaden z około 7 miliardów ludzi nie miałby próchnicy – nawet najmniejszego ubytku i pewnie w krótkim czasie świat w ogóle nie potrzebował by dentystów, bo byliby kompletnie niepotrzebni i mogli by przekwalifikować się w osoby polecające zdrowe produkty oraz odradzające jedzenie i picie tego, co szkodzi zębom i dziąsłom i pewnie tych szkodliwych w krótkim czasie W OGÓLE NIE BYŁO BY NA ŚWIECIE. I wyszło by to na pewno wszystkim na ZDROWIE.
W ostatnim czasie miałem próchnicę w jednym zębie i po tym postanowiłem dodać jeszcze więcej – czyli np. uzdrawiające afirmacje, takie jak np. „Moje zęby są idealnie zdrowe przez Wieczność i Fizycznie Nieśmiertelne” czy „Swoje decyzje podejmuję w oparciu o zasady Prawdy i czuję się bezpiecznie, wiedząc że tylko właściwe działania mają miejsce w moim życiu.”
Można to też stosować dla całego Wszechświata – Zęby, wszystkiego, co żyje są idealnie zdrowe przez Wieczność i Fizycznie Nieśmiertelne” czy „Wszystko, co żyje, swoje decyzje podejmuję w oparciu o zasady Prawdy i czuje się bezpiecznie, wiedząc że tylko właściwe działania mają miejsce w jego/jej życiu.”