Kolorowe potrawy chronią wzrok

(opracowano na podstawie artykułu Elżbiety Bielińskiej „Kolorowe potrawy chronią wzrok” z 235-go (lipiec 2010) numeru miesięcznika Nieznany Świat)

Jedną z głównych przyczyn ślepnięcia ludzi powyżej pięćdziesiątki jest zwyrodnienie plamki żółtej w oku. Można temu zapobiec, a nawet doprowadzić do cofnięcia się choroby, ale należy jeść kilka razy w tygodniu szpinak, brokuły, kapustę i inne zielone warzywa oraz ryby morskie.

Aż 81 procent Polaków nigdy nie słyszało o zwyrodnieniu plamki żółtej, związanej z wiekiem (inaczej AMD, z ang.Age-related Macular Degeneration). Jest ona wykrywana co roku u około 250 tysięcy osób w naszym krajuW Polsce ogółem cierpi na nią około 1,9 miliona osób. W Europie z tego powodu choruje 50% pacjentów powyżej 65 roku życia, natomiast liczba chorych na świecie wynosi 50 milionów.

Plamka żółta to bardzo ważna część oka, a jej degeneracja jest związana z uszkodzeniem części siatkówki, która jest odpowiedzialna za centralne, ostre widzenie, a także za prawidłowe postrzeganie barw i kontrastów.

Pacjenci z AMD nie widzą jedynie tego, co znajduje się przed nimi.

Według badań przeprowadzonych przez uczonych jednym z ważnych czynników wpływających na rozwój AMD jest  zbyt niski poziom antyoksydantów: witamin A, C, E i beta-karotenu czy kartenoidów: luteiny i zeaksantyny, a także cynku i selenu. Witaminy A, C i E są odpowiedzialne za usuwanie wolnych rodników oraz nawilżają i odżywiają zewnętrzną powłokę oka i dzięki temu nie ulega ona wysuszeniu. Kartenoidy działają jak wewnętrzne okulary słoneczne. Luteina (żółty barwnik obecny w wielu roślinach) chroni oko przed wolnymi rodnikami, a zeaksantyna przyjmuje energię fali światła niebieskiego i chroni przed uszkodzeniami fotochemicznymi. Oba  te składniki są zdolne utrzymać plamkę żółtą w dobrym stanie.

Chociaż nie możemy zmienić naszego wieku, genów i płci, zawsze możemy zmienić sposób odżywiania na taki, który będzie bardziej dla nas korzystny.

Żeby dostarczyć naszemu organizmowi kartenoidów, powinno się trzy, cztery razy w tygodniu jeść bogate w luteinę zielone warzywa liściaste – jarmuż, kapustę, szpinak, brokuły, zielony groszek i brukselkę.

Dobrze też, aby w naszym jadłospisie znalazły się kukurydza i szafran, które są  dobrym źródłem zeaksantyny. Ryzyko choroby AMD  może zminimalizować spożywanie ryb morskich przynajmniej dwa razy w tygodniu. Kwasy tłuszczowe omega 3 (które te ryby zawierają) działają pozytywnie na naczynia krwionośne i siatkówkę  oka.

Zrobimy coś bardzo dobrego dla naszych oczu,jeśli wzbogacimy dietę w borówki czernice (są w nich zawarte antycyjanozydy, które  mają zdolność do regeneracji części oka odpowiedzialnej za dobre widzenie po zmierzchu).

Zdrowa dieta, przyjmowanie suplementów zawierających luteinę, zeaksantynę, selen, cynk oraz witamin A, C i E, unikanie nikotyny, okresowe badania wzroku u okulisty po ukończeniu 45 lat, noszenie dobranych u optyka, chroniących oko okularów przeciwsłonecznych – mogą skutecznie zapobiec utracie wzroku. (której to obawia się ponad połowa Polaków!)

Trzeba też powiedzieć, że należy unikać jedzenia w barach fast-food’owych chipsów, frytek, przemysłowo produkowanych ciasteczek, zawierających niezdrowe tłuszcze, które mogą doprowadzić do niebezpiecznej, mokrej odmiany choroby AMD.

Dlatego należy unikać szybko przygotowywanej żywności i samemu przygotowywać sobie jedzenie, które będzie dobre dla zdrowia.

O Quetzaelcoatl’u

O QUETZALCEOTL’U

W dzień wiosennej równonocy cień rzucany przez Piramidę Kukulkana w Meksyku wygląda jak wąż, wpełzający od dołu na szczyt tej piramidy. Natomiast w dzień jesiennej równonocy, ten cień wygląda jak wąż, spełzający ze szczytu piramidy na jej dół.

Moim zdaniem Kukulkan to „bóg”, którego można zidentyfikować też jako boga Quetzaelcoetl’a oraz Eskulapa. To „Pierzasty Wąż”, który, według mnie, był bogiem Enkim z opowieści o Ogrodzie Edenie – czyli biblijnym „Wężem”. Natomiast jego brat „Enlil” to biblijny „Pan”.

Obecną inkarnacją „Pierzastego Węża” jest brytyjski książę William. Uważam, że jego żona  – Kate Middleton – także w poprzednich życiach była jego żoną. To po prostu „związane dusze”, które spotykają się w kolejnych wcieleniach. Dotyczy to pewnie wszystkich ludzkich par. 

Dobry bóg Quetzaelcoetl jako Eskulap podarował ludziom medycynę i możliwość leczenia nią wielu chorób. Uważam też, że ten bóg nauczył ludzi wiedzy o liczbach – co one znaczą oraz wymyślił system sześć dziesiętny.

Szambala – Dolina Nieśmiertelnych

Poniższy artykuł pochodzi z 68-go i 69-go numeru Nexusa. 

Jego wydawca ma stronę internetową pod adresem http://www.nexus.media.pl/

Ich adres e-mail to nexus@nexus.media.pl

Telefon do wydawcy (Agencji Nolpress) to 85 653 55 11

Poniżej prezentuję niezwykły i fascynujący artykuł o legendarnej Szambali wraz z pięknymi zdjęciami tego tajemniczego królestwa. Poleć przeczytanie go znajomym, żeby dowiedzieli się ciekawych rzeczy o Szambali. 

Neo

Krążące od stuleci legendy o tajemniczym himalajskim królestwie Szambala odżywają co jakiś czas za sprawą niezwykłych wydarzeń, które potęgują otaczającą je atmosferę mistycyzmu.

Jadeitowa wieża

W tybetańskich księgach i legendach dalekiego Wschodu istnieje starożytna i szeroko rozpowszechniona wiara w istnienie Tajnego Królestwa Mądrych Ludzi żyjących w odosobnieniu w niedostępnych partiach gór Azji. Orientaliści zwą to tajemnicze miejsce Chang Shambhala lub Północną Szambalą. Tybetańscy mnisi twierdzą niezłomnie, że istnieje piękna enigmatyczna dolina otoczona kręgiem ośnieżonych gór ciągnących się od północnego Tybetu aż po Mongolię, która jest niedostępna dla wędrowców nie posiadających doświadczonego lub mistycznego przewodnika.

Podania głoszą, że ta ukryta kraina jest dostępna jedynie dla wtajemniczonych lub oddanych duchowemu odrodzeniu ludzkości osób. W jej centrum wznosi się słynna wieża z jadeitu. Stoi ona w starożytnym mieście, które, jak utrzymują mnisi, jest ogrzewane ciepłą wodą wypływającą z podziemnych strumieni, zaś wytwarzana para unosi się do atmosfery i tworzy naturalną inwersję temperatury. Doliny tej nie widać z powietrza, ponieważ zjawisko inwersji temperatury tworzy grubą, jasną, mglistą osłonę, która zasłania leżący pod nią krajobraz. Członkowie różnych ekspedycji badawczych podróżujących po Himalajach utrzymują, że obozowali przy gorących źródłach termalnych otoczonych rosnącą wokół nich bogatą roślinnością, poza którą rozciągało się pokryte skałami i lodem pustkowie. W realność miejsca zamieszkiwanego przez doskonałych mężczyzn i kobiety nazywane Kalapami (czasami Katapami) z Szambali, którzy żyją w nieustającej obecności energii z innych światów, wierzą nie tylko Tybetańczycy, ale również Rosjanie, Chińczycy i lud Indii.

Mikołaj Konstanowicz Roerich (1874-1947). wybitny rosyjski pisarz, malarz i odkrywca, przez pięć lat (1923-1928) podróżował po wszystkich siedmiu prefekturach Tybetu. W swojej książce Himalayas – Abode of Light (Himalaje – siedziba światła) (Nalanda Publications, Bombay, 1947) napisał, że ta sekretna dolina leży za wielkimi jeziorami i pokrytymi śniegiem szczytami najwyższych gór świata. Wygląda na to, że Roerich dotarł do Szambali, i dlatego jego książki i obrazy zostały poddane dokładnej analizie do celów tego artykułu, podobnie zresztą jak prace jego syna, dra Jurija Roericha (1902-1960), wybitnego orientalisty, filologa, krytyka sztuki i etnografa ze stopniami naukowymi z Harvardu i Sorbony. Rodzina Roerichów mieszkała w Dolinie Kulu w północnych Indiach bardzo blisko granicy z zachodnim Tybetem, skąd zorganizowała wiele ważnych ekspedycji do niezbadanych rejonów płaskowyżu tybetańskiego, najwyżej położonych na Ziemi zamieszkałych terenów. W tych ekspedycjach, które trwały czasami wiele miesięcy, uczestniczyły dziesiątki Szerpów oraz norweskich, tybetańskich, mongolskich i chińskich pomocników.

Inny renomowany badacz, Andrew Thomas, autor książki Shambhala: Oasis of Light (Szambala – oaza światła)(Sphere Books, Londyn, 1977), który spędził wiele lat w Tybecie, dowiedział się, że Królestwo Szambali leży w dolinie osłoniętej z każdej strony potężnymi śnieżnymi pasmami i że jego mieszkańcy chronią się w ogromnych podziemnych katakumbach.

Oprócz nich o nieznanych dolinach położonych pośród ogromnych ośnieżonych gór na tybetańskim płaskowyżu, o których mówi się, że leżą skryte wśród ogromnych wyżyn Himalajów, pisali też inni badacze Azji. Bhagawata Purana i sanskrycka encyklopedia Vachaspattya lokalizują Szambalę na północy Himalajów u stóp góry Meru, gdzie zdaniem wielu spotykają się śmiertelni z wiecznymi. Dokładniejsza lokalizacja widnieje na siedemnastowiecznej mapie opublikowanej w roku 1830 w Antwerpii przez Csomę de Korosa, węgierskiego filologa, który spędził cztery lata w buddyjskim klasztorze w Tybecie. Podaje on, że Szambala leży pomiędzy 45 a 50 stopniem szerokości północnej za jeziorem Mamus Hu około 100 kilometrów na wschód od wsi Karamay. Co niezwykłe, inny stary klasztorny dokument oglądany przez rosyjskiego badacza środkowej Azji Mikołaja Michałowicza Przewalskiego (Prżewalski) (1893-1888), geografa, generała, członka Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego oraz członka honorowego Petersburskiej Akademii Nauk, podaje długość geograficzną Szambali, która odpowiada 88 stopniom (M. M. Przewalski, Mongolia, Londyn, 1876, str. 63). Ta para współrzędnych wskazuje, że Szambala leży nieco na wschód od Ałtaju, głównego masywu górskiego Azji Środkowej wznoszącego się na wysokość 4500 metrów, dokładnie tam, dokąd wielokrotnie wędrowały ekspedycje Roericha.

Tajne wejście do „Doliny Nieśmiertelnych”

Ludy Azji wierzyły przez tysiąclecia, że to zakazane miejsce jest dobrze strzeżone i dostępne jedynie ludziom o czystym sercu. Tym niemniej rodzą się następujące pytania: kim są ludzie mieszkający w tym odosobnionym miejscu i jaka jest ich natura? Tybetańska legenda głosi, że to sekretne miejsce zasiedlają „cisi strażnicy” będący kiedyś zwykłymi kobietami i mężczyznami, którzy otrzymali „paszport” do Szambali w nagrodę za swój duchowy rozwój.

Andrew Tomas przedstawia robiące wrażenie dowody pochodzące z tybetańskich źródeł znajdujących się w starożytnych bibliotekach klasztornych, do których miał zaszczyt być dopuszczonym. To, co tam znalazł, dostarcza nam dodatkowej wiedzy o tej oświeconej kolonii:

Bractwu Szambali przewodzi niewielka elita wybitnych istot przedstawianych nam jako mahatmowie, co w sanskrycie oznacza „wielcy duchem”. Są to nadludzkie istoty o nadnaturalnej mocy, które zakończyły swój rozwój na tej planecie, ale pozostają z ludzkością, aby wspomagać jej rozwój duchowy… czas życia ich ciał jest prawie nieskończony, ponieważ koło odrodzeń zatrzymało się dla nich.

Andrew Tomas, Shambhala: Oasis of Light, str. 43-44.

Innymi słowy, są to Istoty Nieśmiertelne i z tego, co nam wiadomo o tej plejadzie oświeconych ludzi, koncepcja reinkarnacji stanowi zasadniczą część ich filozofii. Tybetańskie manuskrypty podają, że „dynasta mądrych władców niebiańskiego pochodzenia rządzi królestwem Szambali od niepamiętnych czasów, zachowując bezcenną spuściznę Kalaczakry, mistycznej wiedzy ezoterycznego buddyzmu” [Giuseppe Tucci, Tibetan Pointed Scrolls (Tybetańskie malowane zwoje), Rzym, 1949, tom 1].

Po siedmiu latach spędzonych w Tybecie i Chinach niemiecki pisarz Hurtwig Hausdorf napisał w swojej książceDie Weisse Pyramide (Biała piramida), że patriarchowie z Szambali „nie są zupełnie z tego świata, oni bardziej pasują do Obcego Rozumu… gatunku, który umieścił na Ziemi Uniwersalny Umysł”.

Tybetańczycy i inne azjatyckie ludy wierzą od niepamiętnych czasów, że wśród nich żyją mędrcy, którzy wyzwolili się od śmierci i zgodnie ze swoim życzeniem wędrują po Ziemi i Wszechświecie w fizycznych ciałach. Starożytni nazywali ich „świętymi nieśmiertelnymi” i utrzymywali, że opracowali oni serię alchemicznych „eliksirów nieśmiertelności”, w tym sproszkowany jadeit zmieszany cynobrem, który pili w celu przygotowania swoich ciał do stanu hsien – materialnej nieśmiertelności w eterycznym ciele.

Znane Mahatma Letters to A.P. Sinnett (Listy mahatmów do A.P. Sinneta) zostały napisane między rokiem 1880 a 1885 przez mahatmów, o których mówi się, że zamieszkiwali w Szambali, w związku z czym byli oni źródłem wiedzy z pierwszej ręki o tym królestwie wśród zamkniętego kręgu Mędrców Wschodu. (Alfred Pency Sinnett, 1840-1921, był brytyjskim redaktorem angielskiej gazety Pioneer wydawanej w Allahabadzie w Indiach, gdzie mieszkał od roku 1879 do 1889, który dostąpił zaszczytu przyjęcia w poczet Himalajskiego Bractwa Wysokich Joginów). Na podstwie tej korespondencji Sinnett napisał w roku 1881 książkę The Occult World (Okultystyczny świat), w a w roku 1884 Esoteric Buddism (Ezoteryczny buddyzm). Książki te wpłynęły znacząco na zainteresowanie się społeczeństwa teozofią. Odpowiedzi i wyjaśnienia udzielone przez mahatmów z Szambali na pytania Sinnetta zostały włączone do ich listów i opublikowane w roku 1923 jako The Mahatma Letters to A.P. Sinnett. (Oryginalne listy di mahatmów są przechowywane w British Library i można je oglądać ze specjalnym zezwoleniem Wydziału Rzadkich Manuskryptów).

Po przestudiowaniu pism mahatmów, których uważa się za klasę ludzi o zdolnościach proroczych, obraz tego tajemniczego królestwa staje się bardziej zrozumiały. W jednym z listów do Sinnetta jego autor, czcigodny Mahatma Morya, opisuje imponujące tajne wejście do Doliny Nieśmiertelnych:

W pewnym miejscu, o którym nie wspomina się obcym, jest szczelina z brzegami połączonymi mostem ze splecionych traw, pod którym płynie rwący potok. Mało który z najodważniejszych członków klubów alpejskich odważyłby się zaryzykować przejście po nim, ponieważ przypomina on pajęczynę i zdaje się być przegniły i niemożliwy do przejścia. Tak jednak nie jest i ten, kto odważy się po nim przejść, i uda mu się to… jeśli jest mu to dane… wchodzi do wąwozu o niezrównanej piękności, do jednego z naszych miejsc i ludzi, o której nie ma najmniejszej wzmianki wśród europejskich geografów. O rzut kamieniem od starego klasztoru stoi stara Wieża, której łono wydało na świat pokolenie Bodgisattwów [przebudzonych istot].

Passport to Shambhala (Paszport do Szambali), Towarzystwo Geograficzne Zachodniej Syberii, 1923, List 18, str. 31 (zawiera pełny zbiór Listów Mahatmów do A. P. Sinneta).

Mieszkańcy różnych wsi w Tybecie utrzymują, że nikt nie jest w stanie przejść przez pewne tereny bez pozwolenia. Mahatma Morya dodaje:

Słyszeliście już od wiarygodnych podróżników, jak przewodnicy odmawiają prowadzenia ich w pewnych kierunkach. Woleliby raczej zginąć, niż iść dalej. Tak więc kiedy lekkomyślny podróżnik mimo wszystko idzie naprzód, górskie osuwisko zaczyna toczyć się przed nim. Jeśli podróżnik przezwycięży jednak tę przeszkodę, porywa go deszcz kamieni, ponieważ nieproszony nie osiągnie tego celu.

List 18, str. 32.

Wiadomo, że ludzie i zwierzęta nienaturalnie trzęśli się w momencie zbliżania się do pewnych okolic w tamtym rejonie, jakby bombardowały ich niewidzialne promienie. Pewien nie wymieniony z nazwiska dziewiętnastowieczny Dalaj Lama, duchowy przywódca Tybetu, „…udał się pewnego razu w długą podróż z Lhasy do Mongolii i w pewnym miejscu na trasie ludzie i zwierzęta z jego karawany zaczęli trząść się z niewiadomego powodu. Dalaj Lama wyjaśnił to zjawisko, mówiąc, że grupa przechodzi przez część zakaznej strefy Szambali, której psychiczne wibracje są zbyt wysokie dla podróżników” [M.K. Roerich, Heart of Asia (Serce Azji), Roerich Museum Press, Nowy Jork, 1930; również Andrew Tomas, Shambhala, str. 54].

Rosyjski eksplorator M.M. Przewalski i niemiecki lingwista i historyk A.H. Francke piszą w swoich książkach o dziwnym zachowaniu miejscowych ludzi, których w żaden sposób nie można skłonić do wkroczenia na pewne tereny w północnym Tybecie [M.M. Przewalski, Mongolia, str. 101; A.H. Francke, A History of Western Tibet (Historia Zachodniego Tybetu), Partridge & Co., Londyn, 1907].

Pewien Rosjanin, członek jednej z ekspedycji Roericha, powiedział Andrew Tomasowi, że ich grupa doświadczyła podobnego zjawiska w głębi Azji, gdzie pomocnicy ekspedycji odmówili w pewnym miejscu w północnym Tybecie bez żadnego wyraźnego powodu dalszego przemieszczania się do przodu. Rosjanin ten przyznał, że nie mógł również zrozumieć własnej niechęci do dalszej jazdy, określając to uczucie jako „dziwne i niewytłumaczalne”, którego nie chciałby więcej doznać (Andrew Tomas, Shambhala, str. 58).

Tajemniczy ludzie gór

W Turfan w prowincji Sinkiang w zachodnich Chinach członkowie ekspedycji Roericha wysłuchali intrygującej historii o wysokiej, ciemnowłosej kobiecie o poważnym wyrazie twarzy, która regularnie wychodziła z głębokich pieczar, aby pomagać tym, którzy byli w potrzebie. Jej uczynki wzbudzały ogromny szacunek wśród ludności całego azjatyckiego regionu.

„Wspomniano również o jeźdźcach z pochodniami znikających w podziemnych przejściach” (Andrew Tomas,Shambhala, str. 59) oraz o jasno ubranych koronowanych lamach (przypuszczalnie z Szambali), których widziano siedzących w palankinach (używane w krajach Dalekiego Wschodu zamknięte lektyki umieszczone na drążkach i niesione przez tragarzy – Przyp. tłum.) niesionych przez czterech mężczyzn.

Roerich sygnalizuje, że widziano, jak wysocy, szczupli, o białej karnacji ludzie znikali w skalnych galeriach w momencie przybycia obcych. Pisze też, że później, kiedy jego ekspedycja przechodziła przez przełęcz Karakorum, miejscowy przewodnik poinformował go o wysokich, biało przyodzianych mężczyznach i kobietach, których czasami widywano, jak wyłaniają się ze znajdujących się na tym terenie ukrytych wejść, i że czasami ci górscy ludzie pomagają podróżnikom. Na początku XX wieku wychodząca w Indiach gazeta Statesmanopublikowała historię o brytyjskim majorze, który widział wysokiego, lekko ubranego mężczyznę o długich włosach, który wspierał się na długim łuku i obserwował dolinę. Po zauważeniu majora mężczyzna skoczył w dół pionowego stoku i zniknął. Miejscowi ludzie spokojnie oświadczyli Roerichowi: „Zobaczył jednego z ludzi śniegu, którzy strzegą świętej ziemi” (M. K. Roerich, Heart of Asia).

Na jednym ze swoich obrazów Roerich portretuje Śnieżną Pannę pośród skał i śniegu, która również trzyma łuk. Pomimo lodowców i najwyraźniej ostrego zimna jest ona lekko ubrana, jakby chroniła ją przed chłodem ciepła aura. Roerich wyjaśnia:

U stóp Himalajów jest wiele jaskiń i mówi się, że wychodzące z nich podziemne przejścia prowadzą daleko za Kinchinjungę. Niektórzy widzieli kamienne drzwi, których nigdy nie otwierano, ponieważ nie nadszedł jeszcze na to czas. Te głębokie przejścia wiodą do wspaniałej doliny.

M.K. Roerich, Himalayas – Abode of Light, cytowane w Shambhali Andrew Tomasa, str. 39.

Wspomnienia Roericha zawierają definicję „wspaniałej doliny” „Nieśmiertelnych”. Na początku długiej podróży Roerich natknął się na pielgrzymów, którzy powiedzieli mu, że „za tymi grami mieszkają święci mężczyźni i kobiety, którzy poprzez Mądrość zbawiają ludzkość. Wielu próbowało ich zobaczyć, ale nie udało im się to… jakoś tak się dzieje, że kiedy tylko przejdą za grzbiet pasma górskiego, gubią się” (M.K. Roerich, Heart od Asia, także Andrew Tomas, Shambhala, str.59).

A Mikołaj Konstantowicz Roerich pojechał tam na pony. Nie było go przez kilka dni, a kiedy wrócił, Azjaci padli na twarz u jego stóp, wykrzykując, że jest „bogiem”, ponieważ żadnemu człowiekowi bez boskich referencji nie udało się spenetrować pogranicza Szambali.

Andrew Tomas, Shambhala, str.58.

Być może istnieje powód wyjaśniający nie zagrożone wkroczenie Roericha na teren zakazanej enklawy, ponieważ Mahatmowie zapewnili Sinnetta, że … [ci, których] chcemy, znajdą nas na pograniczu” (Paassport to Shambhala, List 15, str.131). Uwagi Roericha skierowane do pewnego lamy (religijnego nauczyciela) w Tybecie sugerują posiadanie przezeń wiedzy z pierwszej ręki o jego dotarciu do Szambali: „Sami widzieliśmy jedno białe pograniczne stanowisko z trzech takich stanowisk Szambali” (M.K. Roerich, Himalayas – Abode of KLight).

Poza poszukiwaniami siedziby Mahatmów cel jednej z wypraw Roericha w roku 1928 wiodących przez Tybet i Xinjiang (Chiny Zachodnie) do Ałtaju nie jest dostatecznie jasno określony w jego dziennikach i wydaje się być związany z powrotem małej części świętego Kosmicznego Kamienia do jej prawowitego domu w Jadeitowej Wieży w samym środku Szambali.

„Tę część przesłano ostatnio do Europy, aby pomóc w ustanowieniu Ligi Narodów, która mimo iż niezbyt udana była bardzo pożądana po pierwszej wojnie światowej” [J. Saint-Hilaire, On Eastern Crosswords (Na wschodnich rozdrożach), Nowy Jork, 1930, cytowane przez Andrew Tomasa w Shambhali, str. 63]. Mówi się, że ten odłamek jest częścią znacznie większego Kosmicznego Kamienia, i wydaje się, że to właśnie Roerich był wysłannikiem niosącym go z powrotem do Szambali.

Zagubiona oaza zaawansowanej duchowej kultury

Są również stare rosyjskie podania, które mówią o istnieniu społeczności natchnionych mężczyzn i kobiet w miejscu będącym sercem Azji, zwanym Białowodje. W roczniku magazynu Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego z roku 1903 znajduje się artykuł zatytułowany „Wyprawa uralskich Kozaków do Królestwa Białowodje” napisany przez badacza nazwiskiem Korolenko. Z kolei w październiku 1916 roku Towarzystwo Geograficzne Zachodniej Syberii opublikowało relację rosyjskiego historyka Biełosliudowa zatytułowaną „Przystanek do historii Biełowodje”.

Oba artykuły były opublikowane w tonie naukowym i są bardzo interesujące, ponieważ ujawniają głęboko zakorzenione i wciąż przekazywane wśród rosyjskich „starowierców” podanie, które mówi, że Biełowodje to sekretny ziemski raj istniejący gdzieś w rejonie południowo-zachodniej Syberii.

Oba artykuły wspierają naszą podstawową tezę o istnieniu ukrytego, świętego królestwa położonego w pobliżu najbardziej na północ wysuniętej części Tybetu – królestwa wielkiej starożytnej mądrości.

Tę ludową opowieść o niezwykłych, samotniczych członkach starożytnej cywilizacji żyjących w tym ukrytym kraju pewien tajemniczy mędrzec przekazał rosyjskiej doktor psychiatrii i autorce Oldze Charitidi podczas jej pobytu w odległych rejonach Syberii.

Ich główne osiągnięcia dotyczyły wytworzenia wewnętrznych wymiarów umysłu. Cała ich społeczność posiadła piękną intensywność duchową, jaką we współczesnej materialistycznej kulturze posiedli tylko nieliczni. Posiedli oni niezwykłą psychologiczną mądrość. Byli w stanie kontrolować swoje własne odczucie i nauczyli się telepatycznej łączności na ogromne odległości. Posiedli wielką zdolność przewidywania przyszłości, zaś ich społeczna struktura była efektywniejsza od tych, jakie dotąd istniały.

Dr Olga Charitidi, Entering the Circle (Wkraczanie w krąg), Harper, San Fransisco, 1996.

Prawo Doliny Nieśmiertelnych mówiące, że „niechciani nie osiągną” jej pozostaje wciąż w mocy [Road to Shambhala (Droga do Szambali), rzadka osiemnastowieczna tybetańska książka napisana przez trzeciego Panchen Lamę, czyli „Wielkiego Nauczyciela”, (1738-1780), 1901].

Tylko ci, którzy słyszeli „Kalagiję, wołanie Szambali niesione wiatrem” lub w formie telepatycznego przekazu od Wielkich Mistrzów, mogą mieć nadzieję na bezpieczne dotarcie do „Doliny Najmądrzejszych ludzi na Ziemi [L.C. Hammoto, The Soul Doctrine (Doktryna ducha), Lhasa, 1916, str. 67].

Raporty naocznych świadków istnienia Szambali

W pierwszym wieku n.e. Apolloniusz, bardzo ceniony i charyzmatyczny grecki mędrzec, otrzymał „wezwanie” i udał się do Szambali. Wcześniej otrzymał „wskazówki” i wiedział dokładnie, gdzie ma znaleźć to, co nazywano wówczas „Domem Mędrców” (Encyklopedia Britannica, wydanie IX, tom 10, „Apollonius”). Nauczał doktryny „Wewnętrznego Życia”, chodził boso, nosił długie włosy i brodę i ubierał się w białą lnianą szatę. Na swoje podróże zabierał asyryjskiego skrybę imieniem Damis, który dokumentował jego wypowiedzi i czyny w prowadzonym przez siebie dzienniku. To właśnie w zbiorze 97 kodycyli Damisa zachowały się niezwykłe historie o przeżyciach Apolloniusza.

Około 200 roku n.e. cesarzowa Julia Domna, druga żona urodzonego w Brytanii rzymskiego cesarza Septimusa Severusa (rządził w latach 193-211 n.e.), zainteresowała się ważnymi wydarzeniami w życiu Apolloniusza do tego stopnia, że wynajęła greckiego skrybą i sofistę Flawiusza Filostratosa (ok. 170-245 n.e.), ale napisał jego biografię, którą zatytułował Żywot Apolloniusza z Tiany.

Z tych zapisów wiemy, że Apolloniusz przebywał w tym transhimalajskim kraju przez wiele miesięcy [Filostratos,The Life od Apollonius of Tyana (Żywot Apolloniusza z Tainy), Loeb Classical Library, Londyn Library, Londyn, 1912, osiem ksiąg w dwóch tomach; przytoczone cytaty z Apolloniusza zostały zaczerpnięte z III księgi, która jest niemal w całości poświęcona jego podróży do północnego Tybetu]. Po przybyciu do „miasta położonego pod górą Paraca” Apolloniusz przedstawilł jego ówczesnemu królowi Hiarchasowi (w niektórych tłumaczeniach Larchasowi, które to imię znaczy „Święty Władca”) list i był bardzo zdziwiony tym, że jego treść była już mu znana.

Apolloniusz zwrócił się do Damisa i rzekł: „Dotarliśmy do ludzi, którzy są prawdziwie mądrzy, ponieważ zdają się posiadać dar przewidywania”. W czasie pobytu tam był świadkiem niesamowitych rzeczy, takich jak studnie wyrzucające wiązki olśniewającego niebieskawego światła. Opowiadała również z zachwytem o czymś, co nazywa pantarbes lub święcącymi kamieniami, które można pobudzać do wypromieniowywania tak dużych ilości światła, że noc zamienia się w dzień. Naukowe i umysłowe osiągnięcia mieszkańców zagubionego miasta wywarły na Apolloniuszu tak wielkie wrażenie, że tylko kiwał głową, kiedy Hiarchas rzekł: „Pytaj nas o wszystko, co chcesz, bo znalazłeś się wśród ludzi, którzy wiedzą wszystko”. Apolloniusz zapytał go, za kogo siebie uważają, na co król Hiarchas odrzekł: „Uważamy się za bogów”. Apolloniusz nie tylko widział, jak lud Szambali wykorzystuje siłę Słońca, ale…

… widział jak lewitują dwie kobiety [około jednego metra] nad ziemią wcale nie po to, by się popisywać cudami, ponieważ wszelkie tego rodzaju popisy są im obce. Wszelkie swoje obrzędy, w ty, wypadku odrzucenie ziemi i pójście za Słońcem, traktują jak akceptowalne przez Boga akty hołdu.

Filostratos, The Life of Apollonius of Tyana, księga III.

O podobnych zjawiskach donosiła w XX wieku renomowana orientalistka, autorka i pierwsza zachodnia kobieta-lama, wspierając w ten sposób zapisali Filostratosa. Opisuje ona Szambalę jako królestwo „nie osadzone w czasie lub przestrzeni, tak jak jest to w naszym przypadku – Szambala jest tu dziś i będzie jutro” [Aleksanda David-Neel, Magic and Mystery in Tibet (Magia i tajemnice Tybetu), Dover Publications, Nowy Jork, 1971, I wydanie z roku 1929].

O mieszkańcach Szambali Apolloniusz mówi, że „żyją na ziemi i zarazem nie na niej, chronieni bez fortyfikacji, nie posiadają niczego i jednocześnie posiadają bogactwa wszystkich ludzi” (Filostratos, The Life of Apollonius of Tyana, księga III).

Jeśli chodzi o ideologię mieszkańców, król Harchias prezentował kosmiczną filozofię, zgodnie z którą „Wszechświat jest żywym tworem”. The Mahatma Letters (Listy Mahatmów) podkreślają, że nie są oni ani ateistami, ani gnostykami, ale panteistami (panteizm to pogląd teologiczny i filozoficzny lub przekonanie religijne utożsamiające Boga ze światem, często rozumianym jako przyroda. Panteizm często łączy się z ideami rozumnego rozwoju wszechświata, jedności, wieczności oraz żywości świata materialnego. Neguje istnienie Boga jako istoty rozumnej i głosi obecność Boga we wszystkich ziemskich substancjach – Przyp. tłum.) w najszerszym tego słowa znaczeniu, którzy wierzą, że Bóg i Wszechświat to jedno i to samo. Ich koncepcja kosmicznej ewolucji stanowi podstawę idei reinkarnacji, która jest główną częścią folozofii tych Strażników Ludzkości.

Transhimalajskie Stonehenge

W roku 1928 na wysokości 15 000 stóp (4572 m) w czasie swojej transhimalajskiej podróży Roerich został zaskoczony widokiem trzech długich rzędów wysokich, stojących pionowo kamieni z inskrypcjami, które odróżniały się od otoczenia dziwnym kształtem i konstrukcją. Ten ogromny kamienny kompleks kończył się dużym kręgiem stojących kamieni z trzema menhirami (menhir to w kulturze celtyckiej nie ociosany lub częściowo obrobiony głaz (najczęściej zaostrzony u góry) ustawiony pionowo na grobie zmarłego. Spotykany a Anglii, Bretanii, Skandynawii, a także w Afryce, Azji i Ameryce, gdzie pełnił prawdopodobnie funkcje kultowe – Przyp. tłum.) w środku. Roerich opisał go jako coś pośredniego między Stonehenge w Anglii i Carnaciem (jest to miejscowość i gmina we Francji w Bretanii w departamencie Morbihan; w jej pobliżu znajdjue się „aleja” starożytnych menhirów, grobowców i kromlechów – Przyp. tłum.) w Bretanii – stanowiskami, które wcześniej odwiedził. Jego karawana miała zatrzymać się w pobliżu tej kamiennej zagadki tylko na jedną noc, ale ostatecznie przebywali tam przez trzy dni i odkryli w pobliżu cztery dodatkowe rzędy pionowych głazów.

Zdziwiony tymi obiektami Roerich zwrócił się do swoich tybetańskich przewodników, mówiąc: „Błagam, powiedzcie mi, kto ustawił te kamienie?” W odpowiedzi usłyszał: „Nikt tego nie wie… ale ten region od niepamiętnych czasów nazywany jest Doring… miejscem stojących świętych głazów. Nasi Starożytni mówią, że nieznani ludzie przechodzili tędy bardzo dawno temu i zatrzymali się tu na kilka pokoleń, ale to miejsce nie stało się ich domem” (M.K. Roerich, Himalyas – Abode the Light). Roerich bardzo się dziwił, że podrózując przez himalajskie wyżyny natknął się na „wcielenie Stonehenge i Caenacu”.

Kolejne dziwne zjawiska w Tybecie

Na tym ogromnym terenie doszło do dziwnych wydarzeń, których część dowodzi obecności wyższych istot duchowych.

W swojej książce The Superhuman Life of Gesar of Ling (Nadludzkie życie Gesara z Ling) (Claude Kendall, Nowy Jork, 1931) Aleksandra David-Neel relacjonuje ciekawy epizod, w którym sama uczestniczyła. Miał on miejsce w małym miasteczku Jyekundo położonym w odludnym rejonie północno-wschodniego Tybetu, gdzie spotkała tybetańskiego lamę, o którym mówiono, że od czasu do czasu znika w okolicy góry z pokrytym śniegiem wierzchołkiem, gdzie nie ma żadnych osad i gdzie można bardzo łatwo umrzeć z głodu lub zamarznąć na śmierć. Lama ten po jakimś czasie wracał do cywilizacji i, odpowiadając na pytania ciekawskich, mówił, że przybywał z „bogami w górach”.

Pewnego dnia David-Neel zapytała go pół żartem, czy w czasie swojej następnej wyprawy nie przekazałby „Władcy Gór” małego prezentu w postaci wiązki chińskich papierowych kwiatów. Kilka miesięcy później, po powrocie ze swojej wyprawy do tego tajemniczego królestwa, lama wręczył jej pamiątkę, którą przekazał mu „władca”. Był to piękny niebieski kwiat, który rośnie w południowym Tybecie i kwitnie w lipcu. David-Neel była tym bardzo zaskoczona i podkreśliła, że w tym czasie w Jyekundo panował 20-stopniowy mróz, rzekę pokrywał lód o grubości dwóch metrów, zaś ziemia była zamarznięta na kamień. „Gdzie go zdobyłeś?” – zapytała. Lama odrzekł: „Być może w ciepłej dolinie na północy”.

Również Roerich odnotował całą serię nadzwyczajnych nadnaturalnych wydarzeń. Jednym z nich było pojawienie się Rigdena Jyope (lub Djapo), władcy Szambali. Mówi się, że kiedy wkroczył do pewnej lamajskiej świątyni, nagle wszystkie świece same się zapaliły. Roerich tak relacjonuje to zdarzenie:

Doszło do nagłego pojawienia się zapachu wyszukanych perfum, jakby ze świątynnego kadzidła, dokładnie w samym sercu Gobi, gdzie na przestrzeni setek kilometrów we wszystkich kierunkach rozciąga się kamienna pustynia. Żadnej świątyni ani chaty w zasięgu wzroku, a mimo to wszyscy członkowie ekspedycji poczuli jednocześnie ten zapach. Zdarzyło sie to wiele razy i ani razu nie udało się tego wyjaśnić.

Andrew Tomas, Shambhala, str. 57.

Wiele razy w nocy Roerich widywał w ciemnościach jaskrawe rozbłyski pionowych słupów białego światła strzelających w niebo. „Co się dzieje?” – pytał lamów przewodników, którzy odpowiadali: „To są promienie z Wieży Szambali” (M.K. Roerich, Himalyas – Abode of Light) – i wyjaśniali, że te związki światła są celowo kierowane w górę i pochodzą z dużego trójkątnego, świecącego kamienia, tak zwanego Kamienia Chintamani, który jest umieszczony na szczycie Jadeitowej Wieży. Powiedzieli mu, że ten kamień ma własności okultystyczne umożliwiające telepatyczny przekaz wewnętrznych wskazówek oraz pobudzające transformację świadomych osób będących z nim w kontakcie. Zadziwiające w tym podaniu jest to, że Kamień Chintamani został rzekomo dostarczony na Ziemię przez posłańców bogów z układu słonecznego położonego w konstelacji Oriona, którzy przybyli „na skrzydlatym koniu [lung-ta]” [Dr Walter Y. Evans-Wentz, The Tibetian Book of The Great Liberation (Tybetańska Księga Wielkiego Wyzwolenia), Oxford Uniwersity Press, 1954].

Wydaje się, że jest więcej niż jeden dziwny i „Drogocenny Kamień”, ponieważ zgodnie z starożytnym lamajskim podaniem na Ziemię dostarczono trzy stożkowe kamienie, które umieszczono w miejscach, w których prowadzono duchowe misje o kluczowym znaczeniu dla ludzkości. Pewne wskazówki mówią, że jeden z nich wieńczył wierzchołek Wielkiej Piramidy w Gizie, inny znajduje się w Wieży Szambali, zaś trzeci spoczywa przypuszczalnie w morskich głębinach w miejscu, gdzie była Atlantyda.

Tajemnica magicznego berła

W Tybecie krąży legenda mówiąca, ze w roku 331 n.e. „z nieba przybyła” szkatuła (Andrew Tomas, Shambhala), w której znajdowały się cztery święte obiekty, w tym magiczny pręt zwany dorge, który posiada rzekome nadzwyczajne i nadnaturalne właściwości. Jego fantastyczne opisy krążą po Tybecie od stuleci, zaś srebrne, mosiężne i żelazne repliki znajdują się dziś w większości lamajskich klasztorów. Uważa się, że w czasie specjalnych religijnych ceremonii emanował on olśniewające światło. W rękach króla Szambali był zdolny do ogniskowania potężnych sił kosmicznych i pozwalał manipulować nimi. Mówi się też, że miał również moc rzucania piorunów i wypalania dziur w chmurach.

Wiele lat po odkryciu szkatuły przed ówczesnym królem Szambali Tho-tho-ri Nytan-tsanem zjawiło się pięciu obcych, którzy poinstruowali go, jak właściwie wykorzystywać przedmioty zawarte w szkatule.

Dziwny pojazd powietrzny nad Himalajami

Mahatma Morya nazywał Szambalę „Miastem Nauki” (Passport to Shambhala, list 62, str. 101), co uzasadnia zbadanie możliwości, czy ta kolonia (lub kolonie) wybitnej kultury posiada zaawansowaną technologię.

To, że mieszkańcy tego enigmatycznego miejsca są świadomi nauki, można stwierdzić na podstawie przekazanej przez Roericha historii o lamie, który po długiej podróży do tej oddalonej społeczności wracał do swojego klasztoru. W wąskim tajnym podziemnym przejściu lama spotkał dwóch mężczyzn niosących rasową owcę, którzy powiedzieli mu, że zwierzę posłuży do naukowo prowadzonej hodowli w Dolinie Nieśmiertelnych [M.K. Roerich, Atlai-Himalaya: A Travel Diary (Ałtaj-Himalaje – dziennik podróży), Arun Press, Brookfield, 1983; I wydanie, 1929].

W innej relacji pochodzącej z Azji Środkowej zatytułowanej Beasts, Men and Gods (Zwierzęta, ludzi, bogowie), badacz i pisarz Ferdynand Ossendowski podaje kilka interesujących faktów. Jego relacja jest równie intrygująca, jak relacje Roericha, Alexandry David-Neel i Andrew Tomasa. Mongolski lama opowiedział Ossendowskiemu nie tylko o rozległym systemie tuneli pod Himalajami, ale również o „dziwnych pojazdach, które poruszały się w nich z ogromną prędkością” [Ferdynand Ossendowski, Beasts, Men, Gods (Zwierzęta, ludzie, bogowie), E.P. Dutton&Co., Nowy Jork, 1922; polskie wydanie Geberther i Wolf, Warszawa, 1923, i Wydawnictwo „Łuk”, Białystok, 1991 (reprint)].

Mówienie o pojazdach przemieszczających się szybko pod ziemią sugeruje wysokie zaawansowanie techniczne w czasach, które, jak się wydaje, poprzedzały o stulecia naszą obecną wiedzę na temat budowy złożonych maszyn. Ten przekaz pochodzi z czasów znacznie poprzedzających okres, w którym świat Zachodu opanował jakąkolwiek technikę. Podobne pogłoski mówią, że podziemne pojazdy przemieszczały się niegdyś pod płaskowyżem Gizy (Arabskie podania z X wieku n.e.). Powinniśmy poważnie rozważyć możliwość, że Szambala i Wielka Piramida są połączone ze sobą systemem tuneli.

W czasie swoich podróży Roerich czytał stare lamajskie teksty mówiące o „żelaznych wężach, które wypełniają przestrzeń ogniem i dymem” oraz o „mieszkańcach odległych gwiazd” (M.K. Roerich, Heart of Asia). Istnieją także liczne obserwacje szybko przelatujących w strefie Szambali statków powietrznych. Pochodzący z dziennika Roericha raport opisuje, co przydarzyło się, kiedy jego ekspedycja posuwała się w okolicy łańcucha gór Karakorum:

5 sierpnia: Coś niesamowitego! Znajdowaliśmy się w naszym obozie w rejonie Kukunor niedaleko łańcucha gór Humboldta. Rankiem około wpół do dziesiątej kilku członków naszej karawany zauważyło bardzo dużego czarnego orła unoszącego się nad nami. Siedmiu z nas zaczęło obserwować tego niezwykłego ptaka. W tym momencie inny członek naszej karawany zauważył: „Tam wysoko nad tym ptakiem coś jest” – krzyknął z wrażenia. Wszyscy zobaczyliśmy, że w kierunku północ-południe z dużą prędkością leciało coś dużego w kształcie owalu, co świeciło jakby odbitymi promieniami słonecznymi. Przelatując nad naszym obozem to coś zmieniło kierunek z południowego na południowo-zachodni, po czym zniknęło w błękicie nieba. Mieliśmy nawet czas, by wyjąć lornetki. Widzieliśmy całkiem wyraźnie owalny kształt mający błyszczącą powierzchnię, którego jedna strona olśniewająco połyskiwała, odbijając promienie słoneczne.

M.K. Roerich, Altai-Himalaya: A Travel Diary

Obserwacje Roericha poprzedzają o około dwadzieścia lat słynną obserwację Kennetha Arnolda, który widział formację srebrzystych, okrągłych, metalicznych pojazdów lecących falistym ruchem po niebie w pobliżu góry Rainier w stanie Washington w USA, co doprowadziło do powstania terminu „latające spodki”. Tylko nieznanego typu samolot mógł wykonać nagłe manewry w powietrzu, jakie zanotował w swoim dzienniku Roerich. Jeden z uczestniczących w ekspedycji lamów, widząc dysk na niebie, spokojnie rzekł do Roericha: „To znak Szambali… jesteście pod ochroną Nieśmiertelnych z Szambali… czy zwróciłeś uwagę na kierunek, w którym przemieszczała się ta kula… musicie iść w tym samym kierunku” (M.K. Roerich, Heart of Asia)

Podróż do Świętego Królestwa

Lud zamieszkujący azjatycki kraj przeczesujący wierzchołkami gór niebo, trafnie zwany Dachem Świata, od wieków jest przekonany, że Szambala istnieje naprawdę. Istnienie tego tajemnego Królestwa Mądrych Ludzi potwierdza liczący tysiąc lat pisemny przekaz, o którym wspomina rosyjski manuskrypt odnaleziony w roku 1893 w eremie Wyszeński-Uspieński położonym koło Szacka w prowincji Tambow. Ową opowieść noszącą tytuł „Saga o Białowodje” (rosyjskie określenie Szambali lub Kraju Żywych Bogów) przedstawiła 4 kwietnia 1949 roku wychodząca w San Fransisco rosyjska gazeta Nowaya Zarya (Nowy Świt).

Opisana tam historia jest zapisem relacji młodego słowiańskiego mnicha Sergiusza, który spędził kilka lat w klasztorze na górze Athos w północnej Grecji nad Morzem Egejskim. Choroba jego ojca zmusiła go do powrotu do Kijowa. Jakiś czas później dobiegający trzydziestki Sergiusz został przyjęty przez księcia Włodzimierza I Wielkiego, aby opowiedzieć mu o tym, czego dowiedział się w bibliotece klasztornej o tajemniczym „kraju na Wschodzie, w którym króluje cnota i sprawiedliwość” („Saga o Białowodje”, Nowaya Zaraya). Historia o tym legendarnym kraju tak zafascynowała księcia Włodzimierza, że w roku 987 zorganizował on dużą wyprawę w celu odszukania tej azjatyckiej krainy czarów, mianując jej przywódcą Sergiusza. Doradcy księcia oszacowali, że licząca 6000 mil (9660 km) podróż tam i z powrotem zajmie trzy lata, tymczasem, mimo upływu dziesiątków lat, o ekspedycji wszelki słuch zaginął. Kijowianie uznali, że wszyscy członkowie ekspedycji zginęli, aż w końcu w roku 1043 w Kijowie zjawił się stary człowiek, który oznajmił, że jest zakonnikiem Sergiusza, którego 56 lat wcześniej książę Włodzimierz I Wielki wysłał na poszukiwanie Doliny Nieśmiertelnych. Jego historia została spisana i zachowana przez mistyków rosyjskiego klasztoru i to właśnie ten dokument odnaleziono w roku 1893.

Ojciec Sergiusz oświadczył, że pod koniec drugiego roku ich trudnej podróży wielu członków wyprawy i zwierząt zmarło z powodu bardzo ostrych warunków pogodowych lub wskutek ataków wilków i niedźwiedzi. W pewnym opustoszałym rejonie wyprawa natknęła się na duże skupisko ludzkich, końskich, wielbłądzich i oślich szkieletów, co tak ich przeraziło, że odmówiła dalszej podróży. Jedynie dwóch członków wyprawy zgodziło się kontynuować podróż u boku Sergiusza, ale pod koniec trzeciego roku obydwaj zostali w jednej z wsi ze względu na zły stan zdrowia. Sam Sergiusz był na skraju zupełnego wyczerpania, niemniej postanowił dotrze do celu podróży lub zginąć. Pogłoski, jakie słyszał od wyznawców różnych religii, których mijał po drodze, wskazywały, że słynna Szambala rzeczywiście istnieje i że zmierza we właściwym kierunku. Najął nowego przewodnika, który zapewnił go, że potrafi doprowadzić go blisko Świętego Królestwa, które miejscowi ludzie nazywali „Zakazanym Krajem… rajem Żywych bogów lub Krajem Cudów” („Saga o Biełowodje”).

Trzy miesiące później ojciec Sergiusz dotarł do granic Szambali. W pewnym momencie jego jedyny przewodnik odmówił dalszej podróży ze strachu przed niewidzialnymi strażnikami ośnieżonych ośnieżonych gór. Sergiusz nie bał się śmierci i był pełen wiary w istnienie społeczności świętych ludzi, do których chciał dotrzeć. Ponadto był zbyt wyczerpany, aby zawrócić. Po dwóch kolejnych dniach samotnej włóczęgi natknął się nagle na dwóch nieznajomych, którzy sprawili, że ich zrozumiał, mimo iż mówili doń w nieznanym mu języku.

Zaraz potem zabrano go do wsi, gdzie po powrocie do zdrowia dano mu zajęcie w przypominającej klasztor placówce gromadzącej manuskrypty. Później zaprowadzono go do podziemnej jaskini oświetlonej dziwnym światłem, które wprawiło go w zdumienie, bowiem „oświetlało wszystko, rozpraszając ciemności tak, że wszystko wydawało się ciemne i łagodne” („Saga o Białowodje”). Później przeniesiono go w inne, pobliskie miejsce, gdzie zaakceptowano go jak brata.

Wraz z upływem miesięcy i lat słowiański zakonnik zyskał wielką wiedzę duchową. Był niezmiernie szczęśliwy, że w końcu znalazł cierpliwych, współczujących wszystkowidzących mądrych ludzi, którzy pracowali dla dobra ludzkości. Dowiedział się, że, pozostając niewidzialni, obserwują wszystko, co dzieje się w zewnętrznym świecie, i bardzo niepokoją się wzrostem sił zła na Ziemi. Dowiedział się również, ze wielu ludzi z różnych krajów usiłowało bez powodzenia wkroczyć do ich królestwa. Jego mieszkańcy ściśle przestrzegają zasady zgodnie z którą tylko siedem osób w ciągu stu lat może odwiedzić miejsce ich pobytu. Sześć wraca do zewnętrznego świata wyposażonych w tajemną wiedzę, a jedna pozostaje w Szambali i przestaje się starzeć, ponieważ czas zatrzymuje się w mechanizmie jej genów.

Przed powrotem do Kijowa ojciec Sergiusz przeżył swoje końcowe lata, nauczając mądrości w systemie jaskiń, który został potem przekształcony w Klasztor Jaskiń. Wydaje się, że sześciu ludzi, takich jak Sergiusz, staje się współpracownikami Szambali, tworząc niewielki krąg nosicieli mądrości. Jeden z nich, „współpracownik mahatmów, Brahma Jyoti z Delhi, był w stałym kontakcie z nadludźmi w Himalajach, którzy zarządzają światem potęgą swoich myśli” (Anne Marshall, Hunting the Guru in India (Poszukiwanie guru w Indiach), Victor Gollancz Ltd, Londyn, 1963).

Mówi się również, że „na przestrzeni wieków małe grupy tybetańskich mędrców [z Doliny Niesmiertelnych?] założyły Szkoły Białej Tajemnicy Wschodu i Zachodu” (Dr Albert Mackey, A Concise History of Freemasonry (Krótka historia masonerii), McClure Publishing, Filadelfia, 1917). Oświecone dusze z Szambali są uważane za „apostołów z Doliny Nieśmiertelnych”, ponieważ ci „posłańcy są bezpośrednio kierowani przez mahatmów i przeznaczeni dla określonej części świata i określonego czasu” (Sergy C. Tatyana, Crimson Snow-haeps in the Himalayas (Szkarłatne śnieżne kopce w Himalajach), Lvovich Publishing, Moskwa, 1925, przekład Larissa M. Vasiler).

Według tybetańskich podań swego czasu istniały ważne zapiski o Szambali i jej mieszkańcach. Były opublikowane w kilku tomach Yung-Lota-tien, największej encyklopedii świata, która zawierała ogrom starożytnej wiedzy, łącznie ze zbiorem starożytnych obserwacji yeti (yeti w języku tybetańskim oznacza „magiczne stworzenie”). To wspaniałe dzieło spisane w XV wieku składało się z 50 milionów chińskich ręcznie napisanych znaków zawartych w 11 095 woluminach. Przechowywane niegdyś w Yang Ming Yuan (Starym Letnim Pałacu) w Pekinie uległo w większości zniszczeniu podczas drugiej wojny opiumowej w roku 1860, kiedy brytyjskie i francuskie siły splądrowały i częściowo zniszczyły pałac. Do dziś przetrwało jedynie 370 woluminów porozrzucanych w bibliotekach całego świata.

Kiedy widzimy, jak wiele utraciliśmy z dorobku starszych cywilizacji, nie powinniśmy mieć trudności z wyobrażeniem sobie, że wcześniej istniało wiele wysoko rozwiniętych cywilizacji, o których niewiele wiadomo. Jedną z nich może być właśnie Szambala.

Podziemia w Himalajach

Legendy o ukrytych podziemnych bibliotekach, skarbach i niezwykłych artefaktach związanych z Szambalą wciąż krążą po Azji. Miejsca te są opisywane jako tajemne magazyny wiedzy starożytnych. Wcześniejsze cywilizacje uważały za właściwe zachowanie czegoś z wiedzy i sztuki kultur, które znikały później wskutek naturalnych katastrof, wojen lub innych przyczyn.

Tybetański przekaz ustny mówi, że w najskrytszych zakamarkach „boskiej” góry Kanczendzonga, himalajskiego, trzeciego co do wysokości szczytu Ziemi, znajdują się ukryte „kapsuły czasu” wraz z cennymi, oprawionymi w jedwab, woluminami. Nicholas Roerich dowiedział się, że pewne kamienne wrota prowadzą do czegoś, co nazwał „Pięcioma Świętymi Skarbami Świętego Śniegu”. Jego przewodnicy ostrzegali przed wchodzeniem do tych pomieszczeń, „ponieważ wszystko, co zostałoby ujawnione przed właściwym dniem, doprowadziłoby do niesłychanych szkód” (M.K. Roerich, Himalayas – Abode of Light (Himalaje – siedziba światła), Nalanda Publications, Bombaj, 1947).

W górach Ałtaj Roerich dowiedział się także, że podnóża Himalajów skrywają wejścia prowadzące do podziemnych korytarzy i komór znajdujących się głęboko pod powierzchnią ziemi, w których ukryto zagadkowe artefakty i egzotyczne skarby pochodzące z początków historii świata.

Roerichowi opowiedziano także o tajnych podziemnych magazynach położonych na przełęczy Karakorum w Himalajach biegnącej na wysokości 19 500 stóp (5944 m n.p.m.). Jego główny przewodnik poinformował go, że wielkie skarby ukryto pod ośnieżonym łańcuchem górskim i dodał, że nawet przeciętni członkowie społeczeństwa wiedzą o ogromnych jaskiniach, w których przechowywane są wytwory starożytnych. Pytał, czy Roerich wie o książkach z zewnętrznego świata, które opisują miejsca położenia tych podziemnych skarbców. Ten mądry stary przewodnik spędził wiele lat w górach i zapytał Roericha, dlaczego obcokrajowcy, którzy twierdzą, że wiedzą tak wiele, nie potrafią znaleźć oczywistych wejść do podziemnych pałaców na Przełęczy Karakorum.

W XIX wieku w czasie dwunastoletniego pobytu w północnym Tybecie chiński podróżnik Jia Chun-Pingwa rozmawiał z buddyjskimi mnichami, którzy utrzymywali, że pod bezludną częścią gór Ałtyn-Tag istnieje rozległa sieć podziemnych galerii i muzeów zawierających kilka milionów zapierających dech w piersiach wytworów chronionych przez czujnych dozorców. W swoich pamiętnikach wspomniał o podziemnym muzeum, które zawiera rozmaite przedmioty sztuki odzwierciedlające ewolucję rodzaju ludzkiego na Ziemi na przestrzeni tysięcy lat (Jia Chun-Pingwa, The Land of No Grass and No Water (Kraj bez trawy i wody), The Great Liberation Publishing House, Lhasa, Tybet, 1917; wyjątki zostały przetłumaczone na język angielski na zamówienie Tony’ego Bushby przez Wendy Shin Liu,, Jiangwan Town, Shanghaj, Chiny, 2009). Podał, że wejście do tej szczególnej serii komór było położone na lewo od głębokiego wąwozu, w którym znajduje się niewielkie skupisko pospolitych chałup będących znacznikiem miejsca mogącego być największym muzeum świata.

Jia nie jest jedynym, który opisał ten zbiór. „Jest zabezpieczona przed najściem i nic nie jest w stanie zakłócić jej wiekowych eksponatów… wejścia są ukryte, zaś krypty z manuskryptami i artefaktami tkwią głęboko w trzewiach ziemi” (Fundamental Promises (Zasadnicze obietnice), chiński buddyjski manuskrypt z około roku 1820, autor nieznany, przekład Ti-tzang, 1911, str.79-81, przechowywany obecnie w Bibliotece Tybetańskich Prac i Archiwaliów w Dharamsali w Indiach). „Tamtejszy mieszkaniec powiedział, że na ich obszar przychodzą ludzie z okolic z bardzo dziwnymi starożytnymi pieniędzmi i nikt nie potrafi nawet przypomnieć sobie, kiedy były one w użyciu” (Sergy C. Tatyana, Crimson Snow-heaps in the Himalayas). Pisarz Andrew Tomas uważał, że wszystkie te sekretne miejsca są związane z tajemnicą Szambali” (A. Tomas, Shambhala: Oasis of Light (Szambala – oaza światła), Sphere Books, Londyn, 1977).

Helena Pietrowna Bławacka, podróżniczka i mistyczka, robiła aluzje do istnienia Szambali, przyczyniając się do wzrostu jej popularności wśród zachodnich entuzjastów okultyzmu. Utrzymywała, że mędrcy Wschodu mogą ogłosić światu treść starożytnych dokumentów, która mocno zmartwi historyków. Pisała, ze widziała wiele tajemnych skarbnic w północnych Indiach i że wtajemniczeni jogini znają ogromną sieć podziemnych bibliotek, która ciągnie się od ich świątyń w pieczarach poprzez cały północny Tybet.

Watykańskie archiwa zawierają rzadkie raporty misjonarzy z początku XIX wieku, które mówią, że w czasach kryzysów przywódcy wielu krajów słali w Himalaje swoje delegacje, aby uzyskać radę od „Geniuszów w górach” (Encyklopedia Katolicka, Pecci Edition, tom. II, str. 299), przy czym dokumenty te ujawniają, dokąd udawały się te delegacje.

Dokument bez daty napisany około 120 lat temu przez biskupa Chin, wielebnego Delaplace’a, potwierdza opowieści o mędrcach w Azji Środkowej mówiące, że w niedostępnych częściach Himalajów mieszkają ludzie o szczególnej wiedzy (Annales de la Propagation de la Foi (Annały niesienia wiary), przekład Pierre L. Josselin, 1929; cytowane w: A. Tomas, Shambhala, str.28).

Tybetańska opowieść o Ghesarze Khanie przewiduje otwarcie pewnych ukrytych archiwów w czasie, „gdy na niebie będą latały stalowe statki”, z kolei Bławacka stwierdziła, że pewne ukryte manuskrypty zostaną subtelnie i w zamierzony sposób ujawnione w „duchowo bogatszej przyszłości” (The Theosophist, lipiec 1912).

Tybetańska wiara w oświeconych mieszkańców podziemi, których widuje się okazyjnie nocą z pochodniami, jest ogromna. Roerich wspomniał o „człowieku wspaniałego wyglądu, który przybył do Tybetu z Syberii razem z członkami swojej karawany i z dumą oświadczył: „Udowodnię wam, że opowieść o mieszkańcach podziemi nie jest fantazją. Zaprowadzę was do wrót ich podziemnych królestw” (M.K. Roerich, Flame in Chalice (Płomień w kielichu), Muzeum Mikołaja Roericha, Nowy Jork, 1929). Roerich nie napisał jednak, czy spełnił on swoje przeznaczenie.

Przez całą Azję, przez wszystkie pustynie, od oceanów po Ural krążą niezwykłe opowieści o świętych ludziach żyjących w tajemniczych podziemnych miastach. Chociaż wiele rozdziałów historii człowieka na tej planecie zniszczyła ręka Czasu, te starożytne podania dowodzą realności tajemniczych skarbów i położonych w odizolowanych miejscach przechowalni rzadkich pisanych przekazów wiedzy pochodzącej z zamierzchłej przyszłości.

Biała piramida i Trójkąt Szambalijski

W uzupełnieniu do rzadkiej osiemnastowiecznej tybetańskiej książki zatytułowanej Road to Shambhala (Droga do Szambali) autorstwa trzeciego Panchen Lamy (1738-1780) i przetłumaczonej przez Cheng Yuana (1901) znajdują się intrygujące odwołania do żyjącej niegdyś w Tybecie skrzydlatej humanoidalnej rasy, która „zniszczyła sama siebie”. Ta sama książka informuje również o istnieniu licznych piramidalnych struktur w różnych miejscach Dachu Świata, nieznanych Zachodowi. Niektóre z tych budowli określa się jako „bajeczne” i „wielokolorowe” wersje umieszczone pośród dziesiątków innych piramid.

Prawdziwość skupisk piramid w Himalajach została potwierdzona w bardziej współczesnych nam czasach. Pierwsze dostępne doniesienie jest dziełem amerykańskiego handlowca Freda Meyera Schrodera, który w roku 1912 natknął się przypadkowo na gigantyczną piramidę otoczoną mniejszymi budowlami. Zdziwiony zapytał swojego przewodnika, buddyjskiego mnicha, co one przedstawiają, i w odpowiedzi usłyszał, że liczące sobie 5000 lat lamajskie dokumenty nie tylko opisują przeznaczenie tych piramid, ale podaja także, że były one bardzo niezwykłe już wtedy, kiedy je opisywano. Gdyby to datowanie potwierdziło się, wówczas okazałoby się, że te himalajskie piramidy są znacznie starsze od egipskich w Gizie.

Około 33 lata później zaobserwowano inną pokaźnych rozmiarów piramidę, co wprawiło w niemałe zakłopotanie naukowców. Wiosną 1945 roku pilot Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych James Gaussman leciał samolotem nad Tybetem w drodze z Chin do Indii. W pewnym momencie niedomaganie silnika zmusiło go do zejścia na niższy pułap. Oto, co podobno zobaczył:

Leciałem nad górą, później dotarłem nad dolinę. Bezpośrednio nad nami znajdowała się gigantyczna biała piramida. Wyglądała jak twór baśniowy. Otulała ją lśniąca biel. Mógł to być metal albo jakiś rodzaj kamienia. Najbardziej osobliwy był jednak wierzchołek: wyglądał jak olbrzymi kawałek metalu szlachetnego. Nie było możliwe lądowanie, choć chętnie byśmy to uczynili. Zaskoczył nas obraz tej piramidy.

Hartwig Hausdorf, Die Weisse Pyramide (Biała piramida), wydanie angielskie:   The Chinese Roswell (Chińskie Roswell), New Paradigm Books, Floryda, 1998, str. 112.

Gaussman sądził, że wysokość piramidy przekracza 1000 stóp (305 m), czyli że była ponad dwa razy wyższa od Wielkiej Piramidy w Gizie. Nigdy nie opublikowano wykonanych przez niego zdjęć, natomiast jako fotografię tej „gigantycznej białej piramidy” w roku 1990 opublikowano czarnobiałe zdjęcie ziemnej piramidy położonej w pobliżu Xian, stolicy chińskiej prowincji Shaanxi. Była to mistyfikacja, ponieważ trasa przelotu Gaussmana biegła około 500 mil (805 km) na północny zachód od piramidy, której zdjęcie opublikowano. Należy przypuszczać, że prezentacja tego zdjęcia miała na celu zachowanie w tajemnicy istnienia Białej Piramidy.

W roku 1947, dwa lata po rewelacjach Gaussmana, inny amerykański lotnik, Maurice Sheahan, lecąc w kierunku południowo-zachodnim nad prowincją Shaanxi również dostrzegł gigantyczną białą piramidę. Opis jego obserwacji opublikowało następnie kilka amerykańskich gazet, w tym New York Times (28 marca 1947 roku).

W swojej książce Himalayas – Abode of Light Roerich wspomina o trzech „granicznych posterunkach Szambali”, co sugeruje istnienie obszaru w kształcie trójkąta wyznaczającego położenie tego tajemniczego królestwa. Miejsca położenia tych znaków granicznych nie są znane, ale kiedy wytyczy się trójkąt, wykorzystując te same kąty, pod którymi nachylone są kąty Wielkiej Piramidy w Gizie (51 stopni i 51 minut), zaczynając od około 50 stopni szerokości północnej i 88 stopni długości wschodniej jako jego zachodniej granicy i zarazem podstawy, wówczas jego wierzchołek znajdzie się na linii lotu Gaussmana z roku 1945 w pobliżu miejsca, w którym dostrzegł on ogromną białą piramidę. Na linii lotu Gaussmana w miejscu jej przecięcia z 88 południkiem leży dolny wierzchołek trójkąta (patrz poniższa mapka). W obszarze tego trójkąta doszło do wielu zadziwiających wydarzeń, z których przypuszczalnie najbardziej fascynujące jest tak zwane „tybetańskie Roswell”.

„Tybetańskie Roswell”

Na początku stycznia 1928 roku naukowa ekspedycja kierowana przez chińskiego archeologa Chi Pu Teia dotarła w głąb górskiego regionu Bajan-Chara-Uła w pobliże miejsca, z którego rzeki Jangcy i Mekong rozpoczynają swoje długie, meandrujące wędrówki na południe. Odkryli tam system grobów ułożonych wzdłuż równoległych linii nietkniętych od tysięcy lat. Groby nie miały kamieni nagrobnych i epitafiów, jednakże ściany jaskiń pokrywały wizerunki postaci o podłużnych głowach oraz wyobrażenia planet.

Archeolodzy odkopali groby i znaleźli w nich szkielety o nienaturalnie dużych czaszkach i małych ciałach o długości nie przekraczającej czterech stóp (1,22 m). Na podłodze jaskini znaleźli także na wpół zagrzebany w piasku pierwszy spośród 716 dziwnych kamiennych dysków, z których każdy miał otwór w środku, czym przypominał długogrającą płytę gramofonową. Każdy dysk miał wygrawerowane spiralnie biegnące rowki, które składały się, jak się okazało, z ciasno wyrytych znaków zawierających przekaz.

Później, w roku 1962, czterej naukowcy kierowani przez japońskiego profesora Tsum Um Nuia z Pekińskiej Akademii Prehistorii, oświadczyli, że udało się im oczytać wyryty na tych dyskach tekst. Ogłosili, że dyski mówią o katastrofie dysku kosmicznego obcych istot, do którego doszło około 12 000 lat temu. Załoga ocalała, ale statek był zbyt uszkodzony, aby móc odlecieć. Po natknięciu się na szereg przeszkód, które uniemożliwiały publiczne ogłoszenie wyników tych badań, profesor Tsum Um Nui zrezygnował ze swojego stanowiska i wrócił do Japonii. Jednak społeczność naukowa Związku Radzieckiego nie odrzuciła jego doniesienia i w rezultacie dalszych badań prowadzonych przy wykorzystaniu oscylografa potwierdzono niezwykłe odkrycia profesora Tsum Um Nuia.

Kryształowa jaskinia Nagów

Na początku Mahabharaty znajduje się wzmianka mówiąca, że epopeję tę spisano „w pięknej dolinie u stóp góry Meru”. Mówi się, że ta dolina to właśnie Szambala. Należałoby też wspomnieć, że ta najdłuższa epopeja świata oryginalnie była napisana językiem nieśmiertelnych i że stała się podstawą głównych systemów filozoficznych Wschodu. Podanie głosi, że Dolinę Nieśmiertelnych odwiedził zarówno Siddhartha Gautama (Budda), jak i Laozi (ok. 600 p.n.e.), twórcy taoizmu.

Tybetańscy kapłani religii bon przyznają, że otrzymali swoją wiarę z tego samego strumienia filozoficznego (radziecki magazyn Bajkał, nr 3, 1969). Wiara bon, najstarszy duchowy kult Tybetu, wywodzi się z manuskryptu, który kapłani nazywali „Pierwszym Pismem… Prawdziwym Nauczaniem… przekazem Odwiecznej Mądrości… który pochodzi od Nieśmiertelnych z Szambali” (L.C. Hammoto, The Soul Doctrine (Doktryna duszy), Lhasa, przekład C. Chan, 1916, str. 97-99).

Z Himalajów pochodzi również inna starożytna tybetańska księga. Jej tybetańska nazwa brzmi Bardo Thodol, zaś na Zachodzie znana jest jako Tybetańska Księga Umarłych. Zgodnie ze zwyczajem czyta się ją głośno umierającym, aby ułatwić im wyzwolenie duszy po śmierci. Podanie głosi, że to niezwykłe dzieło pochodzi od rasy zwanej Naga. Lamajskie przekazy podają, że ośmiu jej członków spotkało się z królem Szambali. Wśród Tybetańczyków słyną oni z ogromnej mądrości, zaś ich istnienie potwierdzają starożytne podania północnych Indii. Mówią one, że Nagowie mają ludzkie twarze ogromnej urody, wijące się ciała i zdolność latania, gdy wyłaniają się z Patali, Świata Podziemi. Książę Arjuna, uczeń boga Kriszny, podobno odwiedził ich i z nimi rozmawiał. Podanie głosi, że mieszkają w Pałacu Węży w bajkowych podziemnych siedzibach oświetlonych kryształami i szlachetnymi kamieniami.

Jeden z obrazów Roericha nosi nazwę The Lake if the Nagas (Jezioro Nagów), z kolei inny ukazuje Nagę siedzącego na wyspie położonej na północno-tybetańskim jeziorze na wschód od gór Ałtaj. To umiejscawia Nagów w Trójkącie Szambalijskim.

Niektórzy starożytni autorzy utrzymują, że Nagowie (mężczyźni) i Naginie (kobiety) wchodzili początkowo w „związki małżeńskie z ludźmi, głownie królami, królowymi, mędrcami i ludźmi wielkiego ducha” (Jamblich, On the Mysteries, particulary those of the Egyptians, Chaldeans and the Assyrians (O tajemnicach, głównie egipskich, chaldejskich i asyryjskich), IV wiek; cytwane w: Passport to Shambhala (Paszport do Szambali), Towarzystwo Geograficzne Zachodniej Syberii, 1923, przekłąd na angielski profesora Władimira Andriejea Wasiliu, 1933, str. 174). Mówi się również, że wybrani ludzie mają przywilej wchodzenia do przepastnych jaskiń Nagów połączonych z tunelami, które tak jak w mrowisku ciągną się setki kilometrów wewnątrz górskich łańcuchów biegnących przez północne Indie i dalej w głąb północnego Tybetu.

Roerich namalował łącznie kilkaset obrazów. Przedstawiają one sceny z Rosji, Mongolii, Egiptu i innych miejsc. W jego sposobie przedstawiania perspektywy i atmosfery jest coś tajemniczego, coś, co wydaje się wskazywać na inne wymiary i obce zasady istnienia albo też prowadzące do nich wrota lub portale. fantastyczne kamienie z inskrypcjami umieszczone na bezludnych wyżynach, Laozi na grzbiecie bawołu kierujący się na zachód ku alei drzew tworzących łuk, otwarta potężna księga o grubości dwóch metrów oraz postać stojąca na stosie drewna przyglądająca się jej stronom, ludzka czaszka ogromnych rozmiarów, subtelne przedstawienie piramid w tle kilku obrazów – wszystko to sugeruje, że Roerich odsłaniał ukryte informacje w postaci malowanych szyfrów. Być może dochowywał „Przysięgi Szambali”, która mówi, że odwiedzającym ją nie wolno ujawniać otwarcie tego, co w niej widzieli (Passport to Shambhala,str.189).

Martwa obca istota, która okazała się być żywa

Amerykański handlarz narkotyków i broni John Spencer, który zamieszkał po I wojnie światowej w Chinach, trafił za sprawą przypadku do lamajskiego klasztoru położonego w Tuerin w południowo-zachodniej Mongolii. Padł z wyczerpania na górskim szlaku podczas ucieczki przed chińskimi władzami. Na szczęście znaleźli go mnisi i zabrali do górskiego klasztoru. W tym samym czasie mnisi gościli jeszcze jednego Amerykanina, Williama Thompsona, naukowca studiującego w ich bibliotece dalekowschodnie wierzenia religijne. Kilka dni później wracający do zdrowia Spencer natknął się w czasie wędrówki po okolicach klasztoru na mocno zerodowane schody prowadzące w dół do małych metalowych drzwi, które otworzył. Za nimi znajdowało się duże dwunastoboczne pomieszczenie. Jego ściany ozdobione były kolorowymi rysunkami konstelacji gwiezdnych, ciał niebieskich i znaków zodiaku. Zdziwiony tym widokiem przesunął ręką po powierzchni jednej ze ścian i nieoczekiwanie pobliska płyta bezszelestnie otworzyła się do wewnątrz, odsłaniając wejście do ciemnego korytarza. Zajrzawszy do niego dostrzegł w nim w pewnej odległości blade zielone światło. Zaciekawiony wszedł do środka. Po kilku minutach dotarł do końca korytarza i wszedł do dużej jaskini wypełnionej jaskrawozielonym światłem. Wzdłuż jendej ze ścian stało 30 trumien ustawionych jedna obok drugiej w długim rzędzie. Zaczął je otwierać, sądząc, że mogą zawierać klejnoty lub inne skarby. W trzech pierwszych  znalazł zwłoki mnichów ubrane w podobny strój do tego, jaki nosili jego wybawcy z klasztoru.

Jak podaje Hartwig Hausdorf w Die Weisse Pyramide, w czwartej leżała kobieta w męskim ubiorze, w piątej mężczyzna, który pochodził, jak mu się zdawało, z Indii i był ubrany w jedwabny czerwony kaftan… w trzeciej od końca spoczywało doskonale zachowane, ubrane w szatę z białego lnu, ciało mężczyzny, w czwartej ciało kobiety, której etnicznego pochodzenia nie udało mu się określić”. Co niezwykłe, zwłoki nie wykazywały oznak rozkładu, mimo iż zdaniem Spencera trumny musiały znajdować się tam od dłuższego czasu.

Rozczarowany, że nie znalazł żadnych skarbów, poszedł do ostatniej trumny i uniósł jej wieko. Ku jego zdziwieniu zobaczył w niej małe stworzenie ubrane w błyszczącą srebrzystą szatę. Jego wieka głowa była srebrzystego koloru, zaś oczy zakryte ogromnymi powiekami. Istota nie miała ust, zaś w miejscu nosa widniał krótki kikut. Kiedy schylił się, aby dotknąć jej zwłok, ogromne oczy nagle otworzyły się i spojrzały na niego, emitując przenikliwe zielone światło, które go oślepiło. Przestraszony zatrzasnął wieko i wybiegł z jaskini rozdzierając w panicznej ucieczce ubranie o wystające skały. Wrócił do klasztoru, gdzie wysoki rangą lama powiedział mu, że istota, którą widział, była podobizną „wielkiego mistrza, który przybył z gwiazd”. Lama próbował przekonać go, że tylko mu się wydawało, iż ta istota była żywa, jednak Spencer nie dał się przekonać, że było to tylko złudzenie. Wciąż przestraszony opowiedział o swoim przeżyciu Williamowi Thompsonowi, który po powrocie do Stanów Zjednoczonych opisał jego relację w amerykańskim magazynie Adventure. Kilka dni później Spencer opuścił klasztor i zniknął bez śladu. Nigdy potem już o nim nie słyszano.

Obserwacja eterycznego układu słonecznego przez rosyjskich uczonych

„- W podziemnym Tybecie – oświadczył Roerichowi brodaty przewodnik w roku 1928 – przechowywanych jest wiele skarbów Mądrości. Kiedy zostaną ujawnione, jeden bardzo stary skład naukowych artefaktów zadziwi świat” (M.K. Roerich, Flame in Chalice).

W roku 1870 delegacji rosyjskich uczonych pozwolono obejrzeć jeden z tych pochodzących z wcześniejszej epoki artefaktów. W tybetańskim klasztorze lamów w pobliżu świętej góry Bełucha ich delegację przedstawiono wiekowemu lamie posiadającemu głęboką wiedzę z zakresu astronomii i fizyki. Lama wybrał dwóch członków delegacji, specjalistów od planet, i poinformował ich o buddyjskich technikach koncentracji, po czym poprosił ich, aby zastosowali wegetariańską dietę. Kilka dni później zaprosił ich, aby zastosowali wegeteriańską dietę. Kilka dni później zaprosił ich do swojej celi, gdzie pokazał im dziwne metaliczne urządzenie.

Tajemnicze urządzenie stało na podłodze i emitowało dziwny przytłumiony dźwięk. W pewnym momencie wyłoniła się z niego mgiełka, która rozprzestrzeniła się i przekształciła w miniaturowy ruchomy model naszego układu słonecznego z Ziemią, Marsem, Merkurym i pozostałymi planetami powoli obracającymi się wokół Słońca. W tym eterycznym układzie słonecznym naukowcy spostrzegli nienormalną cechę: dziesiątą planetę krążącą za orbitą Plutona. Stary lama odmówił odpowiedzi na pytania dotyczące natury i pochodzenia tej preholograficznej maszyny na światło słoneczne, dał jednak do zrozumienia, że została ona „dostarczona w celu demonstracji” (Trzeci Panchen Lama, Road to Shambhala).

Laboratoria Szambali

Koncepcja istnienia starożytnej nadnaturalnej społeczności określanej w dawnej nomenklaturze „Wspomagaczami Rozwoju Ludzkości”, która żyje w odludnych dolinach położonych na górzystych wyżynach północnego Tybetu, jest z pewnością zbyt fantastyczna, aby mogła być zaakceptowana przez racjonalnie myślące zachodnie umysły. Tym niemniej przegląd historycznych danych zgromadzonych w minionych wiekach w odległych od siebie krajach wykazuje ich wzajemne podobieństwo.

Lamajskie kroniki mówią o „kulturze Mądrych Ludzi, którzy rozwinęli na przestrzeni wieków swoją własną cywilizację i naukę żyjąc pod osłoną ośnieżonych łańcuchów górskich północnej Azji” (Passport to Shambhala).

Dr George Roerich, starszy syn Mikołaja i Heleny Roerichów, sprawdził wiarygodność podań o Szambali:

Szambala jest nie tylko uważana za azyl tajemnych buddyjskich nauk, ale i za wiodącą zasadę nadchodzącego Kalpa, czyli Kosmicznego Wieku [Wieku Szambali?]. Mówi się, ze wykształceni opaci i medytujący lamowie są w stałym kontakcie z mistycznym bractwem, które kieruje losami świata. Zachodni obserwator ma skłonność do umniejszania znaczenia tej nazwy oraz degradowania obszernej literatury na jej temat, a jeszcze bardziej ustnych przekazów jako swego rodzaju folkloru lub mitologii, ale ci, którzy studiowali zarówno literaturę, jak i popularny buddyzm, wiedzą, jak potężną siłę stanowi ta nazwa dla mas buddystów z wyższej Azji.

G.N. Roerich, Trails to immost Asia (Szlaki ku najgłębszej Azji), Yale Uniwersity Press, New Heaven, 1931.

Kiedy zbierze się razem wszystkie skrawki informacji o Szambali, wówczas naszym oczom ukazuje się wyraźny obraz miejsca pobytu nieprzeciętnych istot, dla których przestrzeń i czas nie stanowią przeszkody. Tym, co pogłębia nasze rozumienie rzeczywistości Doliny Nieśmiertelnych, są opisy podróży do tego baśniowego miejsca przesiąknięte absolutnym przekonaniem o jego istnieniu – na przykład bardzo dobrze udokumentowanej podróży Apoloniusza w pierwszym wieku n.e. oraz pielgrzymki do Szambali odbytej na początku lat 1920. przez chińskiego chirurga i jego nepalskiego przewodnika jogina:

Nie tak dawno temu w gazecie Shanghai Times, a potem w wielu innych gazetach, ukazał się obszerny artykuł podpisany przez dra Lao-Tsina opisujący jego podróż do Doliny Szambali. Dr Lao-Tsin podaje w swojej barwnej relacji wiele szczegółów swojej ciężkiej podróży z nepalskim joginem przez mongolskie pustynie i wyżynne bezdroża do doliny, w której znalazło swój dom wielu joginów studiujących Wyższą Wiedzę. Jego opis laboratoriów oraz słynnej wieży jest zadziwiająco podobny do opisów tych niezwykłych miejsc pochodzących z innych źródeł. Opowiada on o wielu naukowych cudach i skomplikowanych eksperymentach z zakresu siły woli oraz telepatii realizowanej na wielkie odległości.

M.K. Roerich, Heart of Asia (Serce Azji),  Roerich museum Press, Nowy Jork, 1929; cytowane w: A.Tomas,Shambhala.

W XIX wieku do tej utopii dotarli również dwaj inni mężczyźni i przez pewien czas w niej przebywali. Po powrocie opisali niezwykłe rzeczy, które tam widzieli, ale „o innych cudach nie wolno im było opowiadać” (M.K. Roerich,Heart of Asia).

To właśnie ta skrytość jest tym, co utrudnia ustalenie pełnej prawdy o Szambali. Całą sprawę jeszcze bardziej komplikuje niechęć lamajskich mędrców do dyskusji o tej tajemnicy, która stanowi jeden z najświętszych przekazów ezoterycznego buddyzmu. Niektóre doniesienia mówią, że ludzie, którzy byli w Szambali, mogliby powiedzieć znacznie więcej o osiągnięciach jej mieszkańców, gdyby nie przysięga, która musieli złożyć.

Na podstawie tego, co pisał Roerich, wydaje się, że zarówno on, jak i jego syn George, odwiedzili Szambalę, a to, co powiedział, przywodzi na myśl słowa Mahatmy Moryi, który nazwał Szambalę „Miastem Nauki”. W nawiązaniu do jego komentarza warto zauważyć, że ezoteryczna nauka Wschodu mówi o zderzeniu podziemnego ognia Kamaduro z Ogniem Kosmicznym, które może wywołać geologiczne kataklizmy, jeśli te dwa żywioły nie są w równowadze. Roerichowie utrzymują, że widzieli przyrządy służące do mierzenia ciśnienia tych ogni „w jednym z laboratoriów Szambali” (M.K. Roerich, Heart of Asia , cytowane w:A.Tomas, Shambhala).

Wnioski

Do tej samotni udało się dotrzeć wielu szlachetnym poszukiwaczom prawdy pozbawionym samolubnych motywów przemierzającym niezmierzone pustkowia Środkowej Azji. Tybetańskie podania głoszą, że w Szambali słychać muzykę wydobywającą się z niewidzialnych instrumentów i że z Fontanny Wiecznego Życia napić się można eliksiru młodości.

Na zewnętrznych ścianach Jadeitowej Wieży wyrzeźbione są postacie tańczących bogiń, zaś kompleks pałacowy króla ma okna z ramami z lapis lazuli i dach pokryty złotem Jambu. Bardziej współcześni podróżnicy, tacy jak Hausdorf, Przewalski, Ossendowski, David-Neel, Tomas i Roerichowie, pisali o szeroko rozpowszechnionym podaniu mówiącym o Szambali i jej kosmicznej kulturze, którą odkryli w czasie swoich podróży w Azji. Teza o istnieniu egzotycznej, ukrytej społeczności doskonałych istot kierujących ewolucją rodzaju ludzkiego nie jest czczą spekulacją i objawi swoją realność, gdy władca Szambali przystąpi do niszczenia „Hord Ciemności”, zwiastując w ten sposób zapowiedziany „Wiek Szambali” (G.N. Roerich, Trails to immost Asia).

Być może oświeceni z Szambali komunikują się telepatycznie z nami poprzez nasze sny i intuicję lub obdarzonych parapsychicznymi zdolnościami ludzi, dostarczając nam sekretnie wskazówek przy podejmowaniu ważnych decyzji w tych krytycznych czasach.

Tony Bushby

(mój komentarz – Moim zdaniem w Szambali w ogóle nie ma istot Nieśmiertelnych (którzy zakończyli cykl reinkarnacji), ale są istoty, żyjące bardzo długo i mające szanse w przyszłości (gdy złamana zostanie moc śmierci we Wszechświecie) osiągnąć Życie Wieczne.)

Szatan dobrze życzy światu

Obecną inkarnacją Szatana jest brytyjski książę William, który 29 kwietnia 2011 roku ożenił się z księżną Kate Middleton. Wielu sądzi, że jest on zapowiadanym Antychrystem, ale naprawdę jest on przyjacielem Jezusa.

Według przepowiedni, Szatan miał narodzić się z rodu królewskiego, tuż po zaćmieniu słońca, kiedy będzie ono najwyżej. Książę William urodził się 21 czerwca 1982 roku z rodu królewskiego spełniając tym samym wszystkie niezbędne warunki. Ciężko było to (narodziny Szatana) stwierdzić przed jego urodzeniem, ale było to znacznie łatwiejsze wtedy, gdy się to już stało.

Szatan to naprawdę bóg Enki znany z opowieści o ogrodzie Eden, czyli biblijny Wąż. Dzięki niemu (i temu, że Adam i Ewa zjedli zakazany owoc) ludzkość przetrwała. Inaczej ludzkość byłaby niewolnikiem złego boga Enlila (biblijnego „Pana”). Ten ostatni chciał, żebyśmy pracowali niewolniczo przy wydobyciu złota w jego kopalniach w Afryce.

Szatan jest synem Jezusa i księżnej Diany. Dobre siły chciały, żeby Wielki Brat (William) był dobry i dlatego do jajeczka Diany dodano kod z Całunu Turyńskiego.

Książę William jest przyjacielem Jezusa. Walczyli ze sobą przez pięć żyć (Jezus i Szatan, William Wallece i Longshank, Robin Hood i Szeryf z Notthingham, Jack Dawson z Titanica i Szatan (w tym wcieleniu bezpośrednio nie walczyli), Bruce Lee i Szatan), ale teraz w tym szóstym wcieleniu Jezusa zawarli pokój, który będzie trwał Wiecznie.

Nastąpiło to w niedzielę 10 kwietnia 2011 roku. Szatan sam przybył do domu szóstego wcielenia Jeszui. W piątek 8 kwietnia w samochodzie razem z Kate Middleton jeździli tylko samochodem koło jego domu. W nocy z soboty na niedzielę o trzeciej w nocy podjechał pod jego dom i „straszył” przez 3 godziny nie dając mu spać. Natomiast w niedzielę rano przejechał obok domu Jeszui i pozdrowił go ręką, na co ten tak samo odpowiedział.

Zarówno Szatanowi jak u Jeszui bardzo zależy na tym, żeby sytuacja na świecie poprawiła, się. Jeszua w najbliższym czasie ma pokonać śmierć ze swoimi dwoma żonami i wtedy inni ludzie też będą mogli osiągnąć Nieśmiertelność.

O delfinach

(opracowano na podstawie rozdziału „O delfinach” z książki Ewy Foley „Zakochaj się w życiu”)

Według wielu badaczy pływanie z delfinami ma niezwykłe właściwości terapeutyczne i jest w stanie pokonać wiele chorób oraz dolegliwości psychosomatycznych.

David Cole, jeden z najciekawszych badaczy delfinów z Los Angeles, twierdzi, że Twoje zdrowie, Twój system odpornościowy, stan mózgu, struktura, układ Twoich komórek mogą być odmienione przez te niezwykłe, żyjące w pełnej harmonii ze sobą i środowiskiem zwierzęta. Zauważył on także w czasie swoich eksperymentów większą harmonię między półkulami mózgowymi oraz pracę mózgu w czasie kontaktu z delfinami wydajniejszą niż zazwyczaj. Do czasu tych badań sądzono, że pływanie z delfinami tylko relaksuje i wzmacnia układ odpornościowy. Cole twierdzi, że relaks nie może wyjaśniać zmian fal mózgowych i składu chemicznego krwi u ludzi, którzy pływali z delfinami.

Ciekawostką jest, że na zachodzie Australii znajduje się magiczne miejsce – Monkey Mia. Od wielu lat całe rodziny delfinów przypływają tam, by pływać przy brzegu z ludźmi. Monkey Mia stało się znane na świecie i przybywa tam coraz więcej ludzi. Ciekawe, że im więcej przybywa ludzi, tym pojawia się także więcej delfinów.

Delfiny mają zdolność inspirowania tych, którzy nawiążą kontakt z nimi. Dają im poczucie totalnej radości, wolności i nadziei. Betsy Smith, psycholog z USA, stworzyła niezwykły program nawiązywania kontaktu między delfinami i dziećmi autystycznymi, które uznano za przypadki beznadziejne. Ich reakcje były znacznie bardziej żywsze w czasie kontaktu z delfinami, gdy stan dzieci bawiących się na plaży plastikowymi delfinami nie uległ jakiejkolwiek poprawie.

Eltelle Meyers, wspaniała pisarka, reżyserka i producentka filmów, założyła w Nowej Zelandii Rainbow Dolphin Center (Centrum Tęczowego Delfina), gdzie kobiety mogą rodzić dzieci w obecności i asyście delfinów położnych. Zaangażowała się w międzynarodowy ruch na rzecz porodów w wodzie, zainicjowany przez położnika Michaela Odenta i Igora Czarkowskiego w Rosji. Ewa sama była świadkiem jak Igor Czarkowski, przebywający w Sydney na zaproszenie Estelle, prowadził „szkolenie” dla water babies, czyli wodnych niemowlaków. Wrzucał on po prostu kilkutygodniowe i kilkumiesięczne dzieci do wody – a one, jeśli pełne lęku matki były daleko! – po pewnym czasie spokojnie wypływały, brały oddech jak małe delfiny, a potem nurkowały jeszcze głębiej. W filmie OceaniaThe Promise of Tomorrow (Oceania. Obietnica jutra), który Estelle sama wyreżyserowała i wyprodukowała, pokazane są noworodki i dzieci bawiące się pod wodą. Według przeprowadzonych obliczeń są one w stanie pływać na głębokość 60 m i wstrzymywać oddech na 16 minut! Te dzieci nazwano homo delphinus (człowiek-delfin). Mógłby to być nowy gatunek człowieka, świetnie przystosowany do życia na lądzie i wodzie, silny, nieulękniony, o łagodnej naturze i ogromnym potencjale rozwojowym.

Delfiny są bardzo towarzyskimi i łaskawymi zwierzętami. Odnosi się wrażenie, że szukają z nami kontaktu, aby dzielić się cudownym poczuciem radości życia.

Od średniowiecza ujrzenie wieloryba czy delfina było uważane za dobrą wróżbę.

Delfiny żyją około 50 lat, a ich waga zależy od gatunku i waha się od 30 do 200 kg. Wydają na świat tylko jednego potomka i opiekują się nim od 12 do 18 miesięcy. Ich mózg ma podobne możliwości do ludzkiego. U nich na odcinek ciała długości 35 cm przypada około 220 gramów mózgu, a u nas – około 255 gramów. W obu przypadkach kora mózgowa jest porównywalnych rozmiarów.

Delfiny zdają się doświadczać czystej radości i umiłowania świata, które przenika do każdego obszaru ich życia. Uczmy się od nich!

Opowieść o kocie – mistrzu zen

OPOWIEŚĆ O KOCIE – MISTRZU ZEN (opracowano na podstawie książki Henri Bgautama Brunela „Opowieść o kocie, mistrzu zen”)

ŻYCIE JEST CIERPIENIEM

W przeddzień jego wielkiej podróży inicjacyjnej mistrz wzywa Koyabashiego i zwraca się do niego słowami: „Wyobraz sobie pięknego, postawnego księcia, żyjącego w jednym z królestw północnych Indii w V stuleciu przed naszą erą. Mając szesnaście lat Siddhartha Gautama zgodnie z obyczajem poślubia księżniczkę piękną jak światło dnia, dobrą i wierną Jasiodharną. Życie młodego księcia jest nieprzerwanym świętem. Żyje w szczęściu i beztrosce. Pewnego dnia wychodzi poza mury ojcowskiego pałacu. I oto staje twarzą w twarz z biedą, z wychudłym starcem, z konającym z głodu dzieckiem spowitym w łachmany. Nagle poraża go ta oczywistość: życie jest trudne i pełne bólu.

Owego dnia Siddhartha Gautama odkrywa pierwszą spośród „szlachetnych prawd”. Jest to początek długich dociekań, które przez lata będą go prowadzić przez rozległe równiny nad Gangesem, w poszukiwaniu rozwiązania. Próżne okaże się studiowanie pod kierunkiem najsłynniejszych mistrzów duchowych i praktykowanie najsurowszej ascezy. W końcu, pewnego wieczoru, mając trzydzieści pięć lat, siądzie u podnóża drzewa bodhi, zwanego także drzewem oświecenia, nad brzegiem rzeki Najrańdżana, i osiągnie Przebudzenie. Od tej chwili znany jest jako Budda, co znaczy właśnie Przebudzony.

Życie jest trudne

Skoro każde życie jest skończonością,

skoro celem każdego życia jest śmierć, 

skoro każde życie rozsypie się pewnego dnia

jak popiół na wietrze…

Życie jest cierpieniem

Koyabashi w milczeniu wysłuchał mistrza. Złożył mu pełen szacunku pokłon, składając łapki na wysokość czoła. I już miał zamiar odejść, a wtedy mistrz jeszcze powiedział: „Zabierzesz ze sobą, jak nakazuje obyczaj, młodego ucznia. Nazywa się Taneda, jest kotem z dobrej rodziny i ma szczere serce. Opiekuj się nim, a on będzie się opiekował tobą”.

Koyabashi jeszcze raz się kłania. Ostatnią noc przed wyruszeniem w drogę spędza na medytacji. I choć nie rozumie wszystkiego, co mistrz chciał mu przekazać, przepełnia go ufność…

JEDNA JEST PRZYCZYNA CIERPIENIA: EGO

Shokena – szlachetnego samuraja prześladował ogromny szczur. Co nocy bestia wykonywała szaleńczy taniec w jego domu. Shoken – mistrz szermierki – zaczajał się na niego godzinami – tylko ostrze błyskało. To nie mogło trwać wiecznie. Samuraj wybrał się do miasta, aby zebrać kocią armię, Łobuzy, łajdaki, szelmy, bez czci i wiary, przybyły nieustraszone, pożywiły się suto u pańskiego stołu i szykowały się wygodnie spędzić noc. Krwistooka bestia zjawiła się o pierwszym brzasku. Ociężałe z przeżarcia koty nawet nie drgnęły. Tylko jeden podniósł się i ruszył na spotkanie z wrogiem. Zaraz jednak uciekł, gdy szczur pokazał zęby i prychnął dziko. Szlachetny samuraj zwrócił się wtedy do zawodowca szczurołapa, ale ten wycofał się od razu na widok potwora. 

Również wyposażony we wspaniałe pazury stokrotny zwycięzca wszelakich walk cofnął się przerażony. W końcu Shoken dowiedział się, że w mieście gości niejaki Koyabashi – mistrz zen i osobowość wśród kotów. Samuraj wyruszył go odnalezć. Przedstawił pokornie swoją prośbę i opowiedział o nieszczęściach, jakie go spotykały.

Koyabashi gładził sobie wąsy, długo przyglądał się samurajowi, po czym odezwał się w te słowa: „Jeśli wszyscy moi pobratymcy odnieśli porażkę, to dlatego, że nie dbali tak jak ja o swoją energię wewnętrzną. My, mistrzowie zen, a zwłaszcza ja, mamy tak przemożną ki, że żaden człowiek ani żadne zwierzę nie zdoła się jej oprzeć. Osadza się w miejscu najbardziej okrutnych przeciwników. Niczym się nie martw! Pokonam twojego szczura i nie będę musiał nawet go tknąć. Moja ki tak go sterroryzuje, że ucieknie i nigdy tu nie wróci!

Koyabashi zamieszkał u samuraja, by oswoić się z nowym miejscem. Opowiadał o swoich wyczynach, no i najadał się do syta. Którejś nocy zdecydował się i stanął na czatach. Koyabashi, przyczajony na głównej belce, dostrzegł krwiste oczy szczura lśniące w półmroku. Wzdrygnął się, ale był poza zasięgiem. Wtedy zebrał siły i wydobył z siebie niegłośne ki, najbardziej przerażające, jakie miał w repertuarze. Szczur nawet nie podniósł głowy i dalej pożerał smakowite ciastko ryżowe. Kot – mistrz zen – tak oto dodawał sobie odwagi:

– Wszystko, co piszczy i skuczy, wszystkie myszy i koty są wobec mnie prochem, warci tyle co włos z mego ogona. Nikt mi się nigdy nie oprze.

Po czym wciąż z rozsądnej odległości na swojej belce wydobył z trzewi krzyk tak rozdzierające, tak dzikie, przerażające miauczenie, swoją najstraszliwszą ki.  Szczur podniósł na moment głowę, wzruszył ramionami i dalej spokojnie się posilał. Koyabashi, chcąc nie chcąc, musiał przyznać się do porażki. Przeprosił samuraja i zawstydzony odszedł. Kilka tygodni pozniej dowiedział się, będąc przelotnie w miasteczku, gdzie nauczał, że pewien przebiegły kot uwolnił samuraja od ogromnego szczura, uchodzącego za niezwyciężonego. 

„Jak on tego dokonał?” – zapytał Koyabashi mieszkańców miasteczka, którzy z szacunkiem go otoczyli.

„Och” odparł mężczyzna – „ten kot – mnich zen to zdaje się święty i już sama jego obecność skłoniła szczura do ucieczki”.

Koyabashi nie odezwał się ani słowem. Nie przyznał się, że i on spotkał się kiedyś z krwistooką bestią. Długo jednak cierpiał w swoim zranionym ego. 

WYMAZANIE EGO

Kamieniem węgielnym każdej prawdziwej duchowości jest wymazanie ego. „Ja” bowiem przesłania w nas nieskończoność. Wie o tym każdy mistrz zen, a nawet początkujący. Nie można jednak tego dokonać ot tak. Unicestwienie ego wymaga delikatności i wielu zabiegów. To długa droga, wymagająca powolności i ostrożności. Koyabashi dobrze to zrozumiał. Przygotowuje swoje ego. Błogo sypia na słońcu, najada się do syta myszami, kręcącymi mu się koło nosa, a kiedy się zakocha broni swoich praw zębami i pazurami.

To czyni mędrzec na początku drogi.

Aż nadejdzie taki dzień, że będzie trzeba uczynić postęp na trudnej drodze mądrości i uznać innego na równi z sobą. Koyabashi myśli o tym czasem w porze zalotów (gdyż będąc mnichem nie przestaje się być mężczyzną, czyli kotem oczywiście…). Próbuje grzecznie przyjąć swego rywala – słowem Koyabashi stara się być uprzejmy. Wtedy między jednym a drugim miauknięciem czy prychnięciem samiec-przeciwnik przygląda mu się najwyraźniej nie wiedząc, co ma o tym myśleć.

Koyabashi nie ustaje w poszukiwaniach. Jako wędrowny mnich przemierza Japonię wzdłuż i wszerz. Aż pewnego śnieżnego wieczoru pewien pustelnik udziela mu schronienia. Koyabashi z ogromnym zdumieniem odkrywa dziesiątki kotów namalowane na ścianach świątyni na zboczu góry.

Gospodarz, sympatyczny bonza opowiada mu następującą historię: „Dawno temu mieszkał tu pewien kot, którego jedynym towarzyszem był stary i mądry kot. Byli przyjaciółmi.

Którejś wiosny wszystko się zmieniło. Przybór rzeki spowodował inwazję szczurów. Smutny mnich już szykował się by odejść. Kot próbował walczyć, ale cóż mógł zrobić przeciwko armii gryzoni? 

Towarzysz mnicha odezwał się do niego: „To moja wina. Nie zdołałem przepędzić szczurów. Ale mam pomysł – ukryję się pod postacią kota, żyjącego w światłości Buddy. Stanę się odtąd jedynie cieniem kota, malowidłem na ścianie. W ten sposób będziesz mógł mnie pomnażać w nieskończoność. 

Pustelnik uczynił zgodnie ze szlachetną prośbą swego przyjaciela, a kiedy dziesiątki kotów pojawiły się na ścianach tej świątyni, szczury przelękły się i uciekły. Od tamtego czasu to miejsce było zawsze zamieszkane. Świątynia została poświęcona pamięci kota, który oddał życie za mnicha zen i wkroczył na drogę Buddy”.

Poruszony tą opowieścią Koyabashi postanawia wstąpić na Drogę. Musi postępować teraz krok za krokiem Szlachetną Ośmiostopniową Ścieżką, aby pewnego dnia przekroczyć „bezbramną bramę” Przebudzenia. 

Szlachetna Ośmiostopniowa Ścieżka

1. Właściwe spojrzenie

2. Właściwa myśl

3. Właściwe słowo

4. Właściwy żywot

5. Właściwe dążenie

6. Właściwe postępowanie

7. Właściwa uważność

8. Właściwa koncentracja

Sześć doskonałości:

1. Szczodrość

2. Cierpliwość

3. Dyscyplina

4. Odwaga

5. Medytacja

6. Mądrość

Uzdrowienia przez obce istoty

Poniższy artykuł pochodzi z 14-go numeru Nexusa.

Jego wydawca (Agencja Nolpress) ma stronę internetową zamieszczoną pod adresemhttp://www.nexus.media.pl/.

Ich e-mail to nexus@nexus.media.pl

Telefon do Agencji Nolpress to 85 653 55 11

Wielu ludzi, którzy przeżyli bliskie spotkanie z UFO i ich pozaziemskimi załogantami, doznało nagłych uzdrowień z chronicznych dolegliwości i ma na to dowody w postaci zeznań świadków i dokumentacji medycznej.

Mimo ulotnej natury NOLi, badacze zdołali zgromadzić wiele dowodów, w tym relacje naocznych świadków, fotografie, filmy, odczyty radiowe, fragmenty metali, ślady lądowań, efekty natury medycznej, elektromagnetycznej, reakcje zwierząt i wreszcie tysiące stron rządowych dokumentów. Te liczne materiały to wciąż za mało dla sceptyków, aby ich przekonać. Prawdę powiedziawszy wszyscy czekamy na „strzał z grubej rury”, który dowiedzie ostatecznie prawdziwości istnienia NOLi.

Jednym z argumentów, które mogą dokonać tego przełomu, są dowody medyczne. Najczęściej badania nad dowodami tego typu ograniczały się do obrażeń powstałych na skutek spotkania z NOLem, natomiast niewielką uwagę zwracano na efekty pozytywne.

Tymczasem okazuje się, że istnieje ponad sto udokumentowanych przypadków uzdrowień dokonanych przez NOLe. Pojęcie to możemy zdefiniować jako pozytywną fizjologiczną reakcję na spotkanie z NOLem. Co więcej, przy dokładniejszym sprawdzeniu okazuje się, że z przypadkami tego typu zetknął się praktycznie każdy poważniejszy badacz zjawiska NOLi.

Czy zatem uleczenia dokonywane przez NOLe są owym „strzałem z grubej rury”. Czy stanowią najlepszy dowód, który zdoła przekonać świat, że NOLe są tutaj. Istnieje mnóstwo materiałów potwierdzających uzdrowienia przez NOLe, ale jaki właściwie powinien być ten najlepszy dowód? Czy za najbardziej wiarygodny należy uznać przypadek z udziałem powszechnie szanowanych świadków? A może taki, w którym świadków było najwięcej? Albo taki, gdzie lekarze zdiagnozowali stan przed i po zdarzeniu? Co powinno się robić z przypadkami, w których nie ma innych dowodów prócz twierdzenia świadka, że został uleczony przez obce istoty, po badaniu którego okazuje się, że wszelkie symptomy choroby zniknęły bez śladu? Idealny przypadek powinien zawierać wszystkie wymienione elementy. Wszyscy wiemy jednak, że  w realnym świecie sprawy rzadko przybierają idealny obrót. Badacze NOLi usiłują poskładać tę ogromną układankę, cały czas mając świadomość, że brakuje im co najmniej połowy elementów!

Dysponując przeszło stu przypadkami uzdrowienia przez NOLe, nie powinno się mieć problemów ze znalezieniem kilku solidnie udokumentowanych spraw. Poniżej przedstawiam 10 przypadków, które moim zdaniem najsilniej wspierają tezę o uzdrawianiu przez NOLe. Każdy z nich został wybrany z innych powodów.

PRZYPADEK 011: Rak

Tę pochodzącą z roku 1957 sprawę po raz pierwszy ujawnił brazylijski dziennikarz Joao Martins i znany badacz zjawiska NOLi z ramienia brazylijskiego rządu.

Według ich raportu córka pewnego wpływowego i zamożnego człowieka cierpiała na raka żołądka. Lekarze przewidywali, że dziewczyna wkrótce umrze. Tymczasem chora na oczach rodziny i służącej, została uzdrowiona przez obce istoty. Historia ta nigdy nie wyszłaby na jaw, gdyby służąca nie napisała listu do pewnego badacza NOLi. Oto fragment jej listu:

…Osobiście widziałam to, o czym piszę. Nie wiem, czy pan mi uwierzy, zapewniam jednak, że wszystko, o czym chcę opowiedzieć jest prawdą… Córka moich pracodawców chorowała na raka żołądka. Była poważnie chora, ja zaś zostałam zatrudniona między innymi po to, aby jej doglądać, to znaczy panienki Lais…

Bardzo dobrze pamiętam wieczór 25 października. Wszyscy spodziewali się, że panienka Lais właśnie umrze, ponieważ cierpiała straszliwe bóle. Zastrzyki już nic nie pomagały. Jej ojciec śpiewał modlitwę, kiedy nagle, gdzieś z boku rozbłysło ostre światło i rozjaśniło cały dom. Przebywaliśmy akurat w pokoju panienki Lais, którego okno wychodziło na stronę, z której padało światło. Wewnątrz świeciła tylko mała nocna lampka przy łóżku.

– Spójrzcie – zawołał Julinho, brat umierającej dziewczyny, gdy podbiegłszy do okna zobaczył otoczoną przez światło dyskokształtną maszynę. Urządzenie nie było zbyt duże, ja zaś nie jestem na tyle wykształcona, aby z daleka określić, jakie były jego prawdziwe wymiary. Wiem tylko, że nie było zbyt duże…

Nagle w tamtym obiekcie otworzył się automatyczny luk i ukazały się w nim dwie małe istoty. Podeszły do domu, natomiast trzecia pozostała w luku dysku…

Na rękach miały coś w rodzaju rękawic. Ich kombinezony były białe i robiły wrażenie grubych. Na piersi, po bokach i na mankietach lśniły jasnym blaskiem. Nie wiem jak to wyjaśnić. Zbliżyły się do jęczącej z bólu panienki Lais. Chora miała szeroko otwarte oczy, lecz zupełnie nie rozumiała, co się wokół niej dzieje…

Ci „ludzie” popatrzyli na mnie bez słowa, a następnie stanęli przy łóżku panienki Lais i na okrywającej ją mlecznej pościeli ułożyli przyniesione ze sobą instrumenty. Przywołali gestami mojego pracodawcę i jeden z nich przytknął dłoń do jego czoła i za pomocą niebieskawego światła jakie wypełniło całe wnętrze, „omówił” z nim przypadek panienki Lais. Zobaczyliśmy całe wnętrze jej żołądka. Ten sam „człowiek” wyciągnął inny, wydający jakieś dźwięki instrument, po czym skierował go w stronę brzucha dziewczyny. Zobaczyliśmy wtedy ten nowotwór. Operacja trwała około pół godziny… Potem dali „oni” mojemu pracodawcy kulę wykonaną z metalu wyglądającego jak nierdzewna stal zawierająca około 30 małych, białych pigułek. Żeby całkowicie odzyskać zdrowie, chora miała dostawać jedną pigułkę dziennie.

Jakiś czas później panienka Lais udała sie do swojego lekarza, który potwierdził, że jej nowotwór został wyleczony…

Skazana na śmierć z powodu raka panienka Lais została ocalona przez instrument w kształcie latarki, który emitował „rozpuszczające” nowotwór promienie. Tamte istoty uratowały życie panienki Lais i jeszcze tej samej nocy wróciły do swojej maszyny, którą gdzieś odleciały.

Przypadek ten jest ważny z wielu powodów. Po pierwsze, była to jedna z najwcześniejszych relacji udostępnionych opinii publicznej, a zatem nie mogła zostać skażona przez inne doniesienia. Po wtóre, świadkami zdarzenia była cała rodzina oraz służąca. Po trzecie, pacjentka, u której rozpoznano śmiertelną odmianę nowotworu, w cudowny sposób wyzdrowiała – niewątpliwie na skutek spotkania z NOLem. Później lekarze stwierdzili, że jest wolna od raka, a więc o oszustwie nie może tu być mowy. Jeszcze jeden interesujący aspekt tej sprawy, to ślady materialne. Istnieją jeszcze co najmniej dwa udokumentowane przypadki, w których ludzie otrzymali od obcych istot lekarstwo. W obu zachowano ich próbki do badań.

Prawdopodobnie najważniejszym aspektem tego przypadku jest oczywista szczerość listu. Całe to skomplikowane zajście jest jednym z pionierskich przykładów uzdrawiania przez NOLe.

Przypadek 016: Błonica

Przypadek ten omówił w swojej książce Secret Life (Tajemne życie) dr David Jacobs. Główny świadek wystąpił w niej pod pseudonimem Lynn Miller, jednak później autor ujawnił jej prawdziwe nazwisko, Alice Haggerty.

W roku 1962, mając sześć lat, Alice została zaatakowana przez błonicę, chorobę, która nierzadko kończy się tragicznie. Rodzice nie pozwolili z pobudek religijnych zaszczepić jej w dzieciństwie. Z tych samych powodów nie pozwolili zabrać jej do szpitala. Wezwali lekarza do domu, ten zaś stwierdził, że stan Alice jest bardzo poważny. Mimo to rodzice dziewczynki nie zmienili zdania.

W ciągu następnych dwóch tygodni stan chorej stale się pogarszał. Lekarz odwiedzał ją codziennie, aż podczas kolejnej wizyty oznajmił jej matce, że nie sądzi, by Alice przeżyła noc.

Tak się jednak składało, że Alice była wziętą, przeżywała kilkakrotnie w swoim życiu proces wzięcia. Owego krytycznego wieczoru została prawdopodobnie wzięta przez przyjaznych obcych, których opisała jako „anioły w białych szatach ze srebrnymi pasami”. Pamięta, że została przetransportowana do wnętrza NOLa, gdzie obce istoty powiedziały jej, że zostanie wyleczona. Poruszali wokół jej ciała małym, „podobnym do różdżki urządzeniem”, a potem kazali jej stanąć wewnątrz „dużego, niebieskiego cylindra” z małym okienkiem. Obce istoty patrzyły, jak emitowane z wierzchołka cylindra jasne światło sięgało coraz niżej, aby zatrzymać się w odległości około ośmiu cali (20 cm) od jej głowy. Potem światło cofnęła się i Alice otrzymała polecenie opuszczenia cylindra.

Według Jacksona obce istoty „poinformowały ją rzeczowym tonem, że teraz jest zdrowa i oczyszczona”. Następnie poddali ją szeregowi typowych procedur, jakie często są przeprowadzane na pokładzie NOLi. Nazajutrz rano matka zastała ją na podłodze zajętą zabawą, jak gdyby wszystko było w najlepszym porządku. Matka i lekarz kazali Alice położyć się natychmiast do łóżka, lecz po chwili stwierdzili, że jej błonica minęła bezpowrotnie, nie pozostawiając najmniejszych śladów.

Przypadek ten jest ważny z oczywistych względów. Po pierwsze, występuje w nim dziewczynka, u której lekarz stwierdził zaawansowane stadium błonicy. Będąc o krok od śmierci, dziecko przeżyło klasyczne spotkanie z NOLem. Rankiem następnego dnia, zaledwie kilka godzin po tym zajściu, opiekujący się nią lekarz stwierdził, że jest zupełnie zdrowa. Co więcej, świadek doskonale pamięta procedurę, która doprowadziła do ustąpienia choroby. Takiego dowodu nie można zignorować.

Na korzyść tej sprawy przemawia dodatkowo fakt, że została ona wyczerpująco zbadana nie tylko przez Davida Jacobsa, ale i przez samą Alice. Jej wagę podnosi również to, że jest jedyny opisany w raportach przykład uzdrowienia z błonicy.

Przypadek 017: Rana na ciele

Historia ta jest powtarzana w licznych poświęconych NOLom książkach oraz artykułach, stając się klasycznym przykładem uzdrowienia przez NOLa. 3 września 1965 roku dwaj policjanci, Robert W. Goode i Billy McCoy, spostrzegli przejeżdżając nieopodal w Damon w Teksasie, masywny obiekt, który świecąc różnokolorowymi światłami wzbił się w górę i zawisł w powietrzu.

Nieoczekiwanie nie zidentyfikowany obiekt przemieścił się nad samochód, a następnie wypuścił w dół strumień światła. Promień trafił Goode’a w lewe ramię. (Dwa dni wcześniej został ukąszony w lewy palec wskazujący przez należącego do syna młodego aligatora. W momencie zajścia z NOLem palec był obolały, spuchnięty i zawinięty w bandaż).

– Wnętrze wozu zalało jasne światło – powiedział Goode. – Czułem płynące z niego ciepło. Bezzwłocznie zabraliśmy się stamtąd.

Przerażeni policjanci pospiesznie odjechali.

Po jakimś czasie Goode spostrzegł, że palec już go nie boli.

– Nagle dotarło do mnie, że nie czuję bólu i ściągnąłem bandaż. Po ukąszeniu nie było najmniejszego śladu.

– Opuchlizna zeszła, a palec wyglądał o wiele lepiej. – Potwierdził relację Goode’a McCoy.

Po pewnym czasie policjanci wrócili na miejsce tego zdarzenia i ku swemu zdumieniu odkryli, że NOL wciąż tam tkwił. W końcu sporządzili raport dla sił powietrznych i zostali gruntownie przesłuchani przez majora L.R. Leacha z bazy sił powietrznych w Ellington, który ostatecznie stwierdził, że rzeczywiście uczestniczyli w spotkaniu z nie zidentyfikowanym obiektem latającym. Wiadomość o tej sprawie przedostała się do prasy i obaj stali się wkrótce rozchwytywani, a ich przeżycia powszechnie znane.

Przypadek ten jest ważny nie tylko ze względu na dużą wiarygodność i dobrą reputację obu policjantów, ale również dlatego, że został dogłębnie przeanalizowany przez majora sił powietrznych, który nie znalazł w ich relacjach słabych punktów. Niedorzecznością byłoby zignorowanie tak mocnego materiału dowodowego.

PRZYPADEK 019: Zapalenie wątroby

Poniższa historia jest niezwykła z wielu powodów. 7 grudnia 1967 roku duński badacz Hans Lauritzen uczestniczył wraz z czterema kolegami w obserwacji nieba w nadziei wypatrzenia NOLi.

W lutym 1966 roku przeszedł ciężkie zapalenie wątroby, wskutek czego musiał udać się na rentę. W czasie wspomnianej obserwacji był mocno osłabiony i miał powiększoną o 10 centymetrów wątrobę.

Na krótko przed zakończeniem swojego dyżuru 7 grudnia pięciu obserwatorów ze zdumieniem spostrzegło „dwa wielkie, przyćmione, żółte kule w odległości około stu metrów od siebie”. Laritzen momentalnie wpadł w trans, oddalił się od grupy i nawiązał telepatyczny kontakt z załogą NOLa. Dowiedział się od nich między innymi, że posiada wielką moc pomagania innym ludziom.

Po wyjściu z transu, Lautrizen usłyszał nawoływania kolegów. Pobiegł w ich kierunku i z miejsca zorientował się, że stan jego zdrowia uległ radykalnej poprawie.

– Biegłem i biegłem z taką szybkością, że przyjaciele nie mogli za mną nadążyć. Musiałem na nich zaczekać i wtedy zrozumiałem, że zostałem wyleczony z zapalenia wątroby.

Kierując się rozsądkiem poszedł do lekarza, który oznajmił mu, że jego choroba całkowicie ustąpiła.

– Przeszedłem badania medyczne, nie wspominając rzecz jasna o tym kontakcie. Ku zaskoczeniu lekarzy okazało się, że moja wątroba straciła owe 10 centymetrów, wracając do normalnych rozmiarów. Testy krwi potwierdziły, że obecnie funkcjonowała prawidłowo… a przecież jeszcze niedawno była chora. W pewnym momencie była nawet powiększona aż o 16 centymetrów. Teraz mam zdrową wątrobę. Jestem niezmiernie wdzięczny t emu NOLowi za wyleczenie mnie z przewlekłej choroby… Bóg mi świadkiem, że mówię prawdę.

Relacja ta jest wyjątkowa wśród przypadków uzdrowień przez NOLe, ponieważ uleczony został badacz tego zjawiska. Nie można przejść do porządku dziennego nad faktem, że w wyniku spotkania z NOLem uleczone zostało tak zwane „chroniczne” schorzenie. Wiarygodność tej historii zwiększa również obecność czterech świadków. No i są jeszcze wyniki badań lekarskich potwierdzające, że istotnie wydarzyło się coś niezwykłego.

PRZYPADEK 021: Rana i częściowy paraliż

Większość uzdrowień obejmuje ludzi o niewielkiej bądź żadnej wiedzy medycznej. Zdarzają się jednak wyjątki. W kolejnej historii uleczony został właśnie lekarz.

2 listopada 1968 roku pewnego lekarza mieszkającego we francuskich Alpach obudziły o czwartej nad ranem krzyki syna. Rozejrzawszy się dookoła, spostrzegł dwa święcące dyski wiszące w powietrzu przed wejściem do pokoju syna. Na jego oczach zlały się w jeden dysk, który wysłał silny strumień światła skierowany na  jego klatkę piersiową.

W chwili tego zdarzenia człowiek ten cierpiał na częściowy paraliż prawej ręki oraz nogi, który był skutkiem obrażeń doznanych przed wielu laty podczas wojny algierskiej. Miał ponadto jeszcze zupełnie świeże skaleczenie na kostce, które powstało trzy dni wcześniej, kiedy to podczas rąbania drzewa siekiera wyślizgnęła mu sie z dłoni i mocno uderzyła w kostkę, która wciąż była mocno opuchnięta i bolała.

Oszołomiony i wstrząśnięty, obudził żonę i opowiedział jej o tym, co przed chwilą zaszło. Kobieta natychmiast zauważyła, że rana na kostce męża zupełnie zniknęła. Następnego ranka lekarz odkrył, że minął również paraliż i może chodzić bez powłóczenia nogą. Mógł nawet wrócić do gry na pianinie, której oddawał się z zapałem, zanim został sparaliżowany.

Przypadek ten jest ważny nie tylko dlatego, że dotyczy lekarza, ale również dlatego, że uleczenie poddane było weryfikacji niezależnego świadka bezpośrednio po zajściu.

PRZYPADEK 029: Zęby

Przypadek ten jest bardzo wiarygodny z uwagi na dużą ilość materialnych dowodów. 30 grudnia 1972 roku nocny stróż Ventura Maceiras z Argentyny widział wiszące nad swoim domem jaskrawe światło, wewnątrz którego dostrzegł metalowy pojazd z otworami. W chwilę po rozpoczęciu obserwacji w Maceirasa uderzył „silny rozbłysk”, którego źródło znajdowało się na spodzie pojazdu.

Przez kilka tygodni po tym zajściu Maceiras cierpiał na szereg niepokojących symptomów zdających się wskazywać na promieniotwórcze skażenie – wypadanie włosów, bóle głowy, mdłości, biegunkę, podrażnienie oczu oraz „czerwone, nabrzmiałe krosty” na szyi. Lekarze nie potrafili ustalić przyczyny tego stanu rzeczy i kiedy Meceiras wyjaśnił, że jest to efekt spotkania z NOLem, nie pozostało im nic innego jak tylko uwierzyć w tę historię. Takich symptomów nie można było po prostu symulować.

Na potwierdzenie tego zajścia istnieje cały szereg dowodów materialnych. W miejscu, gdzie unosił się obiekt, osmalone zostały wierzchołki trzydziestometrowych drzew eukaliptusowych. Kot Maceirasa zniknął w momencie, gdy z pojazdu wystrzelił promień. Zwierzę pojawiło się ponownie po upływie 48 dni, a na jego grzbiecie widniały ślady poważnych poparzeń. W niewielkim strumieniu przepływającym w miejscu zdarzenia z nieznanych powodów doszło do masowego śnięcia sumów.

Dowodów było tak wiele, że aż zwróciło to uwagę władz. W ciągu miesiąca ponad sześćdziesiąt razy przesłuchiwali go na przemian lekarze, policja, przedstawiciele rządu, badacze zjawiska NOLi i inni urzędnicy.

Upłynęło wiele tygodni, zanim Maceiras wyleczył się z obrażeń spowodowanych przez spotkanie z NOLem. Niecałe dwa miesiące po tym zdarzeniu dał o sobie znać ostatni i zarazem najbardziej niewiarygodny spośród wszystkich symptomów, potwierdzony przez lekarzy, inżynierów, policję i zawodowych badaczy zjawiska NOLi.Był to trzeci garnitur zębów, który zaczął mu wyrastać, mimo iż miał już 73 lata.

Do pracy nad tym przypadkiem skierowano badacza NOLi Pedro Romaniuka, z uwagi na jego wysokie umiejętności nabyte podczas pracy w międzynarodowych liniach lotniczych, a także udział w charakterze technicznego eksperta w działalności Rady ds. Badania Wypadków Lotniczych Sił Powietrznych Argentyny.

Odwiedziwszy Maceirasa w celu określenia jego stanu, Romaniuk odnotował: „Gdzieś około 10 lutego Maceiras zauważył, że z górnego dziąsła po lewej stronie zaczynają wyrastać mu nowe zęby. W momencie mojej wizyty mogłem stwierdzić wyrzynanie się dwóch zębów przednich oraz dwóch policzkowych, które osiągnęły już od dwóch do trzech milimetrów długości”

Przypadek ten jest ważny zarówno dlatego, że został poparty mnóstwem dowodów materialnych, jak i ze względu na to, że stanowi jedną z najbardziej drobiazgowo zbadanych spraw w historii ufologii. Dzięki starannemu udokumentowaniu stanowi niepodważalny, klasyczny przykład, wymieniany w niezliczonych publikacjach na temat NOLi.

PRZYPADEK 054: Zmiany skóry

Poniższy przypadek zasługuje na uwagę przez wzgląd na oczywistą szczerość świadka, wyraźne zmiany fizjologiczne wywołane bliskim spotkaniem, a także obecność większej liczby świadków.

20 marca 1988 roku profesor Studiów Indiańskich Uniwersytetu Południowej Dakoty, John Salter jr., przejeżdżając pewnej nocy wraz z synem w okolicy Richland Center w stanie Wisconsin doznał bliskiego spotkania z NOLem, któremu towarzyszyło zjawisko luki czasowej. Obaj zapamiętali, że obce istoty poddały ich badaniom. Salter pamiętał ponadto, że w trakcie tych badań otrzymał jakieś zastrzyki.

Niemal natychmiast po tym zdarzeniu zaobserwował i siebie wiele istotnych zmian fizjologicznych. Były one tak widoczne, że uczony zaczął je bacznie śledzić, dzięki czemu wyodrębnił poprawę w osiemnastu obszarachobejmującą „lepsze napięcie skóry, poprawę krążenia, wzroku, szybsze krzepnięcie krwi przy skaleczeniach, szybszy wzrost oraz pogrubienie paznokci i włosów”. Na tym jednak nie koniec. Salter pisze: „wiele zmarszczek na twarzy zniknęło bez śladu, a inne ciągle sie zmniejszają; moja twarz uległa zwężeniu, a szyja zeszczuplała (co w pewnym stopniu dotyczy całego ciała), czemu nie towarzyszą żadne obwisłości. Mam też lepsze krążenie. Rozcięcia skóry zasklepiają się natychmiast i bardzo szybko się goją. Poziom energii mojego organizmu wyraźnie się podniósł; od marca 1998 roku nie miałem przeziębienia ani grypy i w ogóle nie chorowałem…”

Chociaż Salter nie odwiedził lekarza w celu uzyskania diagnozy, zmiany, jakim uległ, zostały z łatwością zauważone przez wszystkich znajomych. Jego syn również stwierdził u siebie niektóre spośród przedstawionych powyżej symptomów.

Salter aktywnie uczestniczy w ruchu na rzecz praw obywatelskich, jest też powszechnie szanowanym badaczem zjawiska NOLi. Liczne zmiany fizjologiczne, oczywista szczerość świadka, jak również fakt, że spotkanie z NOLem może potwierdzić większa liczba świadków, czynią z tego przypadku jeden z najbardziej zdumiewających, a zarazem wiarygodnych przykładów uzdrowienia przez NOLa.

PRZYPADEK 071: Torbiel

Jedną z najbardziej przekonujących form dowodu jest lekarska diagnozom. Między innymi dlatego przedstawiam powyższą historię.

W roku 1991 w stolicy stanu Georgia, Atlancie, lekarze wykryli u wziętej, Alicji Hansen, torbiel i wyznaczyli jej termin chirurgicznego zabiegu. Na krótko przed nim doszło do bliskiego spotkania, podczas którego Alicia została wyleczona i torbiel zniknęła w zdumiewający sposób.

Alicia wspomina: „Ta torbiel naprawdę mnie martwiła… diagnoza wykazała, że ją mam. Przysparzała mi sporo problemów. Lekarze zrobili mi rezonans magnetyczny i po uważnym obejrzeniu zdjęcia przedstawiającego torbiel powiedzieli mi, że muszę wrócić na zabieg”.

Alicia przypomina sobie, że na krótko przed operacją miała bliskie spotkanie. Kiedy w wyznaczonym czasie zgłosiła się do szpitala, została mile zaskoczona.

„No więc wróciłam do szpitala, żeby lekarze zrobili jeszcze jedno badanie i upewnili się, że wszystko jest w porządku. Kiedy czekałam na wyniki, podeszła do mnie pielęgniarka i powiedziała: „To wszystko jest takie dziwne … przepraszam, nie pielęgniarka, tylko osoba oglądająca zdjęcie. Lekarze oznajmili mi: „To jest naprawdę niezwykłe. Gdybyśmy nie widzieli wcześniejszego zdjęcia, bylibyśmy przekonani, że pani nigdy nie miała żadnej torbieli. W pani jajowodach występuje płyn, dokładnie tam, gdzie przedtem była cysta. Płynu by nie było gdyby torbiel pękła. Taki płyn jest zazwyczaj obecny po operacji”. Wyglądało więc na to, że przeszłam operację, choć nie miałam żadnego zabiegu”.

Taki typ medycznych dowodów jest praktycznie nie do podważenia. Diagnoza wykazała u Alicji torbiel, która niedługo potem w tajemniczy sposób zniknęła i jednocześnie pojawiły sie objawy jak po zabiegu operacyjnym, który nie został wykonany. Przynajmniej nie przez ziemskich lekarzy!

Alicia przeżyła jeszcze kilka godnych odnotowania uzdrowień. Ponadto dysponuje szeregiem świadków swoich spotkań. Obecności płynu w jej jajowodach nie da się wytłumaczyć inaczej jak przebytą operacją.

PRZYPADEK 078: Guz

Poniższy przypadek został zbadany przez znanego badaczy zjawiska NOLi Williama Hamiltona jra. Na uwagę zasługuje to, że świadek przeszedł diagnozę przed i po zdarzeniu, a ponadto zdołał uzyskać od swojego lekarza historię choroby potwierdzającą, że rzeczywiście wydarzyło się coś bardzo niezwykłego.

Morgana von Klausen (pseudonim) z południowej Kalifornii przeżyła pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych kilka bliskich spotkań. 4 grudnia 1994 roku poszła do lekarza i dowiedziała się, że ma guza w prawej piersi.

Bill Hamilton zanotował: „Zdjęcie rentgenowskie wykazało jakąś zmianę w pachowej części prawej piersi. Przeprowadzono ultrasonografię tego obszaru. W problematycznym rejonie znaleziono masę nie będącą torbielą o wymiarach 1,6 na 0,6 cm”.

Zabieg wyznaczono na 14 grudnia. Dzień wcześniej, 13 grudnia, Morgana jechała samochodem razem z synem i w pewnym momencie unoszący się w pobliżu „biały, trójkątny pojazd”.

– Mamo, patrz! – zawołał syn. – Och, to dobry znak, widać, że nas chronią. Jesteśmy chronieni. Zobaczysz, nie będziesz już miała żadnych problemów!

Słowa te okazały sie prorocze. Wieczorem Morgana odczuwała silny ból w okolicach guza. Chciała wstać z łóżka, ale nie była zdolna do jakiegokolwiek ruchu i po chwili straciła przytomność.

Nazajutrz rano udała sie prosto do szpitala na zabieg. Lekarz wkłuł się w podejrzaną masę, a następnie zrobił prześwietlenie. Ku zaskoczeniu wszystkich, na nowym zdjęciu nie było śladu guza. Odszukano stare zdjęcie, gdzie widać go było bardzo wyraźnie. Dodatkowa ultrasonografia potwierdziła wynik rentgena – masa zniknęła.

Hamilton napisał: „Radiolog i chirurg potwierdzili, że poprzednia diagnoza wykazała obecność jakiejś stałej masy, jakie nie znikają ot tak sobie”.

Tutaj także dysponujemy diagnozę sprzed zajścia i po nim, jak również oświadczeniami radiologa i chirurga, z których jednoznacznie wynika, że musiał nastąpić zabieg.

PRZYPADEK 089: Ślepota barw

Przypadek ten dostarcza niezbitego dowodu na uzdrowienie przez NOLa nie tylko dlatego, że usunięte zostało chroniczne schorzenie, ale i dlatego, że fakt uzdrowienia został potwierdzony przez lekarza, u którego leczył się świadek.

Eddie X., mieszkaniec środkowo-zachodnich stanów USA, zwrócił się do badacza NOLi Johna Carpentera z prośbą o zbadanie jego licznych wzięć. Wzięcia miały miejsce także podczas pracy Carpentera z Eddie’m.

Badacz odnotował: „W trakcie prowadzonych przez obcych badań usunięto prawe oko Eddie’go. Świadek czuł, że wyjmują mu oko, a następnie wkładają z powrotem na miejsce. Potem oko było zaczerwienione i sprawiało ból. Nie zauważył przy tym, że obcy umieścili w oczodole coś jeszcze. Skutkiem ubocznym tego zabiegu okazała się natomiast poprawa w postrzeganiu barw. Bez wątpienia obcy wyjmowali mu oko wyłącznie dla swoich celów, a nie po to, by mu pomóc. Tak więc niejako przy okazji częściowo wyleczyli go ze ślepoty kolorów, na którą cierpiał od urodzenia”.

W celu lepszego udokumentowania tego przypadku Carpenter uzyskał oświadczenie okulisty Eddie’ego, w którym stwierdza on, że Eddie cierpiał na „głęboką ślepotę kolorów”, która „ograniczyła się po tym zdarzeniu do ślepoty koloru zielonego”.

Twierdzenie Carpentera, że uzdrowienie miało „charakter przypadkowy” zdaje się być wyłącznie czystą spekulacją. Niezbity pozostaje jedynie fakt, że doszło do wyleczenia chronicznej przypadłości, co zostało potwierdzone przez lekarza.

INNE CUDOWNE UZDROWIENIA PRZEZ NOLE/ISTOTY POZAZIEMSKIE

Przytoczone dziesięć przypadków należy do najlepiej udokumentowanych uzdrowień będących dziełem NOLi. Oczywiście, nie zamykają one listy wiarygodnych zdarzeń tego typu. Obok nich można by wymienić wiele innych. Wszystko zależy od tego, co uznamy za „najlepszy” dowód.

Na przykład, do szczególnie efektownych należą wszystkie przypadki uleczenia raka i/lub ciężkich/chronicznych schorzeń. Jeżeli komuś postawiono diagnozę, że cierpi na chroniczną lub śmiertelną chorobę i jeśli osoba ta przeżywa spotkanie z NOLem, a następnie okazuje się, że choroba ustąpiła, to czyż nie jest to wspaniały dowód uzdrawiającego działania NOLi?

Są też świadkowie utrzymujący, że posiadają historie swoich chorób sprzed i po zmianie, które to dokumenty w sposób jednoznaczny dowodzą autentyczności uleczenia. Dowody w sprawach nie do końca wyjaśnionych również potrafią być bardzo mocne – na tyle w każdym razie, aby przekonać sąd. A jeśli nawet jakiś przypadek okaże się niedostatecznie udowodniony w takim bądź innym aspekcie, zawsze znajdzie się następna historia czekająca w kolejce, by wypełnić niszę. Czy sam fakt, że istnieje tak wiele doniesień o uzdrowieniach, nie stanowi dostatecznie mocnego dowodu?

Istnieje niezliczona ilość innych przypadków, w których występuje ogromna liczba dowodów. Weźmy chociażby historię Ludwiga Pallmana wyleczonego z choroby wątroby przez obcą istotę w szpitalnej sali. Oddajmy głos Pallmanowi: „Czytelnicy mogą wszystko to sprawdzić. Stałem się cudownie ozdrowiałym pacjentem słynnego Szpitala Maison Francaise w stolicy Peru, Limie”. Po tym, jak Pallman odzyskał zdrowie, jego lekarz powiedział: „Jest pan zdrów jak ryba… to jest naprawdę niezwykłe. Wczoraj był pan schorowanym człowiekiem, a dziś sprawia pan wrażenie kogoś zupełnie innego”.

Albo prześledźmy przypadek pewnego pragnącego zachować anonimowość mężczyzny z Finlandii urodzonego z wadą, która sprawiała, że jego wątroba była znacznie powiększona – aż do chwili bliskiego spotkania z NOLem. W raporcie z tego zdarzenia możemy przeczytać: „W trakcie badania lekarze stwierdzili, że jego wątroba uległa zmniejszeniu do normalnej wielkości”.

W niniejszym artykule z pewnością także mógłbym powołać się na historię Freda White’a z Durham w Anglii, u którego wykryto dziurę w płucu i który został uzdrowiony przez obcą istotę podczas swojego pobytu w szpitalu. Nie posiadający się ze zdumienia lekarz powiedział White’owi: „Pańskie płuco jest pełne powietrza. Dziura, która tam była, zniknęła. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widzieliśmy”.

Równie niewiarygodny przypadek uleczenia, tym razem wady serca, przydarzył się pewnemu anonimowemu mężczyźnie z południowej Kalifornii. Lekarze powiedzieli mu: „To jest zdumiewające. Wygląda na to, że nie mamy pojęcia, co to takiego”.

Jeszcze jeden znany, a nie wyjaśniony przypadek to uleczenie bezpłodności u byłego brytyjskiego policjanta, Alana Godfreya. Jego lekarz stwierdził: „Zupełnie nie wiem, jak to się stało. Pański stan uległ całkowitemu odwróceniu. Test pokazuje, że jest pan płodny i wszystko jest w normie”.

Można by wymienić jeszcze wiele innych przypadków popartych oświadczeniami lekarzy, a także innymi materiałami dowodowymi. Wobec istnienia przeszło setki zarejestrowanych zdarzeń tego typu, w artykule tej wielkości brak na to po prostu miejsca, lecz ci, którzy zechcą szukać znajdą w nim mnóstwo dowodów.

Tym niemniej badacze NOLi nieustannie poszukują tego jednego przypadku, który rzuci na kolana wszystkich sceptyków dzięki wymowie nagromadzonych dowodów materialnych. Takie zdarzenie jest jednak dopiero przed nami, w przeciwnym razie istnienie NOLi zostałoby już przez wszystkich zaakceptowane. Liczne uzdrowienia oswajają jednak każdego z nas z możliwością istnienia istot pozaziemskich. Dzisiaj ufologią zajmuje się szereg dyscyplin naukowych, jak choćby astrofizyka czy psychologia. Zagadnieniom ufologii poświęcone są liczne konferencje, programy telewizyjne oraz niezliczone publikacje wszelkiego typu.

Czy to się nam podoba, czy nie, NOLe tu pozostaną. W naszym interesie leży zatem zdobycie jak największej wiedzy na ich temat. I jeśli istoty pozaziemskie nadal będą odwiedzać naszą planetę, zdobycie ostatecznych dowodów pozostanie tylko kwestią czasu. Im więcej będziemy o nich wiedzieć, tym lepiej będziemy przygotowani. Kiedy dowody takie zostaną wreszcie znalezione, przyczynią się zapewne do zmian w naszym świecie oraz w sposobie, w jaki patrzymy na nasze miejsce we wszechświecie. Przyszłość ufologii zapowiada się doprawdy fascynująco.

Preston Dennett

Moja kopalnia diamentów

 Do atmosfery tego, co tu opisuję, doskonale pasuje piosenka Piaska „Szczęście jest blisko”, która jest jedną z najlepszych piosenek mojego ulubionego artysty.

Możesz jej posłuchać poniżej:

Andrzej Piaseczny „Szczęście jest blisko”

Jeśli chcesz posłuchać piosenki „Z głębi duszy” to możesz to zrobić:

Andrzej Piaseczny „Z głębi duszy” 

Jeśli wolisz natomiast piękny utwór „Gdybym nie zdążył” to poniżej jest teledysk przeboju z płyty „Spis rzeczy ulubionych”:

Andrzej Piaseczny „Gdybym nie zdążył” 


W tekście „O kopalni diamentów” opisana jest historia farmara Ali Hafeda, który obsesyjnie poszukiwał bogactwa. Udał się on w podróż dookoła świata, żeby odnaleźć diamenty. W końcu po latach tułaczki popełnił samobójstwo. Ta obsesja na punkcie bogactwa go zabiła.

Z kolei farmer, który kupił ziemię od Hafeda był zadowolony z życia. Codziennie wieczorem przy kolacji z rodziną dziękował za owoce swojej pracy. Pewnego dnia zrobił niezwykłe odkrycie – w opuszczonym przez Hafeda ogrodzie znalazł kopalnię diamentów – prosty człowiek miał bogactwo, które przekraczało jego najśmielsze oczekiwania!

Ta opowieść była przytaczana po to, żeby przekazać niezwykłe przesłanie – w każdym z nas tkwi jakieś marzenie, które czeka, abyśmy je odkryli. Wszyscy mamy miejsce, od którego możemy zacząć kopać. Gdzie znajduje się Twoja kopalnia diamentów?

Moja kopalnia diamentów jest związana z faktem, że Jestem na najlepszej drodze do pokonania śmierci, czyli osiągnięcia Życia Wiecznego. Będę prawdopodobnie pierwszym człowiekiem od niepamiętnych czasów, który osiągnie Nieśmiertelność. Cały czas pracuję nad całkowitym zaniknięciem mojego ego (fałszywego ego).

Jestem także o krok od odnalezienia Prawdziwej Miłości i wierzę, że mogę żyć Wiecznie. Jestem strasznie blisko zakończenia cyklu reinkarnacji na Ziemi – gdy to nastąpi osiągnę Życie Wieczne i  w ogóle nie będę już musiał umierać i rodzić się ponownie.

Do tej pory umierałem 5 razy, gdyż tyle było moich poprzednich żyć. To jest moje szóste życie, w którym osiągnę Życie Wieczne. Zresztą jest bardzo dużo ludzi, którzy pomagają mi to osiągnąć, gdyż wtedy złamana zostanie śmierci moc i oni także będą mogli osiągnąć Nieśmiertelność. Pokonanie śmierci to sens istnienia Świętego Graala, a także sens życia każdego z Nas. Tak, można żyć Wiecznie i nigdy nie umrzeć – jest to możliwe!

Poniżej prezentuję piękne zdjęcie legendarnej Atlantydy, bo na tej wyspie istniał kiedyś Ziemi Złoty Wiek!

Poniżej prezentuję 3 zdjęcia z filmu Titanic. Co ciekawe, Titanic wyruszył w swój pierwszy i ostatni rejs 10 kwietnia:

„Punktualnie w południe 10 kwietnia 1912 długi i głęboki ryk syren Titanica dał znać, że nadszedł czas wypłynięcia. Był to znak dla holowników, by stanęły w dryf. Wydano rozkaz „Cała naprzód!”, a gdy trzy potężne śruby zaczęły się obracać, Titanic z wolna ruszył.

Wypłynięcie statku nie przebiegało bez problemów – o mało nie doszło do zderzenia z mniejszym statkiem „New York”, który oderwał się od lin cumujących, porwany ssącym kilwaterem nowej jednostki „White Star Line”. Przerwa, jaką spowodował ten incydent, trwała godzinę i została wykorzystana na błyskawiczną inspekcję statku. Część pasażerów potraktowała to wydarzenie jako zły omen i wysiadła w porcie w Queenstown. Ta decyzja – jak się okazało – prawdopodobnie uratowała im życie. Innym „złym omenem” był wygłup jednego z palaczy – wychylił się on przez będący atrapą czwarty komin statku, cały umorusany w pyle. Wywołało to przerażenie u niektórych pasażerów, którzy również woleli wysiąść w porcie w Queenstown.” (z Wikipedii; link; ostatnie 2 akapity pod „Wypłynięcie”)

(wiemy, że katastrofa w Smoleńsku (na którą naprawdę nie ma żadnych dowodów; raport MAK nie mówi NIC o zapisie od uderzenia w brzozę do rozbicia po 3-6 sekundach w okolicach asfaltowej drogi – BRAK ZAPISU PRZEBIEGU KATASTROFY OZNACZA BRAK DOWODÓW NA TO, ŻE MIAŁA ONA MIEJSCE) miała miejsce 10 kwietnia 2010 roku – 98-mą rocznicę dnia, w który wypłynął Titanic)

100 snów, które wszyscy mamy i co one znaczą?

(opracowano na podstawie książki „100 snów, które wszyscy mamy i co one znaczą?” – jej autorem jest Ian Wallace)

Autor książki to brytyjski psycholog i psychoterapeuta, który od ponad 30 lat zajmuje się badaniem snów. Przeanalizował ich ponad 100 000. Założył Dream Organisation.

10 MILIARDÓW SNÓW

W chwili, gdy czytasz te słowa, jedna trzecia świata śpi. Zanim się obudzą, wyśnią razem ponad 10 miliardów snów.

100 snów

2. Wypadające zęby

Sen

Wszystko wydaje się w porządku aż do momentu, gdy zauważasz, że niektóre z twoich zębów ruszają się i zaczynają wypadać z dziąseł. Pomimo rozpaczliwej nadziej, że pozostałe są nietknięte, one także zaczynają się chwiać. Na koniec wypluwasz zęby, a usta wypełniają ci się krwią. Albo twoje zęby po prostu kruszą się w pył.

Znaczenie

Sen o zębach oznacza, że zastanawiasz się, jak pewny i silny jesteś w realnym życiu. Zęby pokazujesz, gdy uśmiechasz się i gryziesz, dlatego często oddają one to, jak pewny i asertywny się czujesz. Utrata zębów oznacza, że stajesz przed próbą. Jednocześnie wyzwanie to sprawia, że tracisz pewność, iż potrafisz sobie z nim poradzić.

Kruszące się zęby pokazują, że twoja pewność siebie ulatuje, ponieważ nie dbasz o swoją samoocenę. A jeśli z zżera je próchnica, wówczas czujesz, że słabnie twoja siła

Działanie

Sen ten mówi ci, że powinieneś być bardziej pewny siebie w sytuacji, której stawiasz obecnie czoła w realnym życiu. Choć może czujesz się bezsilny w obliczu przeciwności, często możesz zmienić układ sił, działając z większą pewnością.

Kontekst 

Wszyscy doświadczyliśmy wypadania zębów, tracąc mleczaki w dzieciństwie. W okresie, gdy wypadają mleczne zęby, zwykle zaczynamy sprawdzać swoją siłę i tożsamość w relacjach z innymi. Często mamy wówczas poczucie, że to inni ludzie – rodzice i nauczyciele – mają władzę, a my jesteśmy względnie bezsilni. W dzieciństwie może być to przyczyną utraty pewności siebie. A jeśli w dorosłości tracimy pewność siebie, często śnimy, że znów wypadają nam zęby.

25. Znowu w szkole

Znaczenie
Sny o szkole lub studiach sugerują, że w codziennym życiu mamy okazję nauczyć się czegoś ważnego. Szkoła reprezentuje, poza wykształceniem, także całą pozostałą wiedzę, którą zdobywasz, gdy dorastasz. Symbolizuje też twoją coraz większą niezależność oraz zdolność radzenia sobie z innymi ludźmi, zwłaszcza tymi, reprezentującymi autorytet, gdyż zaczynasz ją jako dziecko, a kończysz jako dorosły.
Zajęcia, w których uczestniczysz, często mogą wskazywać na to, czego uczysz się w realnym życiu. Lekcja historii to sugestia, abyś przestał tkwić w przeszłości i ruszył
w kierunku przyszłości. Geografia jest związana z poszerzaniem horyzontów i eksplorowania nowych obszarów.

Działanie
Ten sen jest lekcją, że nigdy nie przestajesz się uczyć, nawet po skończeniu formalnej edukacji. Im więcej uczysz się o otaczającym świecie, tym więcej dowiadujesz się o sobie samym. Nieważne czego się uczysz, najważniejszym rezultatem nauki jest zawsze większa samoświadomość.
Kontekst
Nasze doświadczenie szkolne znajduje odbicie w pracy zawodowej – lekcje zawodowe często odpowiadają doświadczeniom jakie mieliśmy jako uczniowie.

41. Wygrana w sporcie

Sen

Walka była bardzo wyrównana i odczuwasz olbrzymi przypływ radości, gdy uświadamiasz sobie, że prowadzisz. Gra z przeciwnikiem była trudnym wyzwaniem, ale włożyłeś w nią sporo wysiłku i zaczynasz zdobywać przewagę w rywalizacji. Gdy jest to sport zespołowy, zwykle koordynujesz działania grupy, gdy walczycie o kolejne punkty. Chociaż zwycięskie trafienie może nie należeć do ciebie, jesteś zachwycony, że pozostali członkowie drużyny doceniają twoje sportowe zdolności i to, że z nimi grasz.

Znaczenie

Gdy śnisz o sportowym zwycięstwie, myślisz, jak możesz zwiększyć swoją efektywność i osiągnąć cele w życiu na jawie. Sen o współzawodnictwie w dyscyplinie indywidualnej odzwierciedla osobiste wyzwanie, z którym obecnie się mierzysz. Choć często może wydawać się, że rywalizujesz z kimś o nagrodę, w rzeczywistości rzucasz wyzwanie swoim wątpliwościom i lękom, dotyczącym twojej zdolności działania w określonym obszarze.

Jeśli śnisz o dyscyplinie zespołowej , zastanawiasz się, jak możesz, razem z innymi, osiągnąć wspólny cel. Sytuacja ta może dotyczyć twojej rodziny i przyjaciół, jednak zwykle odnosi się do pracy, gdzie starasz się osiągnąć sukces wspólnie z kolegami. Im lepiej ci się wiedzie w grze zespołowej, tym większe prawdopodobieństwo, że ci się powiedzie.

Działanie

Sen ten rzuca ci wyzwanie, żebyś rozwiał wszelkie wątpliwości i obawy, jakie żywisz w odniesieniu do swojego działania. Choć wiesz, że masz mocne strony, martwisz się o pewne obszary, w których możesz czuć się bezbronny. Akceptacja tych cech i praca nad nimi wzmocni cię i pomoże odnieść jeszcze większy sukces. Kluczowe wyzwanie, w ogóle nie dotyczy innej osoby, ale wiąże się pokonaniem własnych obaw i lęków.

Kontekst

Zabawa zawsze stanowiła bardzo ważny element ludzkiej aktywności i z czasem przekształciła się w sport. Ten ostatni często traktujemy poważniej niż naszą pracę.

Święty Graal i tajemnica potomków Jezusa

(opracowano na podstawie książki Laurence Gardnera „Krew z krwi Jezusa. Święty Graal i tajemnica potomków Jezusa”)

Tytuł niniejszego artykułu to podtytuł świetnej książki sir Laurence Gardnera p.t. „Krew z krwi Jezusa” (ang. Bloodline of the Holy Grail). Przeczytałem ją i bardzo ją polecam. Nie jest ona dostępna w sklepach internetowych, ale można ją ściągnąć za darmo z Internetu (ja czytałem wersję z sieci w formacie pdf).

To, o czym ona traktuje, jest związane z fabułą filmu Kod da Vinci, który obejrzałem i bardzo mi się podobał. Przeczytałem wcześniej książkę, na podstawie której on powstał.

Wracając do książki „Krew z krwi Jezusa” to dowiedziałem się z niej bardzo wielu ciekawych rzeczy. Chodzi na przykład o anioły. Tak naprawdę słowo anioł oznacza „posłaniec”, a archanioł to nadrzędny anioł. Wizerunek aniołów ze skrzydłami został wprowadzony przez malarzy i rzeźbiarzy, którzy chcieli podkreślić, że pochodzą one z nieba.

Jezus urodził się w niedzielę 1 marca 7 roku p.n.e. Pochodził z plemienia Judy, z tej samej linii, co król Dawid. Jego narodziny miały miejsce w niewłaściwym czasie jeśli chodzi o zasady dynastycznych więzów małżeńskich rodziców (Józefa i Marii).

Dlatego właśnie Żydzi nie byli zgodni do tego, czy jest on ich prawdziwym Mesjaszem (słowo „mesjasz” pochodzi od słowa Messeh – „namaszczony”). Jego brat Jakub narodził się zgodnie z wszelkimi zasadami i dlatego Żydzi podzielili się na dwa obozy – jeden uważał, że Jezus jest prawdziwym Mesjaszem, a drugi, że jest nim Jakub (lepiej znany jako Józef z Arymatei). Ten spór należało jak najszybciej rozwiązać.

Jezus zdecydował się wziąć udział w życiu publicznym, żeby stać się zapowiadanym mesjaszem. Był pierworodnym synem, a poza tym w oczach hellenistów (Żydów, którzy przyjęli wpływy zachodnie – greckie) był władcą z rodu Dawida, duchowym synem anioła Gabriela (z hebr. Gebri-El – syn Boga), popieranego przez Żydów i protezolitów (Żydów nawróconych na judaizm).

Jezus wyznaczył 12 głównych apostołów (delegatów) i zaczął wypełniać swoje duchowe obowiązki. Dlatego stał się zagrożeniem dla króla Heroda i jego frakcji (herodian), władzy Rzymian oraz sekciarskich nacjonalistów (faryzeuszy i saduceuszy). Jezus rzucił wyzwanie kręgom władzy i chciał, aby zaakceptowano go jako króla i kapłana w nowym królestwie bez podziałów klasowych, wyznaniowych czy majątkowych. Głosił ideę książęcej służby.

Mesjasz wyznaczył 82 zwolenników – 70 miało głosić naukę, a 12 tworzyło otaczający go krąg. Zwoje znad Morza Martwego określają Mesjasza Izraela jako Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych Izraela. Nikogo nie zdziwi więc fakt, że apostołowie byli uzbrojeni. Z chwilą ich zwerbowania Jezus sprawdzał, czy każdy z nich ma miecz. Powiedział do nich: „Kto nie ma miecza, niech sprzeda suknię swą i kupi” (Łk 22, 36).

Jezus był zeuropeizowanym Żydem – hellenistą – w przeciwieństwie do Jana Chrzciciela, zagorzałego tradycjonalisty. Sprzeciwiał się rygorom narzucanym przez faryzeuszy. Jego postawa była bardzo liberalna. Misję swą określał jako wyzwolenie. Chciał wyzwolić ludzi ze swojego sekciarstwa, bo był to pierwszy krok do wyzwolenia z ucisku. Jako następca królewskiego tronu Dawida, Jezus miał pełne prawo ogłosić się zbawcą mesjaszem.

Jezus, chociaż nie miał oficjalnie przyznanej władzy, przystąpił do wprowadzenia zmian rytualnych (zarówno religijnych jak i społecznych). Pierwsza do tego sposobność była w Kanie, ale powiedział wtedy: „Jeszcze nie nadeszła godzina moja” (mając na myśli to, że jeszcze nie jest namaszczony), ale Jego matka Maria nakazała sługom: „Co wam powie, czyńcie” (J 2, 4-5).

Najważniejszym punktem misji Jezusa była idea wspólnego Boga Żydów i pogan. Dzięki temu Jehowa (Bóg narodu wybranego) stawał się dostępny dla wszystkich, nawet dla nieczystych (pod kilkoma nieistotnymi warunkami).

W Nowym Testamencie nie ma żadnej wzmianki o tym, że Jezus był żonaty. Nie ma jednak, co jest jeszcze ważniejsze, żadnej wzmianki o tym, że nie był żonaty.

Maria z Betanii dwukrotnie namaściła Jezusa olejkiem nardowym zgodnie z tradycją mesjańską. Pełny tytuł Marii to Siostra Miriam Magdala lub, (jak jest znacznie bardziej znana), Maria Magdalena.

W czasie drugiego namaszczenia Jezusa przez Marię Magdalenę w domu Szymona Zeloty, Judasz Sikariota sprzeciwił się temu i wkroczył na drogę zdrady. Judasz musiał się ukrywać w następstwie nieudanej rewolty zelotów przeciwko Piłatowi. Jezus był dla niego mało użyteczny (gdyż nie miał znaczenia w Sanchedrynie) i Judasz związał swój los z bratem Jezusa, Jakubem, który należał do rady. Wyniesienie Jezusa na mesjasza budziło niechęć Judasza w obliczu jego przymierza z Jakubem. 

W „Ewangelii Filipa” stosunki między Jezusem i Marią Magdaleną zostały określone wprost:

A towarzyszką Zbawcy jest Maria Magdalena. Bowiem Chrystus kochał ją bardziej niż wszystkich uczniów i często całował w usta. Reszta była tym oburzona i wyrażała naganę. Mówili mu: Czemu kochasz ją bardziej niż nas? Zbawca odpowiedział im: „Czemu nie kocham was, tak jak jej…? Wielka jest tajemnica małżeństwa – bo bez niego świat by nie istniał. Teraz istnienie świata zależy od człowieka, a istnienie człowieka od małżeństwa.

„Całowanie w usta” jest ważne, gdyż ma związek z urzędem świętej oblubienicy i oblubieńca. Takie pocałunki to temat pierwszego wersu Pieśni nad Pieśniami: „Niech mnie ucałuje pocałunkiem ust swoich!”

Gdy Jezus wjeżdżał na ośle do Jerozolimy, był nie tylko formalnie namaszczonym mesjańskim królem, ale także przyszłym ojcem, gdyż Maria Magdalena była w trzecim miesiącu ciąży.

Tak naprawdę wizyta w Jerozolimie okazała się fiaskiem. Jezusa nie spotkało oczekiwane powitanie i zdał sobie sprawę z tego, że jego dni są policzone. Mężowie uczeni w Piśmie i arcykapłani szukali sposobu „jak by go potajemnie schwytać i zabić” (Mk 14, 1). Nie udał się plan stworzenia idyllicznej Judei wolnej od rzymskiego jarzma.

Plan Jezusa zawiódł, gdyż Jego marzeń (o zjednoczeniu Żydów i pogan przeciwko Rzymianom) nie zaakceptowali sekciarscy ziomkowie.

Wśród apostołów nastąpił wtedy rozłam – Szymon Zelota toczył spór z Jonatanem Annaszem (Jakubem Alfeuszem). Obaj chcieli objąć najwyższe stanowisko Ojca. Spór był także między Jonatanem i Jezusem. Dotyczył tego, czy ochrzczeni poganie powinni podlegać obrzezaniu. Jezus uznawał ich prawo wyboru, a Jonatan chciał obowiązkowego zabiegu. Potem Jonatan odrzucił plan otwartej wojny z Rzymem, a zapalczywy Szymon był za wojną. Jezus poparł Szymona, ale dlatego że nie podobała mu się bierność Jonatana.

Pośród tych waśni szamotał się Judasz Iskariora, który chciał, żeby nowy Ojciec (Jonatan) zaakceptował jego wyniesienie. W kwestii obrzezania był po stronie Jonatana i zdawał sobie sprawę z osłabionej pozycji Szymona Zeloty, który razem z Tadeuszem był oskarżony o przestępstwo (razem z Judaszem i Tadeuszem) jako przywódca rewolty zelotów. Zagrażało to nawet Jezusowi jeśli udowodniono by mu aktywne wsparcie frakcji wojennej. Było to oczywiście wygodne rozwiązanie dla Judasza – mógł zdradzić poglądy Chrystusa i miejsce pobytu Tadeusza.

Potem odbyła się Ostatnia Wieczerza, która zgodnie ze zwojami znad Morza Martwego odbyła się nie w Jerozolimie, ale w Kumran. Reguła Wspólnoty (jeden ze zwojów znad Morza Martwego) świadczy, że sławna Ostatnia Wieczerza to w istocie Mesjańska Uczta (lub Wieczerza Pańska). Czystym przypadkiem było to, że odbyła się ona w czasie święta Paschy w Jerozolimie, gdyż miała ona inne znaczenie.

W czasie komunii Judasz opuścił pomieszczenie pod pretekstem rozdania jałmużny ubogim. (J 13, 28-30). Naprawdę udał się zdradzić Jezusa, który go przejrzał i powiedział: „Czyń zaraz, co masz czynić” (J 13, 27).

Po uczcie Jezus z apostołami udali się do Klasztoru Kumran, zwyczajowo zwanym „Górą Oliwną”. Chrystus przeżywał katusze na myśl, że próba zostania zbawcą mesjaszem może się nie udać. Po północy przybył Judasz Sikariota z żołnierzami.

Gdy nadeszła chwila pojmania Jonatan stanął po stronie Judasza. Nie było to dziwne, gdyż obaj byli przeciwnikami przyjaciela Jezusa, Szymona Zeloty. Po aresztowaniu „słudzy żydowscy pojmali Jezusa, i związali go. I zaprowadzili, najpierw do Annasza; był bowiem teściem Kajfasza, który był w tym roku arcykapłanem” (J 18, 12-13).

Występuje tu pewien epizod z młodzieńcem (mógł być nim Szymon Zelota), który zbliżył się do prowadzonego przez żołnierzy Jezusa, zrzucił swą szatę i uciekł.

Wprowadzono Jezusa na zamek do Kajfasza, ale było rano i sami nie weszli na zamek, aby się nie skalać, by móc spożyć wieczerzę paschalną. Piłat rzekł: „Jaką skargę wnosicie przeciwko temu człowiekowi?”, a on rzekł: „Gdyby ten nie był złoczyńcą, nie wydalibyśmy ci jego”. I odrzekł im Piłat: 'Weźcie go i osądźcie według waszego zakonu”. Oni zaś odpowiedzieli: „Nie wolno nam nikogo zabijać”.

Sanchedryn miał władzę osądzania przestępców oraz wydawania i wykonywania wyroków śmierci.

Według Ewangelii Piłat chciał uwolnić Jezusa, „bo na święto zwykł był namiestnik wypuszczać ludowi jednego więźnia” (Mt 27,15), ale nie jest to prawdą.

Potem na scenę wrócił Judasz, który żałując zdrady „zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym […] Po naradzie więc nabyli za nie pole garncarza” (Mt 27, 3-7).

Tadeusz, trzeci z przywódców zelotów (oprócz Szymona Zeloty i Judasza Sikarioty), pojawia się w scenie sądu. Tadeusz „Alfeusz” był zastępcą Ojca, a więc „synem Ojca” w sensie religijnym. W hebrajskim wyrażenie „syn Ojca” zawiera elementy bar (syn) i abba (ojciec), a więc Tadeusz mógł być określany jako „Bar-abba”, a człowiek nazywany Barabasz ma bezpośredni związek z możliwością uwolnienia Jezusa.

Gdy Szymon, Tadeusz i Jezus stanęli przed Piłatem, oskarżenia przeciwko pierwszym dwóm były jasne – byli przywódcami Zelotów. Najtrudniej było znaleźć winę w Jezusie. W trakcie przesłuchania Piłat powiedział do Żydów: „Ja w nim żadnej winy nie znajduję” (J 18, 33-38).

Wtedy na scenie pojawił się Herod Antypas z Galilei. Uwolnienie Jezusa było mu na rękę, nie był przyjacielem kapłanów i dlatego zawarł umowę z Piłatem – Jezus miał być uwolniony. W ten sposób plan Judasza i Jonatana został zniweczony przez układ Heroda Antypasa z Piłatem.

Piłat powiedział, że „każe Jezusa wychłostać i uwolni”.

Członkowie Sanchedrynu mogli odczekać do końca Paschy i sami osądzić Jezusa, ale umyślnie zrzucili odpowiedzialność na Piłata, gdyż nie potrafili wysunąć żadnych oskarżeń. Nie liczyli z pewnością na poczucie sprawiedliwości Piłata czy interwencję Heroda Antypasa. Piłat dał Żydom wybór: Jezus czy Barabasz? Na to zakrzyknęli więc wszyscy razem tymi słowy, strać tego, a wypuść nam Barabasza” (Łk 23, 18).

Piłat wstawiał się nadal za Jezusem, ale Żydzi krzyczeli: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj go!” A Piłat ponownie przemówił do nich, chcąc uwolnić Jezusa: „Cóż złego ten uczynił?”, ale wobec nacisków starszyzny żydowskiej musiał ulec i uwolnił Barabasza (Tadeusza). Rzymscy żołnierze nałożyli Jezusowi koronę cierniową i narzucili na Niego purpurowy płaszcz (aby „król żydowski” miał koronę i barwy królewskie). Piłat oddał Go kapłanom mówiąc: „Oto wyprowadzam go do was, abyście poznali, że w nim żadnej winy nie znajduję” (J 19, 4).

Plan starszyzny żydowskiej się powiódł. Jezus, Szymon i Judasz byli w areszcie. Największym odstępcą był z pewnością Jonatan Annasz, który kiedyś był apostołem znanym jako Jakub Alfeusz (lub Natanael).

W miejscu zwanym „Trupią czaszką” wzniesiono pośpiesznie trzy krzyże. Jednak na Kalwarii doszło do ważnego wydarzenia – Szymon Cyrenejczyk zastąpił Szymona Zelotę. Postanowiono przechytrzyć żydowskie władze (być może w realizacji tego planu uczestniczyli ludzie Piłata). W drodze na Golgotę Szymon Cyrenejczyk przyjął ciężar Jezusa i w ten sposób znalazł się w grupie skazanych. Sama zamiana nastąpiła przed ukrzyżowaniem – w zamieszaniu przy wnoszeniu krzyży. Wtedy Cyrenejczyk „znikł”, a naprawdę zajął miejsce Szymona Zeloty. W ewangeliach dwaj złoczyńcy towarzyszący Jezusowi są jedynie określani jako „łotrzy”.

W ten sposób Szymon Zelota znalazł się na wolności i mógł reżyserować wydarzenia.

Jeżeli pozostaniemy w zgodzie z Ewangelią i nie ulegniemy ludowym podaniom przekonamy się, że Ukrzyżowanie nie było spektaklem na wzgórzu odbywającym się w obecności tłumu ludzi. W rzeczywistości było to wydarzenie na małą skalę na wydzielonym kawałku ziemi. Miejsce zwane Trupią Czaszką było ogrodem, do którego tylko nieliczni mieli wstęp.

Będąc na krzyżu Jezus zawołał: „Boże mój, Boże mój. Czemuś mnie opuścił?” („Eli, Eli lama sabachtani”). Wydaje się, że Jezus wzywa Boga, ale apostołowie zrozumieli to zupełnie inaczej i mówili: „Oto Eliasza woła”. Jezus w rzeczy samej wzywał swojego patriarchalnego Eliasza – „Eliasza”, Jonatana Annasza, apostoła i duchowego Ojca, który naprawdę go opuścił.

Ukrzyżowanie było zarówno egzekucją, jak i karą, śmiercią po okrutnej męce trwającej kilka dni. Na początku rozłożone dłonie przywiązywano na wysokości nadgarstków do belki, którą umieszczano na pionowym słupie. Gwoździe nie były konieczne. Zwis całym ciężarem na dłoniach prowadził do skurczu płuc i człowiek umierał stosunkowo szybko, dusząc się. By przedłużyć mękę, zmniejszano ucisk na tors, przytwierdzając stopy do słupa. Ofiara mogła cierpieć jeszcze kilka dni, a nawet więcej. Czasem kaci łamali nogi, by zwiększyć nacisk na tors i przyspieszyć śmierć (aby zwolnić krzyże).

Był piątek, 20 marca 33 roku. Jezusowi podano ocet i oddał on ducha (J 19, 30). Pozostałym dwóm skazańcom połamano nogi, ponieważ jeszcze żyli. Centurion przeszył ciało Jezusa włócznią (J 19, 34). Fakt, że Jezus krwawił (mówi się, że z jego boku wypłynęła krew i woda) miał być dowodem na śmierć. W rzeczywistości krew wypływająca z naczyń jest świadectwem życia, a nie śmierci.

Gdy Jezus wisiał na krzyżu Szymon Zelota, który był Ojcem oczekującym swojego króla mesjasza, podał Jezusowi ocet na gąbce podniesionej na trzcinie. Jezus woła: 'Ojcze, w twoje ręce powierzam ducha mego” (Łk 23, 46).

Brat Jezusa, Jakub (Józef z Arymatei) negocjował z Piłatem zdjęcie Jezusa z krzyża. Piłat był zdziwiony szybką śmiercią Chrystusa, a Józef, by jeszcze przyspieszyć bieg spraw „zacytował Piłatowi żydowską zasadę z Księgi Powtórzonego Prawa (21, 22-23) i potwierdzoną w Kumrańskim zwoju świątynnym”: „A jeśli ktoś popełni grzech pociągający za sobą karę śmierci i poniesie śmierć, i ty powiesisz go na drzewie, to nie mogą jego zwłoki pozostać na drzewie przez noc, ale mają być pochowane tego samego dnia”. Piłat zdecydował się więc wrócić do Jerozolimy i pozostawił dokończenie sprawy „Józefowi”.

Wszystkich trzech ukrzyżowanych zdjęto po upływie zaledwie pół dnia. Jezusa pozornie bez życia, ale naprawdę w stanie głębokiej śpiączki, a Judasza i Szymona ze świeżo połamanymi nogami. W przypadkach wszystkich skazanych mówi się o „ciałach” (w przeciwieństwie do nieżywych trupów) i to rozróżnienie bywa dokładne w wielu językach.

Według Jana (20, 14-15) w sobotę rano gdy Maria Magdalena przyszła do grobu odwróciła się i zobaczyła stojącego Jezusa, przy czym wzięła go za ogrodnika. Ruszyła ku niemu, ale Jezus zapobiegł zetknięciu mówiąc: „Nie dotykaj mnie” (J 20, 17).

Początkowo Cyrenejczyk i Judasz zostali żywi złożeni w drugiej komorze grobowca. Pogrzebanie żywcem było zwyczajową formą egzekucji. Ciało Jezusa było w głównej komorze i w ciasnej pieczarze drugiego grobowca był już Szymon Zelota z lampą i wszystkim, co było potrzebne do operacji (co bardzo interesujące lampa była wśród przedmiotów znalezionych w grobowcu w latach pięćdziesiątych).

Następnie pojawił się Nikodem przynosząc „około sto funtów mieszaniny mirry i aloesu”. Jak wyjaśniają farmakolodzy sok z aloesu jest środkiem wymiotnym i był potrzebny do usunięcia trującej „żółci” (jadu) z ciała Jezusa.  

Jeśli chodzi o godzinę Ukrzyżowania, to trzeba było przesunąć czas o trzy godziny do przodu. Marek podaje, że Jezus zawisł na krzyżu o trzeciej, a Jan – o szóstej. Wynika to stąd, że Marek stosował hellenistyczną miarę czasu, a Jan hebrajską. Rezultatem zmiany czasu było to, że ” o godzinie szóstej ciemność zaległa całą ziemię, do godziny dziewiątej”, co opisuje Marek (15, 33). Te trzy godziny ciemności były iście symboliczne. Nastąpiły w ułamku sekundy (jak my dzisiaj zmieniamy czas przesuwając zegarki do przodu lub cofając czas zegara). Po godzinie szóstej nastąpiła bezpośrednio dziewiąta.

Jest to klucz do zrozumienia relacji o zmartwychwstaniu. Określony na nowo początek sabatu wypadał trzy godziny wcześniej przed dotychczasową dwunastą tj. o dotychczasowej godzinie dziewiątej, odczytanej teraz jako dwunasta. Jednak samarytańscy magowie (których głową był Szymon Zelota) pracowali zgodnie z czasem astronomicznym, więc nie łamiąc prawa mogli pracować trzy godziny, gdy pozostali rozpoczęli trzygodzinny odpoczynek w sabat. Trzy godziny wystarczyły Szymonowi – podał Jezusowi lekarstwa i opatrzył złamania Cyrenejczyka. 

Następnego dnia z brzaskiem nowego dnia pojawiła się Maria Magdalena. Co do anioła, który przesunął kamień kobietom czytamy u Mateusza (28, 3), a oblicze jego było jak Błyskawica, a jego szata biała jak śnieg”. W języku politycznym Szymona Zelotę nazywano „Błyskawica”, nosił faktycznie białe szaty i miał rangę anioła. Zdanie to można więc przetłumaczyć jako: „Miał postać Szymona Zeloty w jego kapłańskiej szacie”. Kobiety były tak zaskoczone, gdyż uważały, że Szymon został ukrzyżowany i pochowany z połamanymi nogami.

Był obecny nie tylko Szymon, ale i Tadeusz: „I oto powstało wielkie trzęsienie ziemi, albowiem anioł Pański zstąpił z nieba”. Tadeusza nazywano „trzęsienie ziemi”(wedle stylu obrazowania związanego z Górą Synaj n.p. w Księdze Sędziów 5, 4-5). Stąd dwa anioły, które spotkała Maria to faktycznie Szymon i Tadeusz.

Ogród, w którym nastąpiło Ukrzyżowanie podlegał Józefowi z Arymatei (czyli Jakubowi, bratu Jezusa). Przypominał on ogród Edenu i dlatego Jakuba identyfikowano z Adamem – człowiekiem z ogrodu. Więc gdy Maria Magdalena ujrzała Jezusa, myślała, że ma przed sobą Jakuba – człowieka z ogrodu. Jezus nie dał się jej dotknąć, gdyż była w ciąży, a w tym okresie, wedle zasad obowiązujących królewskie panny młode, nie jest im dozwolony kontakt z mężem.

Oczywiście, Maria i większość uczniów nie brała udziału w całej „akcji”. Szymonowi Zelocie zależało na zachowaniu tajemnicy, gdyż mogło to tylko powiększyć jego ogromną już wtedy popularność. Pojawienie się Jezusa wywołało ogromne zdumienie. Wspólny wysiłek Szymona Zeloty, Szymona Cyrenejczyka i brata Jakuba (Józefa) ocalił misję mesjaszową. Apostołowie mogli kontynuować działalność.

Gdyby Jezus rzeczywiście umarł, jego uczniowie rozpierzchliby się w popłochu, a jego sprawa zginęłaby razem z nim. Dzięki męce i cudowi zmartwychwstania, jego misja zyskała nowy wymiar. Te wydarzenia stanowiły początek chrześcijaństwa.

Ewangelia Marii Magdaleny potwierdza, że na krótko po tym jak Chrystus „zmartwychwstał” wielu apostołów nie wiedziało o tym i sądziło, że ich Chrystusa ukrzyżowano. Łkali i pytali się jak mają głosić dobrą nowinę poganom. Jeśli byli bezlitośni wobec niego, to jak mają posłuchać nas. Maria Magdalena po odbyciu rozmowy z Jezusem przy grobie mogła powiedzieć im, żeby nie płakali i nabrali odwagi, gdyż łaska jego będzie z wami.

Jeśli chodzi o „Zmartwychwstanie” to w Ewangelii Tomasza występują słowa Jezusa: „Jeśli duch ożył dzięki ciału to jest to cud nad cudami”.

Często podkreślanym faktem jest to, że po blisko dwóch tysiącach lat chrześcijaństwa przynajmniej 3/4 ludzi na świecie nie identyfikuje się z ideą zmartwychwstania ciała. Dla bardzo wielu ludzi myśl o zmartwychwstaniu ciała jest raczej niepokojąca niż podnosząca na duchu.

Moim zdaniem Jezus dwa tysiące lat temu przekazywał prawdę o życiu (jego sensie) związaną z wędrówką dusz, czyli reinkarnacją. Mówił on, że „Jan Chrzciciel przyszedł lecz wy go nie poznaliście”. Chodzi o to, że Jan przyszedł w nowym wcieleniu i tej inkarnacji (wcielenia) nie rozpoznali.

Według Renee Henry Jezus był Królem Słonecznym, a jego Ukrzyżowanie zostało użyte do ostatecznego pogrzebania idei reinkarnacji.

W czasie Ukrzyżowania Maria Magdalena była w trzecim miesiącu ciąży. Zawarli z Jezusem drugi ślub (namaszczenie w Betanii) w marcu 33 roku. Ich pierwszy ślub miał miejsce we wrześniu 30 roku (czyli w czasie trzydziestego szóstego września życia Jezusa).

Chrystus urodził się 1 marca 7 r. p.n.e., ale oficjalne urodziny obchodzono 15 września. Dopiero w 314 roku cesarz Konstantyn Wielki zmienił tę datę na 25 grudnia. Pierwszym tego powodem było zerwanie z tradycjami żydowskimi, żeby podkreślić, że Jezus był chrześcijaninem, a nie Żydem (później podobnie przesunięto Wielkanoc, żeby zerwać ze Świętem Paschy). Poza tym 25 grudnia obchodzono pogańskie Święto Słońca. Jednak w czasach Jezusa 15 września 33 roku pół roku po Ukrzyżowaniu Maria powiła córkę – nazwano ją Tamar, co znaczy Drzewo Palmowe. Było to tradycyjne imię żeńskie potomków z linii Dawida.

Z chwilą urodzenia się dynastycznego dziecka rodzice byli rozdzielani na sześć lat, jeśli to był chłopiec, i na trzy lata, jeśli urodziła się dziewczynka. Ich małżeństwo było restytuowane dopiero po tym czasie. W międzyczasie matka z dzieckiem udawała się do odpowiednika klasztoru, zaś o małżonku mówiło się, że wstępuje do „Królestwa Niebios”.

To Królestwo Niebios było w rzeczywistości Esseńskim Nadrzędnym Klasztorem w Mird nad Morzem Martwym, zaś ceremonia wstępowania była prowadzona przez anielskich kapłanów pielgrzymów.

W Księdze Wyjścia Starego Testamentu izraelskich pielgrzymów prowadził do Ziemii Świętej „obłok”. Kontynuując tę tradycję kapłan, przywódca pielgrzymów, nosił od tamtego czasu tytuł „Obłok”.

Jeśli przeczytamy teraz Dzieje Apostolskie zgodnie z intencją autorów, zobaczymy, że Jezus został wzięty przez „Obłok” (czyli wodza pielgrzymów) do Królestwa Niebieskiego (czyli do Nadrzędnego Klasztoru w Mird), zaś człowiek w bieli (anielski kapłan) powiedział, że Jezus powróci, kiedy nadejdzie czas restytucji (kiedy przywrócone zostanie fizyczne małżeństwo).

Trzyletni okres separacji Jezusa zakończył się we wrześniu 36 roku. Do żony mógł zbliżyć się w grudniu tego roku.

Jezus doczekał się syna, a te mesjanistyczne narodziny miały miejsce zgodnie z zasadami w 37 roku – rok po powrocie Jezusa w „czasie odnowienia”. Jednak Chrystusa czekało teraz nie mniej niż sześć lat klasztornego odosobnienia i wstrzemięźliwości małżeńskiej.

Pierworodny syn został nazwany Jezus Justus („Justus” znaczy „sprawiedliwy”).

Jezus i Maria ponownie podjęli współżycie małżeńskie w grudniu 43 roku, czyli sześć lat po urodzeniu pierwszego syna. Związki Marii z gnostyczną frakcją Szymona i Heleny (lub nazyrejczykami Jakuba) były Jezusowi na rękę, gdyż wolał to niż jej ewentualne zaangażowanie się w sektę Piotra i Pawła. Maria (tak jak Marta) była kultową Siostrą Łazarza z Betanii i wszyscy dobrze się znali.

Wiosną 44 roku Jezus udał się do Galacji (w Azji Mniejszej) z głównym protezolitą Janem Markiem.

Tego roku Maria urodziła w Prowansji drugiego syna. Był on niesłychanie ważnym Graalowym Dziecięciem i nazwano go Józef.

W 53 roku Jezusa młodszego oficjalnie uznano następcą tronu w synagodze w Koryncie, gdzie otrzymał dawidowy tytuł następcy tronu „Justus” („Sprawiedliwy” lub „Prawy” – Dz 18, 7). W ten sposób zastąpił stryja, Jakuba Sprawiedliwego, jako królewski następca. Osiągając wiek 16 lat Jezus Justus stał się także wielkim Nazyrejczykiem i mógł włożyć czarna szatę, taką jaką nosiła kapłanka Izydy, Bogini Matka.

Jego ojciec, Jezus Chrystus, udał się w 60 roku do Rzymu przez Kretę i Maltę.

Mniej więcej w tym czasie, młodszy brat Jezusa Justusa z dala od niebezpieczeństw Rzymu zakończył edukację i osiadł z matką w Galii. Potem dołączył do nich stryj młodego Józefa, Jakub wygnany w 62 roku z Jerozolimy.

Piotr pojawił się w Rzymie Nerona przyjmując odpowiedzialność za sektę Pawłową, która tymczasem zyskała nazwę „chrześcijanie”. Nerona ogarnęła obsesyjna nienawiść do chrześcijan i wprowadził fanatyczne represyjne rządy. Jego ulubioną torturą było wbijanie nocą na pale i robienie z ofiar żywych pochodni. W wyniku powstania chrześcijan w 64 roku Rzym stanął w płomieniach. O podpalenie podejrzewano niezrównoważonego Nerona, ale cesarz zrzucił winę na chrześcijan. Piotr i Paweł zostali skazani na śmierć.

Przed zgonem Paweł powiedział, że Jezus jest w bezpiecznym miejscu, ale nie zdradził gdzie. Niektórzy sądzili, że udał się do Indii i zmarł w Srinagar w Kaszmirze, gdzie stoi przypisywany mu grobowiec.

Maria Magdalena zmarła w 63 roku w wieku 60 lat w (dzisiejszym) St Baume w południowej Francji daleko od rodzinnego domu i od miejsca gdzie zginął jej małżonek.

W erze Kumran „Maria” nie było imieniem, ale znakomitym tytułem pochodzącym od „Miriam” (imię siostry Mojżesza i Aarona). Miriam (Marie) uczestniczyły w formalnych obowiązkach kapłańskich zakonów tak jak ascetyczna i uzdrowicielska wspólnota terapeutów.

W tradycji gnostycznej Marię Magdalenę łączono z Mądrością (Sophia) reprezentowaną przez Słońce, Księżyc i krąg gwiazd. Wczesne teksty chrześcijańskie określają ją jako „kobietę znającą tego, który jest wszystkim i którą Chrystus ukochał bardziej niż wszystkich uczniów”. Była apostołem obdarzonym wiedzą, widzeniem i przenikliwością znacznie przewyższającą Piotra. Była ukochaną panną młodą, która namaściła Jezusa podczas świętego ślubu (Hieros Gamos) w Betanii.

Zanim Maria Magdalena zmarła w 63 roku, jej syn, Józef został biskupem Saraz. W Morthe d’Arthur Malory’ego Saraz (Sarras) występuje jako królestwo Eweleaka, jest wspomniane w opowieści o Galaadzie, synu Lancelota. Opowieść zaczyna się, gdy Galaad dziedziczy cudowną tarczę Chrystusa i spotyka tajemniczego Białego Rycerza. 

Sarras (Saraz) było to Sahr-Azzach na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Lepiej znane jako Gaza było centrum filistyńskim.

Szymon Zelota, wielki przyjaciel Jezusa, przyjął tytuł nadany mu przez Chrystusa po „wskrzeszeniu” – Abrahamowego ojca Eliazara (lub Łazarza). Pod tym imieniem stał się pierwszym biskupem Marsylii.

Jak wskazuje romans pióra Geoffreya z Manmouth, wyspa Avalon była wiązana z mitycznym Tamtym Światem. To właśnie tam Arturem opiekowały się panny. Morgan le Frey obiecała uleczyć rany Artura i nie słyszano o jego śmierci. Dlatego wierzono, że Artur kiedyś może powrócić.

Wątek Świętego Graala jest najbardziej romantyczny w całej literaturze arturiańskiej. Tradycja Graala jest wiekowa, więc trudno umiejscowić ją w czasie. Zwolennicy Graala byli opisani w I-szym wieku, w okresie arturiańskim i w średniowieczu. Sam Graal jest w istocie rzeczy bezczasowy.

Symbolizowały go: talerz, misa, kielich, kamień, hełm, aura, klejnot i winorośl. Działa między innymi leczniczo, edukacyjnie, opiekuńczo tak jak Chrystus był uzdrowicielem, nauczycielem i opiekunem. Jego imię było „Graal”, „Saint Graal”, „Seynt Grayle”, „Sangral”, „Sankgreal”, „SanGrail”, „Sankryal”, ale bez względu na jego nazwę, jego duch wyrażał się przez istotę bohaterskiego czynu.

W najbardziej powszechnej roli Święty Graal to kielich używany przez Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Józef z Arymatei (Jakub) miał napełnić go po Ukrzyżowaniu krwią Chrystusa. Ta idea narodziła się w XII wieku.

Młodszy syn  Jezusa i Marii Magdaleny kształcił się w druidyjskim kolegium. Miały one ogromną renomę. W całej Europie było zaledwie 60 takich kolegiów i uniwersytetów, mających 60 tysięcy uczniów. Kapłani druidyjscy nie należeli do Kościoła celtyckiego, ale byli zwartym, utrwalonym elementem w strukturze celtyckiej społeczności w Galii, Brytanii i Irlandii.

Sycylijczyk Diodor opisywał druidów jako „wielkich filozofów i teologów, cieszących się ogromnym szacunkiem”.

Druidowie doskonale znali astronomię i wierzyli w wędrówkę dusz (reinkarnację), będącą elementem starożytnego pitagoreizmu. Już w VI w. p.n.e. Pitagoras założył jedną z najwcześniejszych szkół mistycyzmu. Panował w nich pogląd heliocentryczny (Słońce jest centrum Układu Słonecznego, a nie Ziemia), który głosił potem Mikołaj Kopernik. Dla druidów heliocentryzm był oczywistością i nie do pomyślenia był dla nich pogląd, że Ziemia „stoi” w miejscu i jest centrum Wszechświata.

Graala podobnie jak kamień filozoficzny uznawano za klucz wiedzy i sumę wszystkich rzeczy. W warstwie językowej „Graal” ma swoje źródło w celtyckim słowie gral (kamień), także gar-al to puchar z kamienia.

Tajemnicza, pokryta krwią biała włócznia, zwykle towarzyszy Graalowi i ma być orężem, które przeszyło uda Króla Rybaka. Jest ona identyfikowana z mityczną włócznią Longinusa, która przebiła bok Jezusa i sprawiła, że spłynął krwią. Ta włócznia wraz z kielichem, mieczem i półmiskiem to Świętość Zamku Graala.

Sięgnijmy do kart tarota. Pojawiły się w XIV wieku w północnej Italii, Marsylii i Lyonie. Najbardziej odkrywcze prace związane z symboliką tych kart związane są z amerykańską autorką, Margaret Starbird. Symbolika kart tarota bliska jest tradycji Graala.

Cztery główne kolory Minor Arkanów tarota (56 kart, w tym 4 figuralne – Król, Królowa, Rycerz i Giermek) to Miecze, Kielichy, Denary i Buławy. Odpowiadają one mieczowi, kielichowi, półmiskowi i włóczni – Świętościom Graala.

Po jakimś czasie przybrały postać pików, kierów, kar i trefli, czyli kolorów używanych w obecnych taliach do gry w karty. Pik przedstawia ostrze (męski symbol /\), kiery to Kielich alternatywnego kościoła (kobiecy symbol V), karo to znak służby (półmisek czy drewniany talerz na chleb), a trefl (symbol trwałości rodu Dawida) jest uznawany za puszczającą pędy różdżkę Isajego.

Sekrety tarota tkwiły w 22 kartach Major Arkanów. Karty te zwano z francuska trumfami (atutami). Słowo trumf pochodzi od starofrancuskiego tromfe symbolizując trąbę, która symbolicznie rozdzieliła Kościół Piotrowy.

Współczesne karty do gry zachowały tylko jedną figurę z kart tarota. Jest to Głupiec (Dżoker), który nie jest figurą poważną, ale zawsze wygrywa.

Inną z ważniejszych kart tarota jest Sprawiedliwość, ugwieżdżona Panna z dwusiecznym mieczem i szalkami wagi. Pierwotnie karta ta pokazywała słabość Graala w porównaniu z rzymską inkwizycją  i była znana jako karta Magdaleny.

Inne karty związane z Marią Magdaleną to Wieża, Świat i Moc. W tradycji Graala Wieża (lub Dom Boga) reprezentowała Magdal-eder (Wieżę Trzody jak w księdze Micheasza 4, 8). Przypominała szachową wieżę.

Duch Marii przejawiał się też w Świecie. Stojąca lub tańcząca w obrębie wieńca, naga lub odziana kobieta trzyma berło lub inny symbol monarchy.

W niektórych taliach wizerunek Graala znajdował się na licu karty, a kobietę identyfikowano z Marią Magdaleną. To symbolizowało kontynuację linii Dawida zgodnie z psalmem 89: „Na wieki utwierdzę ród twój, zbudowałem na całe pokolenia tron twój”.

Wykorzystując Tablice Świadectwa, Kosmiczne Prawo i świętą geometrię templariuszowscy budowniczowie wznieśli najdoskonalsze święte pomniki jakie kiedykolwiek ozdobiły chrześcijański świat.

Idea „Notre Dame” („Naszej Pani” – chodziło o Marię Magdalenę) była domeną wyłącznie templariuszów i cystersów.

Legendy arturiańskie mają niewiele wspólnego z mitycznym Arturem – celtyckim Ard-ri (najwyższym królem) i warlordem, którego wojownicy zdobyli groźną reputację w VI wieku. To mądrość Graala wprowadziła Artura w „światła rampy”, w legendach przypisywano jego rycerzom poszukiwania świętego naczynia.

Rycerze Graala i templariusze byli nie tylko Strażnikami Sangreala Stewartów w Szkocji, ale też stali się opiekunami Kamienia Przeznaczenia (Kamienia ze Scone). Ten najświętszy ze szkockich skarbów sprowadził do Szkocji z Irlandii Fergus Móc mac Erk, pierwszy król Dałriadii (V wiek), a do Irlandii trafił około 586 r. p.n.e. z Judei. Święta relikwia podobno jest Kamieniem Przymierza, znanym jako „poduszka Jakuba” (Rdz 28, 18-20), na której w Betel Jakub złożył głowę i podobno zobaczył drabinę sięgającą do nieba. We śnie Bóg obiecał Jakubowi, że jego nasienie wyda licznych królów, którzy z czasem utworzą linię sięgającą do Dawida.

Szkocki królewski dom Stewartów powstał z małżeńskiej unii dziedzicznych następców Jezusa i jego brata Jakuba – Merowingów i celtyckich ludów Brytanii. Sterwartowie byli jedyną dynastią wywodzącą się spod linii Graala. Ich dom z dawien dawna zwano „domem jednorożców”.

Jednorożec desposynes włączono do królewskiego herbu Szkocji. Jednorożec miał odpowiadać męskiemu Jezusowi i wiązał się z przedstawieniem namaszczonego mesjasza w Psalmie 92. Mityczne zwierzę zajmowało poczesne miejsce u albigensów (katarów), którzy zostali unicestwieni przez Inkwizycję.

Strona 4 z 7

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén